wtorek, 28 lipca 2009

Bysiolkowa logika na wesoło

Moje dzieciaki, jak zdecydowana większość chyba, uwielbiają czekoladę.... Taką do kanapek też i rzadko mają umiar, więc ograniczam...

Ola - "Mamo, zrobię sobie rogalika z Nutellą"
mama - "Nie wolno! Zjedz z szynką"
Ola - "No to zrobię sobie rogalika z szynką, a Nutellę zjem sobie łyżeczką"
mama - "Nie wolno! Łyżeczką też nie wolno!"
Bysiek - "A paluchem wolno??"


Innym razem...

Bysiek - "Mamo, umies muchać balona?"
mama - "Umiem"
Bysiek - "Umies tak, ze penknie?"
mama - "Nie, bo się boję"
Bysiek - "Cego bois sie?"
mama - "No tego, że strzeli"
Bysiek - "Nie sceli..."
mama - "Nie strzeli?"
Bysiek - "Nie sceli, tylko penknie"


niedziela, 26 lipca 2009

Nasze wakacje

Trzeci raz spędzaliśmy wakacje w tym samym miejscu, w tym samym ośrodku i z tymi samymi przyjaciółmi z Niezwykłej Krainy. I jeśli idzie o mnie, nic nie chcę zmieniać i nie wyobrażam sobie spędzenia wakacji gdzieś indziej. Jasne, że dodatkowo możemy pojechać w inne miejsce, ale na pewno nie zamiast.... Przynajmniej na razie.
Nie nudzi nam się tam nigdy, nawet przy brzydszej pogodzie, a gdy ładna, to już chyba nawet pisać nie muszę .

Zawsze jest z kim wypić kawę (w samotności nie cierpię pić kawy), pogadać o niczym, powymieniać zdania na temat lekarzy, rehabilitacji, czy leczenia, albo posprzeczać się na temat poprawnej polszczyzny....lub facetów idealnych .
Kiedy słonko chowało się za chmurami namiętnie chodziliśmy na spacerki, lody, gofry i inne delikatesy.

"Plose gofla"

darmowy hosting obrazków

Czasem część ekipy uprawiała wyścigi wózków, co wprost uwielbiały dzieciaki, a innym razem po prostu siedzieliśmy na podwórku i obserwując "chodzące" w różny sposób i w różnych sprzętach dzieciaki, odpoczywaliśmy od codziennych domowych obowiązków.
Tam nie musieliśmy się martwić o to co kupić i zrobić na obiad, bo posiłki zawsze o stałych porach czekały na nas na stołówce... To było super!

Bysiek, jak można się było spodziewać zaskoczył wszystkich naszych znajomych swoją nowo nabytą umiejętnością chodzenia, którą wciąż doskonali....

Bysiek wakacyjny

darmowy hosting obrazków

Usiłował tam chodzić po niewielkich wzniesieniach, pokonywać krawężniki, czy chodzić po trawie. Jak tylko spadło kilka kropli deszczu, kazał wdzierać na siebie kaloszki i szukał (bez powodzenia, bo deszczu prawie nie było) kałuż.

darmowy hosting obrazków

Padnięty w ciągu dnia

darmowy hosting obrazków

Gdy bardzo mocno wiało, na stanowiskach ratowników wisiała czerwona flaga. Nie można się było kąpać, ale tak na prawdę nawet nie wiem, czy by się dało, bo morze falami zalewało brzeg, a wiatr prawie głowy chciał urywać... W takie dni wędrowaliśmy plażą wzdłuż brzegu, zbieraliśmy muszelki i wdychaliśmy jod.

