wtorek, 30 grudnia 2008

Po Świętach

Jak byłam małą dziewczynką wydawało mi się, że przygotowania do Świąt ciągną się w nieskończoność i wprost nie mogłam doczekać się Wigilii... A teraz, kiedy czas ucieka mi jak szalony, to moje dzieci nie mogą doczekać się tej najważniejszej w roku kolacji, a przede wszystkim Gwiazdki, która zostawia pod choinką prezenty dla wszystkich
Nie zawiodła i w tym roku.... Prezenty dotarły, wieczerzę wigilijną dzieciaki zjadły i już o północy spać poszły....
Obydwa Świąteczne dni minęły nam w tempie ekspresowym, głównie u rodziny bliższej i odrobinę dalszej i gdyby nie to, że po Świętach był weekend, to już byłoby mi smutno.... A tak, były jeszcze dwa wolne dni, które można było przeznaczyć na leniwe przyzwyczajanie się do końca Świąt.
Żeby nie było za łatwo, to w sobotę zepsuła nam się pralka ( Marek własnymi siłami usiłuje ją zreanimować ), a Olka i Bysiek walczą z przeziębieniem, które uniemożliwiło nam zaplanowany wyjazd na Sylwestra do znajomych. No niestety, tak to w życiu bywa. Trzymam kciuki za zdrówko własnych dzieci, bo bardzo chciałabym, żeby Olka pojechała na narty w weekend, a ostatnie badanie moczu Byśka było nie najlepsze, więc w przyszłym tygodniu może się okazać, że dostaniemy antybiotyk na syfolce w moczu.....

Wklejam kilka Świątecznych fotek życząc wszystkim udanego Sylwestra

Bysiek, którego główną potrawą wigilijną był opłatek...


darmowy hosting obrazków

Cała Olka przy stole i barszczu z uszkami...

darmowy hosting obrazków


Pod choinką u cioci...

darmowy hosting obrazków


Pod szopką u babci...

darmowy hosting obrazków


Pod choinką u drugiej babci...


darmowy hosting obrazków

wtorek, 23 grudnia 2008

Wesołych Świąt

Pomódlmy się w Noc Betlejemską
w noc szczęśliwego rozwiązania,
by wszystko się nam rozplątało,
węzły, konflikty, powikłania.
Oby się wszystkie trudne sprawy
porozkręcały jak supełki
własne ambicje i urazy
zaczęły śmieszyć jak kukiełki.
Oby w nas paskudne jędze
pozamieniały się w owieczki,
a w oczach mądre łzy stanęły,
jak na choince barwnej – świeczki.

J.Twardowski


Czego z całego serca wszystkim życzę :)

niedziela, 21 grudnia 2008

Psycholog

Jakiś czas temu miałam wątpliwą przyjemność być z Krzysiem na rutynowej, obowiązkowej wizycie u psychologa.
Pani psycholog to bardzo miła, młoda kobietka, która (według moich obserwacji), nie do końca dobrze jest przygotowana do wykonywanego przez siebie zawodu, zwłaszcza w placówce w jakiej pracuje. Ta placówka to ośrodek rehabilitacyjny dla dzieciaków z różnymi problemami, wadami czy chorobami, więc idąc na wizytę do takiego ośrodka oczekuję, że psycholog będzie orientował się na czym polega choroba mojego syna.
Nie byliśmy tam po raz pierwszy, ale każda wizyta zaczyna się standardowym wyjaśnianiem Pani psycholog z czym Bysiek ma problemy.... Dlatego też nie bardzo lubię te wizyty, bo muszę po raz kolejny mówić o tym samym....(to tak jak czasem tłumaczę po raz kolejny coś Fasoli, a ona dalej nie rozumie).

