piątek, 23 lutego 2024

Aktywne ferie

W zasadzie na Podkarpaciu śladu po feriach już nie ma…. 

Zaczęły się 29 stycznia, do szkoły musiałem wrócić 12 lutego, a pogoda też chyba już zapomniała że ciągle jeszcze jest zima. Deszcz i stałe plusowe temperatury nie są korzystne o tej porze roku, ani dla osób poruszających się na wózkach, ani dla narciarzy 😏 Co prawda śnieg jest jeszcze gorszy dla wózkersa, ale przynajmniej wtedy warunki na stoku są git.

Moje ferie przeleciały ekspresowo i intensywnie.

31 stycznia pojechałem z tatą na młodzieżowe zawody w narciarstwie alpejskim V4 Winter Games Emil Open do Czech, a dokładnie do Czeskich Budziejowic. 

Pierwszego dnia była ceremonia otwarcia, podczas której akurat ja czytałem przysięgę sportowców 😝 



Tutaj jest ładnie i dość zrozumiale 🤪wyjaśnione, dlaczego te zawody noszą nazwę Emil.







W kolejnym dniu od godz 10 były kwalifikacje do finału.

Pierwszym zaskoczeniem dla nas, było to, że na międzynarodowych zawodach dla niepełnosprawnych, osoby jeżdżące na monoski nie mogły wjeżdżać wyciągiem na górę stoku. Na start zabierał nas więc skuter śnieżny, do którego wsadzano jedną niepełnosprawną osobę i jej sprzęt 😳 Okazało się jednak że przy tej opcji wszystko za wolno szło, dlatego później pakowano ile udało się zmieścić osób i sprzętu😂 

Ta „13” za skuterem to ja… taki miałem wyciąg 😝




Zapowiedziano że będą dwa zjazdy, ale ze względu na słabe warunki, osoby którym udało się zakwalifikować do finału już po pierwszym przejeździe, nie musiały jechać drugi raz - udało mi się dobrze przejechać i zakwalifikować się więc wróciliśmy do hotelu. A to wcale blisko nie było, bo zakwaterowani byliśmy w Czeskich Budziejowicach, a stok gdzie odbywały się zawody był jakieś 60 km dalej, w Lipnie. 

Drugim co nas solidnie zaskoczyło, to informacja, którą podał system zawodów, że osoby które nie jechały drugiego zjazdu, są zdyskwalifikowane. Na szczęście okazało się że te pierwsze ustalenia były prawidłowe i wszyscy spokojnie mogliśmy startować następnego dnia.

Finały też zaczęły się o godz 10. 

Pierwszy przejazd ukończyłem z czasem 42,82 sekundy co dawało mi drugie miejsce, tuż za zawodnikiem z Węgier, którego poznałem w tym roku na obozie w Korei 😉

 Wiedziałem, że żeby wygrać, mój drugi przejazd musi być szybszy i na szczęście się udało! W drugim przejeździe  mój czas to 39,84 sekundy! Był to najszybszy przejazd ze wszystkich uczestników jeżdżących na monoski, i ostatecznie dało mi to 1 miejsce!













 

Prosto z zawodów w Czechach tato zawiózł mnie do Białki Tatrzańskiej do pensjonatu u Chramca na obóz narciarski z Fundacją Aktywni Bez Barier, gdzie byłem do 10 lutego.
Podczas obozu, udało mi się uczestniczyć dwa razy w treningu paranarciaskiej kadry narodowej pod okiem trenera Michała Kłusaka… było super, tylko ta kapryśna zima spowodowała że warunki na stokach były słabe, a przez to dla mnie nie było dość bezpiecznie na tyczkach, wiec nie mogłem w pełni wykorzystać możliwości takiego treningu. Za to czas spędzony ze znajomymi na obozie, jak zawsze był niezapomniany i bezcenny. 


Pozdrawiam 
Bysiek z mamą 😉

piątek, 2 lutego 2024

Bysiek dla WOŚP❤️



Zaledwie dwa lata temu Bysiek postanowił towarzyszyć swojemu kuzynowi Kubie, w kwestowaniu na rzecz największej Orkiestry świata.




Wiedział, że sprzęt który od wielu lat kupowany był i jest z funduszy zbieranych podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy pomaga niemalże wszystkim Polakom, dlatego ucieszyło mnie, że osobiście chce się włączyć w pomoc.