Bysiek w nosidełku u tatusia

darmowy hosting obrazków

Mama karmi mewy

darmowy hosting obrazków


W dni powszednie Bysiek miał masaż i ćwiczenia, których oczywiście nie chciał robić. Jedyną zachętą był dla niego basenik z kulkami, w którym mógł się bawić.

darmowy hosting obrazków

Ale najlepsze ze wszystkiego nad morzem, jest morze!
Kiedy słonko nam świeciło, ładowaliśmy na siebie i wózki sprzęt plażowy i szybciutko szliśmy na plażę, żeby zająć dobre miejsce. A dla nas dobre miejsce, to takie możliwie najbliższe morza. Żeby dobrze było widać dzieciaki chodzące po wodę do budowli pisakowych, i wszystkich od nas, którzy akurat się kąpali.
Bysiek uwielbia wodę i podoba mu się nad morzem to, że na kolanach może sobie do niej wejść. Ciężko było go utrzymać na kocu, czy w pisaku.... Cały czas siedział w morzu, jeśli nie liczyć krótkich przerw na picie, czy cewnikowanie. Był szczęśliwy.

Bysiek ucieka do morza

darmowy hosting obrazków

darmowy hosting obrazków

Z Fasolą

darmowy hosting obrazków

Przymusowa przerwa na brzegu

darmowy hosting obrazków

Wieczory...

darmowy hosting obrazków

...wieczory były super!
Standardowo wyganialiśmy dzieciaki do spania po 20 i ok. 21 schodziliśmy na spotkania przy piwie i pizzy. Delektowaliśmy się spokojem i swoim towarzystwem. Wtedy dopiero naprawdę odpoczywali dorośli.
Niestety co dobre, kończy się ekspresowo, więc zanim się obejrzeliśmy, już musieliśmy się ze wszystkimi żegnać. Smutno, ale tak już jest.
Dziś jeszcze żyjemy wspomnieniami tego Międzywodzia, ale gdy nadejdzie zima, z niecierpliwością będziemy czekać na kolejne....
Całusy dla wszystkich, którzy byli z nami i dla tych, których nie było....

P.S. Jedyny minus tych wakacji, to zepsuty aparat. Spadł Oli tak nieszczęśliwie, że całkowicie uszkodzony jest obiektyw. Jak ja przeżyję bez aparatu...?

czwartek, 23 lipca 2009

Buty..... zaczarowane :)

Są tematy ważne i ważniejsze.

Dla mnie takim ważnym tematem, są wakacje z których szczęśliwie wróciliśmy..., ale bardzo nam smutno, że ten czas tak szybko przeleciał .
Ale dziś jest coś dla mnie o wiele ważniejszego niż fotorelacja z Międzywodzia...

W tym poście chcę się pochwalić Byśkiem i najbardziej jak to tylko możliwe w formie pisanej, przekazać wam, że jestem bardzo szczęśliwa.
Szczęśliwa z wielu małych powodów, które w całości prowadzą, do tego co w ostatnim czasie wydarzyło się ważnego w naszej rodzinie..... no i już nie będę kręcić, tylko napiszę:

BYSIEK CHODZI !!!!!!

Dosłownie. Chodzi bez trzymania i bez pomocy.
Jasne, że chodzi w ortezach, ale to właśnie im zawdzięczamy ten moment. Dla nas są super ortezami.
Po trzech dniach używania ortez, Bysiek puścił się i stanął bez trzymania się czegokolwiek. Po kolejnych dwóch dniach zaczął stawiać pewne, samodzielne kroki, a po trzech tygodniach pokonywane przez niego dystanse, znacznie się wydłużyły. Teraz Bysiek chodzi niezbyt pewnie, ale potrafi przejść naprawdę długi odcinek.

Na dowód tego mamy krótki filmik, niestety nagrany aparatem, więc jego jakość jest do bani, ale nie o jakość w tym filmie chodzi, tylko zdecydowanie o treść!



Nasza rehabilitantka była lekko zszokowana (tak serio pisząc, to każdy tak reagował... poza najbliższymi, którzy wylewali łzy szczęścia) i od razu stwierdziła, że pewnie dlatego Bysiek nie chciał się uczyć chodzić z kulami, bo w głowie już świtało mu chodzenie "wolno"... ;)

Mam nadzieję, że nasza pani lekarz rehabilitacji, nie będzie się już dziwiła, że zamiast robić tańsze ortezy w Rzeszowie my jeździmy po o wiele droższy sprzęt do Łodzi.
Dziś śmiało mogę napisać "co z tego, że droższe, skoro.... zaczarowane "

piątek, 3 lipca 2009

Na walizkach....