Tym razem było podobnie.
Pani na początku pozwoliła się Byśkowi zająć zabawkami, czytając jednocześnie własne zapiski z wizyty poprzedniej i zadając mi pytania typu:
-"Czy już nie musi być cewnikowany? Bo ostatnio mówiła mi pani, że nie wie, czy już zawsze będzie musiał korzystać z cewnikowania...." I kolejny raz mówię, że ma pęcherz neurogenny i musi być cewnikowany, ale czy na zawsze to pojęcia nie mam....
-"Ale chodzi?" - Nie, nie chodzi, ma stopy niewładne, urodził się z przepukliną oponowo-rdzeniową i wodogłowiem. Założoną ma zastawkę - dodałam, nie czekając na kolejne pytanie i już kipiałam wewnątrz....
Pani przeszła powoli do obserwowania Krzysia i usiłowała zorientować się, co moje dziecko obecnie potrafi. Żeby ocenić poziom jego rozwoju wyciągnęła książkę (!) i według niej testowała Krzysia na zadaniach, które są dopasowane do zdrowych dzieciaków w jego wieku. Bysiek wydarty od zabawek wcale na Panią uwagi nie zwracał i twardo domagał się zwrotu klocków.... Naturalne, według mnie. Więc jak Pani zadawała mu pytania o części ciała, to wskazywał rączką na klocki, mówiąc "tam" :)
Pani dla pewności zapytała mnie, czy potrafi wskazać gdzie ma nos, albo oko... Śmiać mi się chciało i stwierdziłam w duchu, że Bysiek chyba wyczuwa moje nastawienie do wizyty i dlatego olewa ją totalnie....
Ale to nie koniec. Pani postanowiła chyba przewałkować wszystkie testy, bo zapytała mnie, czy Krzyś rozumie pojęcie "większy" i "mniejszy". Powiedziałam, że tak, ale na pewno nie wskaże różnicy np. numeru buta 36 od 38..... Na to Pani psycholog wzięła do ręki pudełko po kremie i zapytała Byśka: "Krzysiu, a co jest cięższe? Ja, czy to pudełko?" Ręce mi opadły i oświeciłam ją, że tego, to on na pewno jej nie powie....
Na końcu dowiedziałam się od Pani, że Krzyś niektóre zadania wykonuje na poziomie dziecka 26-cio miesięcznego, ale niektóre tylko na 17-sto miesięcznego....
Szczerze pisząc mało się przejęłam jej słowami, bo to ja wiem, czy Bysiek robi postępy, czy nie.
I to dla mnie jest najważniejsze, bo to, że on nie robi wszystkiego tak jak dzieci zdrowe, jest związane z pewnymi ograniczeniami wynikającymi z jego wad i ja o tym doskonale wiem. Wiem, że może robić coś wolniej niż inne dzieciaki, ale widzę, że powoli je "goni" i to jest istotne. Jego rozwój nie stoi w miejscu i nie cofa się... idzie do przodu, a że nie robi tego jak burza, to już inna para kaloszy :)

piątek, 19 grudnia 2008

"Disiaj"

Moje dziecię, na pytanie: "kiedy?" (niezależnie od tego o co chodzi), odpowiada zawsze: "disiaj", co w bysiolowym języku oznacza: "dzisiaj"....

Parę dni temu leżeliśmy sobie z Byśkiem na łóżku. Bawiłam się jego gołymi stópkami, które jeszcze nigdy w życiu nie poruszyły się :(
Patrzę sobie na nie i gadam do siebie: "kiedy Ty Bysiolku zaczniesz ruszać tymi mizernymi paluszkami?" A na to moje słodkie dzieciątko z powagą na ustach: "disiaj"....
Nie mogłam się nie roześmiać z rozczuleniem :)

czwartek, 18 grudnia 2008

List do Świętego Mikołaja (E. Waśniowska)

Kochany Mikołaju,

wiem, że to niełatwo, lecz przynieś niewidomym dzieciom takie światło,
co pozwoli im ujrzeć wszystkie dary boskie:
drzewa w czapach śniegu, obraz Częstochowskiej,
lustro lodowiska kreślone łyżwami,
które skrzy się, błyska gdy tańczymy na nim.

Przynieś dzieciom głuchym piosenkę anioła,
by zagrała cisza, która trwa dokoła.
By szept usłyszały i dzwoneczków trele,
głos mamy, kolędę w grudniowym kościele.

Pożycz anielskie skrzydła, Mikołaju drogi,
dla dzieci, które mają bardzo chore nogi.
Na skrzydłach wnet wylecą ze smutnych szpitali
i dotrą do swych domów hen, w błękitnej dali....

Ależ by była radość, Mikołaju Święty!
Ależ by to były wspaniałe prezenty!