4 czerwca.
Raniutko meldujemy się w Centrum Zdrowia Dziecka.
Bysiek został przyjęty na neurochirurgię, gdzie miał mieć zrobiony zabieg endoskopowy. Lekarz prowadzący przyszedł do mnie po podpisanie zgody i mimochodem napomknął, że nie będzie planowanego zabiegu, tylko zostanie wstawiona zastawka... Doznałam lekkiego szoku, bo nic mi nie wyjaśnił, a na pytanie dlaczego nie endoskopia, zaczął się wściekać (dosłownie), że przyjeżdżam z dzieckiem na operację, a teraz jej nie chcę.... Spokojnie spróbowałam się dowiedzieć o co chodzi i w końcu oświadczył mi, że lepiej jest założyć zastawkę od razu, bo endoskopia się nie sprawdza (podobno większość dzieci z wodogłowiem, które miały robioną endoskopię i tak musiały mieć założone zastawki... przynajmniej tak mnie poinformował lekarz...). I co ja mogłam? Podpisałam, zwiałam na korytarz i ryczałam, aż mi przeszło (choć trochę).
A Bysiek czuł się całkiem swobodnie....
Noc spędziłam na podłodze pod windą, bo na neurochirurgii w CZD nie ma możliwości przebywania całodobowo z dzieckiem (nie rozumiem dlaczego... ale tak jest, mimo wielu plakatów na korytarzach, które aż krzyczą o prawach małych pacjentów - w tym o możliwości przebywania z osobą bliską przez 24 godziny na dobę....)
Musiałam być blisko, bo nie wiedziałam jak Bysiek się zachowa.... przyzwyczajony, że na żądanie dostaje jeść. W dodatku przed planowaną na następny dzień operacją musiał być na czczo... Ale nie było źle. Przeżyliśmy...
5 czerwca.
Ok. godziny 8 zaczęły się przygotowania do zabiegu...
Krzyś został ogolony na "łysolka" i wykąpany.....
Dostał środek uspokajający (tak naprawdę to raczej ten środek mi by się przydał....), chociaż wcale nie było po nim widać, żeby się denerwował. Leżał sobie spokojnie w łóżeczku,a po kilku minutach pojechał na blok operacyjny....
Około 14 był już z powrotem z nami.... Wszystko poszło dobrze.
7 czerwca. Boże Ciało.
Tej nocy jak przyszłam na karmienie ok godz. 2, jedna z pielęgniarek bujała Byśka w ramionach, bo ryczał..... No i jaka to logika jest, że mama nie może być z dzieckiem w nocy???
Po operacji wszystko było dobrze, problemem tylko był sam Bysiek, który za nic nie chciał leżeć bez ruchu na płasko..... a tak nam zalecono go trzymać.
Jak mnie raz lekarz wkurzył, to zapytałam w jaki sposób mam utrzymać na leżąco 9 miesięczne dziecko, które leżeć wcale nie zamierza....? Nic nie odpowiedział.
Postanowiliśmy pójść na szpitalną procesję z okazji Bożego Ciała i z takim dzwonkiem wystąpił Bysiol....
8 czerwca.
Tego dnia miałam zostać sama z Byśkiem w szpitalu, bo mama, która z nami była musiała wracać do domu..., ale wcześniej poszła do lekarza z pytaniem, czy nie można by zabrać Byśka już dziś do domu, skoro wszystko jest OK. No i dostaliśmy pozwolenie na powrót do domu.....!
Smutno mi, że "przegraliśmy", ale z drugiej strony..... jeśli zastawka będzie działała bez zarzutu , to może w końcu nie będziemy mieć wrażenia, że siedzimy na bombie z opóźnionym zapłonem....
Raniutko meldujemy się w Centrum Zdrowia Dziecka.
Bysiek został przyjęty na neurochirurgię, gdzie miał mieć zrobiony zabieg endoskopowy. Lekarz prowadzący przyszedł do mnie po podpisanie zgody i mimochodem napomknął, że nie będzie planowanego zabiegu, tylko zostanie wstawiona zastawka... Doznałam lekkiego szoku, bo nic mi nie wyjaśnił, a na pytanie dlaczego nie endoskopia, zaczął się wściekać (dosłownie), że przyjeżdżam z dzieckiem na operację, a teraz jej nie chcę.... Spokojnie spróbowałam się dowiedzieć o co chodzi i w końcu oświadczył mi, że lepiej jest założyć zastawkę od razu, bo endoskopia się nie sprawdza (podobno większość dzieci z wodogłowiem, które miały robioną endoskopię i tak musiały mieć założone zastawki... przynajmniej tak mnie poinformował lekarz...). I co ja mogłam? Podpisałam, zwiałam na korytarz i ryczałam, aż mi przeszło (choć trochę).
A Bysiek czuł się całkiem swobodnie....
Noc spędziłam na podłodze pod windą, bo na neurochirurgii w CZD nie ma możliwości przebywania całodobowo z dzieckiem (nie rozumiem dlaczego... ale tak jest, mimo wielu plakatów na korytarzach, które aż krzyczą o prawach małych pacjentów - w tym o możliwości przebywania z osobą bliską przez 24 godziny na dobę....)
Musiałam być blisko, bo nie wiedziałam jak Bysiek się zachowa.... przyzwyczajony, że na żądanie dostaje jeść. W dodatku przed planowaną na następny dzień operacją musiał być na czczo... Ale nie było źle. Przeżyliśmy...
5 czerwca.
Ok. godziny 8 zaczęły się przygotowania do zabiegu...
Krzyś został ogolony na "łysolka" i wykąpany.....
Dostał środek uspokajający (tak naprawdę to raczej ten środek mi by się przydał....), chociaż wcale nie było po nim widać, żeby się denerwował. Leżał sobie spokojnie w łóżeczku,a po kilku minutach pojechał na blok operacyjny....
Około 14 był już z powrotem z nami.... Wszystko poszło dobrze.
7 czerwca. Boże Ciało.
Tej nocy jak przyszłam na karmienie ok godz. 2, jedna z pielęgniarek bujała Byśka w ramionach, bo ryczał..... No i jaka to logika jest, że mama nie może być z dzieckiem w nocy???
Po operacji wszystko było dobrze, problemem tylko był sam Bysiek, który za nic nie chciał leżeć bez ruchu na płasko..... a tak nam zalecono go trzymać.
Jak mnie raz lekarz wkurzył, to zapytałam w jaki sposób mam utrzymać na leżąco 9 miesięczne dziecko, które leżeć wcale nie zamierza....? Nic nie odpowiedział.
Postanowiliśmy pójść na szpitalną procesję z okazji Bożego Ciała i z takim dzwonkiem wystąpił Bysiol....
8 czerwca.
Tego dnia miałam zostać sama z Byśkiem w szpitalu, bo mama, która z nami była musiała wracać do domu..., ale wcześniej poszła do lekarza z pytaniem, czy nie można by zabrać Byśka już dziś do domu, skoro wszystko jest OK. No i dostaliśmy pozwolenie na powrót do domu.....!
Smutno mi, że "przegraliśmy", ale z drugiej strony..... jeśli zastawka będzie działała bez zarzutu , to może w końcu nie będziemy mieć wrażenia, że siedzimy na bombie z opóźnionym zapłonem....