poniedziałek, 31 stycznia 2011

W drogę...

Zaglądnęłam na chwilkę dosłownie do sieci, żeby zapłacić rachunki i pożegnać się z Wami na dwa tygodnie.
Dosłownie za parę godzin jadę z Byśkiem do Sosnowca na turnus rehabilitacyjny.....
Mam ogromną nadzieję, że tamtejsza kadra będzie potrafiła pomóc Byśkowi wyzbyć się tego okropnego nawyku krzywego stania i chodzenia "pogipsowego". 
A przede wszystkim mam nadzieję, że będą potrafili tak go zagadać, żeby w ogóle chciał ćwiczyć.
Bo jak wiadomo, ostatnimi czasy kiepsko z tym u niego ;)

Martwi mnie trochę sprawa, zawalenia 8 godzin angielskiego, bo zdaję sobie świetnie sprawę z tego, że z moimi umiejętnościami posługiwania się tym językiem, mogę mieć ogromne problemy z nadrobieniem zaległości.... ale cóż, są rzeczy ważne i ważniejsze!

Ola zostaje z Markiem i dziadkami, którzy będą ją zawozić i odbierać ze szkoły i zajęć, bo nie wiem, czy wiecie, ale w naszym województwie ferie zimowe właśnie się skończyły i Oleśka jutro wraca do szkoły....

Nie wiem, czy jeszcze coś miałam Wam przekazać, ale ponieważ tam gdzie jadę, dostępu do sieci mieć nie będę, to może w zeszycie zapisywała będę, co będę miała Wam opowiedzieć ;)

Tak więc... do poczytania! :)


czwartek, 27 stycznia 2011

Urolog i ortopeda (styczniowe wizyty)

Urolog

Wizyta planowana..... w zasadzie po prostu kontrolna. 
Kilka dni wcześniej zrobiliśmy badanie ogólne i posiew moczu. Wyniki prawidłowe. Bardzo się cieszę, bo czasem przy cewnikowaniu zdaje mi się, że coś jest nie tak i martwię się, żeby nie powtórzyła się historia sprzed 4 lat, kiedy wyniki badań wciąż wskazywały oporne bakterie. Wtedy pomógł dopiero szpital.... na szczęście okazało się, że pomógł bardzo skutecznie, bo od tamtego czasu mamy spokój
Badanie USG nerek, też prawidłowe. 
Pewnie w maju czeka nas kolejna urodynamika, a po niej (ustawienie aparatu zależne jest od wyników badania) od nowa zabiegi elektrostymulacji pęcherza.
Ustawione leki mam podawać bez zmian, bo jak na razie spełniają dobrze swoje cele. 
Wygląda więc na to, że w strefie urologicznej mamy dość ustabilizowaną sytuację, na razie.

Przy okazji napiszę, że wreszcie mam sklep w Rzeszówku, w którym mogę zrealizować wniosek i na pieluchy i na cewniki! W dodatku i pieluchy i cewniki są takiej firmy jaką lubię . I za dobre pieniądze.  W sumie jest to mała rzecz, ale bardzo cieszy. Nie muszę krążyć przez miasto szukając tego, co chcę kupić, tylko za jednym razem mam czego potrzebuję!


Ortopeda

Ponieważ jak już wiecie mamy nowe ortezy, to wypadało pokazać się u naszego doktora ortopedy.
Jak zwykle w przychodni.... dziki tłum, więc jak zwykle przybyliśmy jako ostatni . No i jak zwykle pielęgniarka nas za to skrytykowała, więc po zleceniu zrobienia zdjęcia, mieliśmy być przyjęci na oddziale już, bo pan doktor więcej pacjentów nie miał i nie będzie czekał tylko na nas
Ale przed wyrzuceniem nas na RTG, nogi oglądnął... i w ortezach i bez, oglądnął kręgosłup i powiedział, że ogólnie wygląda to nieźle, ale musimy pstryknąć kolejną fotkę. 
Fotkę pstryknęliśmy, ale do pana doktora już się nie dostaliśmy, bo był na bloku operacyjnym, a my po godzinie mieliśmy dość czekania.
Za to we czwartek wpisałam się na "prywatę", gdzie spokojnie zdjęcie oglądnął stwierdzając, że jest lepiej i że czas najwyższy zdjąć gips. Na stałe! 
Przyznam, że (o dziwo) ta rewelacja nie wywołała we mnie fali radości, a tylko obawę, czy aby na pewno pan doktor jest pewny i się nie myli....
Oczywiście o wszystkich obawach powiedziałam, ale usiłował mnie przekonać, że gips był tak długo na wszelki wypadek, po tych jego komplikacjach z niewiadomych przyczyn.
Za to pan doktor plusa dostał od nas, bo kasy za wizytę nie wziął (po raz kolejny)
Doszłam do wniosku, że mam ograniczone nieco zaufanie do ortopedów i chyba ze strachu Bysiek jeszcze przez parę dni chodził w gipsie.