Podczas 27. Finału WOŚP w 2019 roku, zdarzył nam się rodzinny kilkunastosekundowy epizod telewizyjny… nawet nie pamiętam co wtedy zdążyłam opowiedzieć o tym ile razy Bysiek korzystał z „orkiestrowego” sprzętu, bo naprawdę  było to ekspresowe wejście😉






Trzy lata później w 2022 roku odbył się jubileuszowy 30. Finał WOŚP,  a jednocześnie był to pierwszy finał, w którym Bysiek jako wolontariusz  „chodził” po mieście i kwestował z puszką. Miał swój identyfikator i swoją puszkę, choć z uwagi na to, że nie miał jeszcze 16 lat, musiał mu towarzyszyć ktoś pełnoletni - był to mój siostrzeniec Kuba😍
Pogoda podczas tego finału była tak paskudna, że chłopcy mimo szczerych chęci nie byli w stanie całego dnia spędzić w mieście, z resztą nie miało to większego sensu, bo na ulicach głównie widywali wolontariuszy…. wszyscy inni w zasadzie spędzali ten dzień w ciepłych i suchych domach.
Chłopcy byli solidnie zawiedzeni, mimo tego Bysiek w puszce miał 1667,14 plus to co wrzucono do jego eSkarbonki - 1250 zł, co razem dało sumę 2917,14. Czyli całkiem niezły wynik.





W ubiegłym roku, kwestowanie też nie poszło najlepiej. Przyczyn było kilka, ale wyszło jak wyszło i do tekturowej puszki Byśka udało się zebrać ok 680 zł, a w eSkarbonce znalazło się ok 400 zł.
Piszę, że około, ponieważ nie zapisałam sobie dokładnych kwot… może uda mi się to jeszcze ustalić, wtedy napiszę. Zdjęcie z 31. Finału też w sumie mam wyjątkowo ubogie 🤔




28 stycznia tego roku, podczas 32. Finału Bysiek wreszcie pokazał na co go stać i jak potrafi się zawziąć. Kwestował 11 godzin z krótkimi przerwami na toaletę i raz na posiłek. W trzech różnych miejscach Rzeszowa, od rana do wieczora, do dwóch puszek (bo w jednej brakło miejsca) trafiło w gotówce dokładnie 10.174,80! 
Okazało się że jest to rekord w naszym mieście, nie tylko w sztabie, ale w całym Rzeszowie.
Dochodzi do tego jeszcze kwota z eSkarbonki 1.200 zł, czyli razem 11.374,80
Byliśmy tym wynikiem kompletnie zaskoczeni, ale myślę że Bysiek na niego zasłużył, bo naprawdę  spędził z puszką cały dzień. Po godz. 15 byliśmy zdać pierwszą puszkę i namawiałam go wtedy, żeby skończył i poszedł do domu, bo zaczynał padać deszcz. Nie zgodził się. Powiedział że kwestowanie trwa do wieczora i on będzie do końca. 
Duma mnie rozpiera ☺️






Nagrałam filmik jak przekazywałam Byśkowi informację, że to właśnie on jest tegorocznym rekordzistą w Rzeszowie.





Pozdrawiam serdecznie ❤️
Kaja



poniedziałek, 15 stycznia 2024

Pjongczang cz.2

 Cześć,
Jest już 15 stycznia co oznacza, że niestety czas pożegnać Pjongczang (kor. Pyeongchangi wrócić do domu. I chociaż bardzo się nie chce wracać do codzienności i oczywiście do szkoły, to nie ma wyjścia 😉

Dlatego przede mną długa podróż powrotna - 3 godziny busem z hotelu do Seulu, następnie siedzenie ok. 6 godzin 🤪 na lotnisku, potem najdłuższy bo aż 14 godzinny odcinek czyli lot do Amsterdamu, kolejne 3 godziny na lotnisku i lot do Warszawy ok. 2 godzin. I jakby tego było mało, to jeszcze na koniec prawie 5 godzin busem z Warszawy do Rzeszowa. Razem  ponad 30 godzin  podróży 😝
Pisząc tego posta, siedzę już w busie wiozącym nas i inne osoby z różnych krajów wracające z obozu na lotnisko w Seulu.




Do wielu z tych osób mam namiary i mam nadzieję, że uda nam się choć czasem ze sobą pogadać, albo przynajmniej będziemy się wymieniać wiadomościami. Wspólnie spędzany tam czas, był naprawdę  niesamowity i wykorzystany na maksa - wziąłem ze sobą 2 książki, a nie przeczytałem ani jednej strony, bo tyle mieliśmy zajęć.






Fakt, że czasem było ciężko się dogadać (niestety mój angielski nie jest na wysokim poziomie), a niektórzy nie znali angielskiego wcale, ale nawet to nie przeszkodziło w zawieraniu nowych znajomości. Mam wielką nadzieję, że jeszcze kiedyś się z nimi zobaczę i (co teraz jest moim nowym marzeniem) bardzo chciałbym tu wrócić. 

