sobota, 8 listopada 2008

Lipiec 2007 Węgry

Ponieważ Markowi nie udało się pojechać z nami nad morze, to zdecydowaliśmy, że pojedziemy jeszcze na węgierskie popularne baseny...
Tam przynajmniej pogoda nie kaprysiła.... Żar lał się z nieba niemiłosiernie przez cały tydzień i tak serio pisząc, to baliśmy się trochę o to jak dzieciaki zniosą nadmiar gorąca. Przychodziliśmy na baseny dość wcześnie, więc nie było problemów ze znalezieniem miejsca w cieniu, no i chłodziliśmy się systematycznie w wodzie :)
Bysiek całe nasze wakacje zniósł wprost fantastycznie, poza drobną gorączką nad morzem, ale zwaliliśmy to z lekarzem na wychodzące stale zęby, których ma już 12 sztuk. :)
Niepokoiłam się o możliwość powrotu infekcji moczowych (zwłaszcza po basenach), ale niepotrzebnie. Wygląda na to, że sytuacja zdrowotna Krzysia ustabilizowała się, po wstawieniu zastawki. Hmm, czyżby szło ku lepszemu?


Foteczki z Węgier...
Śmiejoszek
darmowy hosting obrazków


darmowy hosting obrazków


Kolejne z tych "ulubionych"...
darmowy hosting obrazków


Moje dzieciaki razem bańki puszczają
darmowy hosting obrazków


Śmiejoszek troszkę bardziej poważny...
darmowy hosting obrazków

Cały wyjazd uznaliśmy za udany, poza dwoma drobnymi incydentami, które chciały zepsuć nam wakacje...
Jeszcze w Polsce, przed granicą słowacką wpadliśmy w poślizg i wylądowaliśmy w rowie, ale na szczęście nic, zupełnie nic się nikomu nie stało.... Sama nie wiem jak to możliwe do końca, bo wyglądało to tragicznie, a jednak... nawet na samochodzie nie było śladów, poza błotem i trawą z rowu.... Bysiek nawet się nie obudził przy całym tym zdarzeniu, tylko Fasola była lekko wystraszona. No a ja oczywiście się poryczałam jak małe dziecko, bo to ja prowadziłam.... Zdecydowaliśmy kontynuować wyjazd, bo faktycznie było wszystko OK.
Drugi wypadek, zdarzył się pod węgierskim marketem, gdzie jakiś wariat jechał jak szalony, bo chciał zdążyć przed zamknięciem sklepu. Podjeżdżał już do miejsca parkingowego, ale jakoś dziwnym trafem nie zauważył, że ja tam stałam z Krzysiem na rękach.... Na szczęście tylko nas potrącił bokiem, więc poza drobnymi otarciami i zniszczoną bransoletką nie było więcej szkód.... Policji nie wzywaliśmy, bo już widziałam oczyma wyobraźni jak się z nimi dogadujemy. My Polacy, facet był Czechem, a policja Węgierska... To mogłaby być niezła komedia. Po tych wydarzeniach dziękuję Panu Bogu, że żyjemy....

czwartek, 6 listopada 2008

Lipiec 2007 Międzywodzie

W lipcu dzięki wielu fajnym ludziom poznanym na forum związanym z Byśka chorobą, wyjechaliśmy na turnus rehabilitacyjny do Międzywodzia.
Wszyscy specjaliści, którzy opiekowali się Krzysiem wyrazili zgodę na taki wyjazd, a ja cieszyłam się, że będę mogła z dziećmi pojechać nad morze.... :) Tym bardziej, że ostatnie miesiące dały nam trochę w kość.... Ale zapowiadało się, że teraz, to już tylko lepiej będzie. I mogę z czystym sumieniem napisać, że lipiec był najspokojniejszym miesiącem dotychczas, od momentu przyjścia Krzysia na świat.


Tutaj z mamusią...
darmowy hosting obrazków



Bysiek łażący po stole....
darmowy hosting obrazków



I słoneczka też trochę udało nam się złapać, choć pogoda była mocno kapryśna....
darmowy hosting obrazków



Krzysiowi ciężko było na początku zaskoczyć co to jest piasek i co się z nim robi, ale doszedł do tego co wiele maluchów często robi i w krótkim czasie zaczął wkładać łapki z piachem do buzi.... ;)
darmowy hosting obrazków



Ćwiczenia też musiały być, choć skłamałabym pisząc, że były rewelacyjne.... Mimo tego i tak nie zawsze chciało się Byśkowi ćwiczyć.
darmowy hosting obrazków



W cieniu namiotu...
darmowy hosting obrazków



Moja ulubiona fotka...(jedna z wielu)
darmowy hosting obrazków



Bardzo spodobała się Byśkowi ogromna ilość wody.... A jak się go ulokowało w pożyczonym pontonie, to wyjść z niego nie chciał.....
darmowy hosting obrazków



Bardzo tęsknię za spacerami, których było bardzo dużo w rewelacyjnym gronie innych Niezwykłych dzieciaków i ich rodziców. Tęsknimy za dziećmi i za beztroską tamtych letnich dni....