Jednak ze względu na koszmarną postawę i styl chodzenia, spowodowane przez tyle czasu w gipsie właśnie, wreszcie porzuciliśmy go na stałe. Czy dobrze? Pojęcia nie mam, ale chcę.... i muszę wierzyć w to, że dobrze robimy.
Oczywiście na samym przekonaniu nie zostaniemy, bo czekamy na kontrolę w Warszawie i kto wie, może zdecydujemy się pokazać te nogasy jeszcze komuś innemu. 
Na razie Bysiek chodzi i trochę ćwiczy w nowym sprzęcie. 
Niestety tylko trochę ćwiczy (w Rosenkranzu zalecono nam intensywne ćwiczenia w ortezach), bo akurat teraz w naszym ośrodku rehabilitacyjnym urlopy są i to trochę, to tyle co ja z nim zrobię w domu. 
Ale już za kilka dni czeka nas wytężenie sił, bo jedziemy na turnus rehabilitacyjny na Śląsk. Może tam spróbują Byśka ustawić do pionu i na nowo pokażą jak i co.... 

Dobrej nocy wszystkim

piątek, 21 stycznia 2011

Ortezy z Rosenkranza

Na początku stycznia pojechaliśmy na zaplanowaną przymiarkę ortez do Gorlitz do firmy Rosenkranz.
Ponieważ Marek ma ogromne problemy z załatwieniem sobie wolnego dnia w pracy, to zdecydowaliśmy się pojechać we czwartek w Trzech Króli. Tam, za niemiecką granicą firmy pracują w ten dzień, więc można powiedzieć, że dzięki temu udało nam się wszystko sprawnie załatwić.

Przymiarka wypadła dość pomyślnie, bo ortezy faktycznie dopasowane były rewelacyjnie, poza długością... i od góry i na dole pod stopą trzeba było je skracać. Ale to standardowa rzecz, bo przecież lepiej zrobić za długie i skrócić, niż za krótkie
Tak więc po obcięciu są zdecydowanie lepsze, choć ja i tak trochę ubolewałam bo nadal są dłuższe od stopy o jakieś 1,5 - 2 cm. Ale tak kazano nam zostawić z zapewnieniem, że jemu to przeszkadzało nie będzie, a może się okazać, że za pół roku noga mu urośnie i będzie klops. Dobra, niech będzie.

Wybłagaliśmy, żeby zrobiono nam ortezy "na gotowo" na następny dzień, bo mieliśmy umówioną gościnę u KasiO w NS i doszliśmy do wniosku, że jeśli się zgodzą, to po nie przyjedziemy i będziemy mogli zobaczyć na miejscu efekt końcowy i ewentualnie coś jeszcze skorygować.
Udało się.

U "nowych solaków" jak to Bysiek zwykł mówić witaliśmy trochę spóźnieni Nowy Rok...
Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us


A piątek pojechaliśmy po gotowy sprzęt.
I doszłam do wniosku, że mieliśmy szczęście, że zgodzono się zrobić tak szybko, bo zamiast w domu czekać na przysłane ortezy i buty, przynajmniej dostaliśmy dokładne instrukcje jak mamy z Byśkiem ćwiczyć w tych ortezach i na co zwracać szczególną uwagę podczas jego chodzenia.
Bo okazało się, że Bysiek po prawie 10 miesiącach w gipsie nie potrafi prawidłowo stać, nie mówiąc już o chodzeniu. Preferuje jedną nogę, przez co wygląda jakby druga była dłuższa... a tak nie jest, bo (choć po całym tym cyrku z komplikacjami pooperacyjnym, gdzie było zagrożenie, że noga nie będzie rosła) nogi mu zmierzono i stwierdzono, że są równe!
Ale problem pozostał, bo skoro nogi są równe, to znaczy, że w głowie zakodował mu się już bardzo nieprawidłowy sposób chodzenia, który teraz będzie koszmarnie trudno zmienić
Dodatkowo zamontowano Byśkowi w lewej ortezie malutki mostek, którego zadaniem jest utrzymywać paluszki w prawidłowym położeniu, bo (też przez gips) najmniejszy palec jakby zniknął pod pozostałymi

Same ortezy wykonane są świetnie... zastrzeżeń z moje strony brak.
I choć na początku marudziłam trochę na ich długość, to szukając w Rzeszówku pantofli, które dałoby się nałożyć na nowe ortezy (mimo iż kupiliśmy buty w Rosenkranzu, chyba każdy zdaje sobie sprawę z tego, że nie da się chodzić wszędzie i non stop w tych samych butach....) doszłam do wniosku, że nie ma to znaczenia, że są one trochę za długie, bo i tak pantofle, które udałoby się od biedy (ze względu na szerokość ortez) na nie wcisnąć są o 5 numerów za duże!!!!!!! No więc pantofli nie mamy, więc i na podwórku i w domu w jednym obuwiu Bysiek pomyka
Zastrzeżenia jednak na razie ma Bysiek .... mówi, że nowe ortezy są niedobre, nie umie w nich chodzić, a lubił stare i te są mu nie potrzebne. Jednak i on powoli zdanie zmienia... na szczęście


Fotki wrzucam i jak coś mi się przypomni, albo nowe refleksje się pojawią, to napiszę...