Stoki narciarskie były świetnie przygotowane, treningi na monoski były super i chociaż nie miałem sprzętu na którym zwykle jeżdżę, to trenowałem pod okiem trenerów kadry Korei, a to pozwoliło mi doskonalić jazdę i zdobyć nowe doświadczenie. Jestem ogromnie za to wdzięczny.



 Warunki mieszkaniowe mieliśmy bardzo dobre, a jedzenie którego na początku mocno się obawiałem okazało się naprawdę smaczne, moim zdaniem nawet lepsze niż w Polsce. Mama na pewno nie umie tak gotować 🤪

Bardzo się cieszę, że mimo dość napiętego planu udało nam się też zobaczyć parę ciekawych miejsc. 






To był naprawdę super wyjazd  na którym udało mi się być z moją trenerką Agatą, świetnym narciarzem Julkiem i jego mamą Anią (to dzięki nim mam sporo bardzo fajnych zdjęć, za co oczywiście dziękuję). Myślę, że ten wyjazd to taka „przygoda życia”. 
Pozdrawiam 
Bysiek 😉


czwartek, 11 stycznia 2024

Pjongczang

 Cześć, 
trochę mnie już tu nie było, a nowy rok nabrał tempa i mnie zaskoczył 😳

3 stycznia poleciałem na obóz narciarski do Koreii Południowej... 
Tak, do Korei 🤣 
Pierwszy raz tak bardzo daleko i pierwszy raz sam, tzn. bez siostry czy rodziców.
Lot miałem łączony z Warszawy do Amsterdamu, a następnie z Amsterdamu do Seulu. 
Boję się latać samolotami, więc było to dla mnie niemałe wyzwanie, ale oczywiście poleciałem- 
- pierwszy lot trwał ok.2 godzin, a drugi ponad 11. 




4 stycznia dolecieliśmy (jestem z trenerką Agatą Liberą i jeszcze dwoma innymi osobami) do Seulu, skąd busem przejechaliśmy do miejsca docelowego czyli Pjongczangu. Jechaliśmy jakieś 3 godziny i po godzinie 22 , praktycznie zaraz po zakwaterowaniu w hotelu poszliśmy spać. Pierwszą „inną” dla nas rzeczą, na którą natknęliśmy się w hotelu, to brak łóżek - śpi się na „materacu", (bardziej bym to nazwał kołdrą położną na podłodze) - jest twardo ale da się przyzwyczaić 😉
Brak łóżka, długi lot, oraz zmiana czasu o 8 godzin, spowodowała, że zasnąłem po północy czasu koreańskiego i wstałem o 5 rano. 

Na zdjęciach widać jakie super ubrania dostaliśmy na obozie - każdy dostał czapkę, rękawiczki, bluzę, kurtkę i spodnie narciarskie 😍
Zwiedziliśmy wioskę olimpijską i tutejszy sklep.







Wieczorem było uroczyste otwarcie i przywitanie wszystkich uczestników - przyjechało ponad 100 osób z ok. 30 różnych krajów! 
Następnego dnia po śniadaniu zaczęły się przygotowania do treningów na stoku. Pomimo pewnych trudności na początku, doborze sprzętu i ogólnego zgrania wszystkiego, udało się i pierwszy trening mieliśmy za sobą. 
Później był lunch, a po nim znowu powrót na stok. 





Po obiadokolacji były zajęcia z kultury koreańskiej - pokazy taekwondo, regionalnych instrumentów oraz k-pop’u. Musieliśmy wybrać, co będziemy chcieli dodatkowo ćwiczyć na tych zajęciach, więc ja wybrałem instrumenty i tak zacząłem się uczyć grać na janggu (czyt. czangu).
Po pokazach poszliśmy spać. 



Kolejne parę dni wyglądało mniej więcej tak samo, czyli: śniadanie, stok, lunch, godzina przerwy, stok, obiadokolacja i zajęcia na instrumentach. 
9 stycznia pojechaliśmy na wycieczkę do Seulu 😍
Zwiedziliśmy dwa muzea i najwyższy budynek w Seulu który ma ponad 500m. 
Byliśmy na 123 piętrze tego budynku i muszę przyznać, że trochę się bałem 🤫





Dziś jest już 11 stycznia i postanowiłem dać znać że żyję. 
Nie spodziewałem się, że tak mi się będzie podobało w Koreii, chociaż muszę Wam napisać, że niezłym wyzwaniem jest dla mnie tutejsze jedzenie… pierwszego wieczora dostaliśmy sushi, którego nie jadam🤪
Ale doskonalę swoją jazdę pod okiem samego trenera kadry narodowej Korei Południowej, poznaję nowych ludzi z różnych państw (min. z Chorwacji, Węgier, Nepalu czy Maroka) i świetnie spędzam czas.
Jutro mamy spróbować innych sportów zimowych oraz zwiedzić Gangneung. Tak więc kończę już pisać i idę spać. 