Ponieważ jutro z samego rana rozpoczynamy turnus w Międzywodziu, a mamy do niego dość daleko, to już teraz piszę ostatniego posta przed naszymi wakacjami.
Jak wiecie Fasola doczekać się nie może, a Bysiek wytrwale jej w tym wtóruje. Ja z każdą mijającą godziną, jestem bardziej przerażona pakowaniem się.
I choć większość rzeczy została już gorliwie przygotowana do zapakowania, to i tak zostało dużo drobiazgów, o których zapomnieć nie mogę.
W dodatku Marek jednak musiał iść do pracy, więc muszę o wszystkim myśleć sama. Przeraża mnie też myśl, że będzie po pracy zmęczony i niewyspany, a ma do przejechania w nocy 894 km (jak pokazało mi zumi).
Kazał mi się wyspać, żebyśmy się zmieniali w podróży, ale ja jestem marnym kierowcą w nocy. Spać mi się chce po 30 minutach za kierownicą.
Zastanawiałam się, czy nie pojechać dopiero jutro rano, ale nasze dzieci marnie by to zniosły...(nie wspomnę o nas jakbyśmy mieli przez 12 godzin jazdy w dzień, wysłuchiwać ich jojczenia i złości).


Ponieważ kończę tego posta na godzinę przed wyjazdem, to mogę już z czystym sumieniem dopisać, że wszystko jest już spakowane.... i to nawet do samochodu.
Teraz czeka nas już tylko kąpanie dzieciaków, załadowanie ich do samochodu i w drogę!

Mam nadzieję, że wszystko zabraliśmy i..... że nie uschną mi kwiatki na balkonie, których podlewanie zleciłam Marka bratu, czyli Łysemu.

Udanych wakacji więc życzę sobie i Wam :)

środa, 1 lipca 2009

Kolejne dni

Bysiek - "Mamo, kiedy Cisia będą pezenty?"
Ola - "Już niedługo będą Twoje urodziny"
mama - "No, jeszcze dwa miesiące..... cieszysz się Krzysiu?"
Bysiek - "Tak. Pewnie Cisiu dostanie brrruma, albo jakieś..... autko!"

Zupełnie nie wiem, czym według mojego dziecka różni się brum, od autka....


Tydzień bez samochodu przeżyliśmy i nie było tak źle jak się zapowiadać mogło.
Trudniej było nam wytrzymać bez nowych ortez, bo Bysiek bardzo zdążył się do nich przywiązać. Widocznie zdecydowanie lepiej się w nich czuje, a przede wszystkim o wiele stabilniej. Widać to było po jego zachowaniu, jak założyliśmy stary sprzęt. Krzysiek usiłował przez te kilka dni stawać bez trzymania i robić kroczki, mimo braku tych nowych ortez, które dały mu taką pewność siebie.
Nowe ortezy musieliśmy wysłać do poprawki, bo w jednym miejscu paskudnie Krzyśka gniotły i zrobiła się rana.
Ale właśnie przed chwilą odebrałam paczkę z poprawionymi ortezami i jak tylko Bysiek wstanie (bo jasna sprawa - śpi jeszcze) to je zakładamy i mam nadzieję, że już nic nie będzie go gniotło. Od niedzieli pytał gdzie są jego nowe buty i dlaczego pojechały do poprawy Bardzo mnie to cieszy....

Nawet nie wiem, czy już pisałam na blogu, że co jakiś czas usiłuję Byśka namówić na naukę posługiwania się kulami... I chodzi mi tutaj oczywiście o chodzenie z nimi, bo wywijać kulami na wszystkie strony uczyć go nie trzeba. To dzieciaki jakoś szybko i bezproblemowo łapią.
Moje namowy bardzo powoli skutkują i to w dodatku nie w taki sposób jak mi się marzy.... ale to zupełnie inna bajka.
Wiem, bo wiele osób znajomych mi osobiście i z sieci mówiło mi o tym, że Bysiek jest za mały na zrozumienie na czym polega chodzenie o kulach, ale ja po prostu oswajam go z nimi. I faktycznie idzie to opornie, bo nie rozumie jeszcze, że może się na nich stabilnie oprzeć i zaufać im na tyle, żeby próbować z nimi chodzić.
Najfajniesze były początki jak Bysiek traktował kule jak przedłużenie własnych rąk.... Prowadziłam go trzymając tak, żeby czuł się pewnie, a on kul nie opierał o podłogę, tylko machał nimi jak rękami . Fajnie to wyglądało.
Teraz już wie (oczywiście głównie teoretycznie, od naszej rehabilitantki) jak powinno to wyglądać, ale boi się i koniec. Dlatego czekam i co jakiś czas pytam, czy chce pochodzić z kulami. I ponieważ nie naciskam, to Bysiek zgadza się na moją propozycję i wtedy robimy rundkę po przedpokoju.