Ortezy.... na pierwszym planie, ta z przegubem fleksyjnym

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

Bysiol w nowym sprzęcie
Image Hosted by ImageShack.us


Pozdrowionka dla wszystkich serdeczne...

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Sylwester

Znowu mam zaległości
Bo jak tylko przez jakiś czas nie wchodzę do sieci, to sprawy do zapisania nawarstwiają mi się i jeszcze bardziej nie mam natchnienia do pisania. Taki ze mnie leń jest. Niestety

Już minęła połowa stycznia, więc chyba czas najwyższy napisać jak spędziliśmy Sylwestra.
W zasadzie można by skwitować to stwierdzeniem: ORYGINALNIE i jak nigdy dotąd, bo było.... bardzo, ale to bardzo brudno, nieelegancko, niewieczorowo i "remonotowo", ale za to w świetnym towarzystwie i z super humorem

Otóż tego niezwykłego wieczoru zdewastowaliśmy 3 pokoje w starej szeregówce, w której od 40 lat prawie  nic nie zmieniono, a od 10 lat nikt w niej nie mieszkał..... więc wyobraźcie sobie jak było tam czysto

Dzieci były z nami i świetnie się bawiły paląc w kominku stare drewniane szuflady i brudząc się niemiłosiernie, ale na szczęście ok. 23 udało mi się zaprowadzić ich do moich rodziców i wsadzić do wanny

My do północy pilnie pracowaliśmy, a potem spokojnie przywitaliśmy Nowy Rok.

Fotorelacja:
Pieczenie kokosanek
Image Hosted by ImageShack.us

Dzieciaki - fotka robiona "z góry"
Image Hosted by ImageShack.us

To zdjęcie uwielbiam.... Hanka i Łysy (chrzestni Olki) 
Image Hosted by ImageShack.us

Palimy (prawie) wszystko
Image Hosted by ImageShack.us

To ja! Przy pierwszym cięciu złamałam jedyny brzeszczot jaki mieliśmy... he he he
Image Hosted by ImageShack.us

Ale szampan był i toast wznieśliśmy!
Image Hosted by ImageShack.us
 
Jeśli ktoś z was niewyżyty jest "remontowo" to z całego serca polecam taką formę imprezowania.... bo na wesoło i w doborowym towarzystwie pracuje się lepiej!

czwartek, 6 stycznia 2011

Świąteczna niespodzianka - dziękujemy z całego serca :)

Weny mi brak do pisania, a nabożeństwa do grzebania w sieci także ostatnimi czasy nie mam, więc wpis będzie stosunkowo krótki, ale za to z fotkami (takie lubię najbardziej).
Święta minęły nam bardzo spokojnie i w zasadzie bez jakichś zgrzytów (bo nie pamiętam, czy wam pisałam, że w ubiegłym roku, pożarliśmy się z Markiem o.... choinkę. Ha! Nawet o to można się kłócić, jakby ktoś nie wiedział ... ). 
Cała rodzina stawiła się w komplecie i wszyscy zdrowi a to przecież najważniejsze.

Jedyną niespodzianką ale jakże miłą był prezent od... no właśnie nie wiadomo od kogo. Moja ciocia, która jest właścicielką Erki, znalazła pod drzwiami (ktoś zadzwonił i zniknął) zamkniętą kopertę:

Image Hosted by ImageShack.us

Niespodziankę otworzyliśmy przy świątecznym stole w Wigilię.
W kopercie była kawa dla STORATu, smakołyki dla Erki i mniejsza koperta z napisem "dla Krzysia". 
A w kopercie było 200 zł!!!!!!! 
Napisać się nie da, jak bardzo się człowiekowi ciepło na serduchu robi w takim momencie. I to nawet nie chodzi o te pieniądze (kupimy za nie Byśkowi skarpetki do ortez [2 pary kosztują 100 zł] w Gorlitz tam gdzie ortezy robimy, no i może jeszcze jakąś zabawkę ), ale o sam fakt, że ktoś myśli o nas ciepło i to właśnie w Święta.

Bardzo żałuję, że nie wiem od kogo jest niespodzianka..... Chciałabym osobiście podziękować, ale nie mam komu, dlatego piszę o tym tu z nadzieją, że może kiedyś, całkiem przypadkiem albo i nie, ten nasz niespodziewany Mikołaj, zaglądnie na bloga i przeczyta jak nam miło dzięki niemu


Olka pod sklepem, gdzie można się było sfotografować ze świtą "świętego"
Image Hosted by ImageShack.us


Anik (chrzestna Oli) usiłuje nauczyć ją jak się skrzypce trzyma
Image Hosted by ImageShack.us


Prezenty...
Image Hosted by ImageShack.us


Ha! Bysiek z gwiazdą jako strzelbą
Image Hosted by ImageShack.us


Nie mogłam się powstrzymać przed próbą zagrania na Olkowym prezencie od Ani
Image Hosted by ImageShack.us