Mamy nawet fotkę, niestety telefoniczną bo z zaskoczenia zrobioną jak wychodziliśmy z kulami z rehabilitacji....

darmowy hosting obrazków

Ale ponieważ trening czyni mistrza, a Bysiek rośnie i staje się coraz bardziej rozumnym dzieckiem, to mocno wierzę, że załapie w czym rzecz i doceni swobodę jaką da mu poruszanie się o kulach.


Na razie wkleję jedyną fotkę na której udało mi się złapać Byśka bez podpórki. I bez dwóch zdań, zawdzięczamy to nowym ortezom....

darmowy hosting obrazków


Bysiek - "Mamo, lobis Cisiowi djęcie?"
mama - "jasne Byśku, tylko wezmę aparat. A uśmiechniesz się ładnie?"
Bysiek - "Tak. Umiechnę"

I tu jest ta śliczna fotka zrobiona na prośbę Byśka. Mama nie chciała takiego "brzydala" fotografować, ale nie miała innego wyjścia, bo od razu głowę chował.

darmowy hosting obrazków


Ale w nagrodę mam taki (trochę koński) uśmiech...

darmowy hosting obrazków


Ciepełko od kilku dni jest i wreszcie dzieciaki mogą radośnie z niego korzystać. Niestety u Byśka przekłada się to na liczne rany i otarcia, ale bardzo ciężko zabronić mu czegoś. Zwłaszcza, że słodziutko prosi , albo wyje jak syrena alarmowa .
Parę dni temu kilkanaście razy zjechał na plecach ze zjeżdżalni i z blizny po zamknięciu przepukliny (kto wie o czym piszę, ten na pewno zrozumie mój strach) puściła się krew. Przestraszyłam się, bo podejrzewam, że może to być niebezpieczne dla Byśka, zakleiłam sterylnym opatrunkiem i dopiero wczoraj zdjęłam. Wygląda to teraz dobrze, a jednak obawy pozostają.
Wczoraj podczas kąpieli w baseniku na ogródku u moich rodziców obtarł sobie pupę i zaliczył dwie nowe rany na nogach. Masakra jakaś... A jak tu odmówić dziecku zabaw letnich, skoro inne dzieciaki swobodnie się w taki sam (albo nawet lepszy) sposób bawią .

Bysiek z Kingą (kuzynką z Lublina) w baseniku. Szczęśliwe dzieciaki....

darmowy hosting obrazków


Od tygodnia Fasola nie wytrzymuje napięcia związanego ze zbliżającym się terminem wyjazdu nad morze. Co dzień odlicza ile jeszcze, a od 5 dni ma spakowaną walizkę. I choć wiem, że jeszcze raz jutro będę musiała ją spakować, to musiałam ustąpić, żebyśmy nie zwariowali. Pralka ciągle pierze, a my ze zrobioną listą rzeczy do zabrania, zastanawiamy się o czym zapomnielieśmy i czego nie zabierzemy. Czy zabraknie nam ciuchów letnich, czy raczej tych ciepłych, bo ciągle nie wiemy jak bardzo kapryśna będzie pogoda.
Tymczasem dzisiaj wybieramy się (bez Krzysia) do kina na bajkę "Epoka lodowcowa 3", a wczoraj dopiero udało nam się (pod lekkim przymusem ) oglądnąć wcześniejsze dwie jej części. Mam nadzieję, że będzie się z czego pośmiać i zobaczymy jak poradzili sobie jej twórcy z produkcją 3D.