To super zdjęcie zostawiłem na koniec 



Pozdrawiam 
Bysiek 😍

P.S. Autorką większości zdjęć jest Agata Libera i Ania Z. 
Dziękujemy: Polskiemu Komitetowi Paraolimpijskiemu, Korea Paralympic Committee, PC 2018 Legacy Foundation, oraz niezastąpionej trenerce - Agacie ❤️

wtorek, 9 stycznia 2024

Narty



Trzeba się cofnąć w czasie, żeby choć wspomnieć jak to się stało, że Bysiek zaczął jeździć na nartach…. A właściwie to na monoski.

I ja i Marek w dzieciństwie jeździliśmy na nartach, dlatego byliśmy przekonani, że i nasze dzieci będą jeździły. Ale kiedy okazało się, że Bysiek mimo swojej dość sporej (jak na dziecko z rozszczepem) sprawności, nie będzie w stanie jeździć na zwykłych nartach, prawie całkowicie przestaliśmy jeździć i my.

Dowiedzieliśmy się jednak, że są sprzęty, możliwości, a nawet organizowane obozy dla dzieci niepełnosprawnych które chcą posmakować szusowania.  

Długo zwlekałam z zapisaniem Byśka na taki obóz ze  względów finansowych - pamiętam jak zadzwoniłam zapytać o cenę 7 dniowego obozu, podczas którego jazdy na przystosowanym sprzęcie było 5 razy po 1 godzinie - okazało się że jest to kwota prawie dokładnie taka, jak w tamtym czasie płaciliśmy za dwutygodniowy turnus rehabilitacyjny. No więc zrezygnowałam, bo doszłam do wniosku, że na turnusie Bysiek skorzysta bardziej.


Jakiś czas później znajoma dała mi znać, że Fundacja Aktywni Bez Barier robi nabór na  obóz zimowy, na którym płaci się tylko za opiekuna, a dziecko jedzie za darmo.


I takim sposobem  24 lutego 2021 roku w Białce Tatrzańskiej na obozie zorganizowanym (cudem z resztą, bo wciąż panoszyła się w świecie pandemia koronawirusa) przez FABB, Bysiek po raz pierwszy wsiadł do monoski.

Mieliśmy szczęście że już pierwszego dnia trafił na świetną instruktorkę narciarską, z którą fajnie się dogadywał i z którą chyba najbardziej lubi jeździć do dziś - Agatę Liberę


Początki łatwe nie były, wymagały sporo siły (głównie przy podnoszeniu się z przewrotki), ale od początku zdawało mi się że Byśkowi idzie bardzo dobrze jak na pierwszy raz. Już pierwszego dnia Agata nie trzymała za uchwyt monoski, a pod koniec obozu jeździł samodzielnie w sprzęcie już bez uchwytu. 





Po obozie, w marcu tego samego roku udało nam się pojechać kilka razy do Wisły na indywidualne zajęcia z Agatą, a w grudniu Krzysiek znowu pojechał na obóz do Białki. Wziął tam udział w swoich pierwszych zawodach w paranarciarstwie alpejskim. 





Do dziś dzięki min.  Fundacji Aktywni Bez Barier Sikorski Team oraz sekcji narciarskiej dla dzieci niepełnosprawnych prowadzonej przez Agatkę, Bysiek ma możliwość korzystania ze sprzętu, trenerów i obozów. 

Nasuwa się pytanie, czy to tylko takie sobie jeżdżenie, czy jednak coś więcej 🤪

Dopiero czas nam to pokaże…


Śpijcie spokojnie 😉

Kaja





poniedziałek, 1 stycznia 2024

Życzenia noworoczne

 Cześć,
Jest już 2024 rok!  Więc chcę Wam życzyć wszystkiego najlepszego w Nowym Roku.
Szczęścia, spełnienia wszystkich marzeń, radości i tego co najważniejsze - zdrowia i radości z życia.
Oby rok 2024 był lepszy niż poprzedni a na pewno nie gorszy.

Bysiek.

sobota, 30 grudnia 2023

Mój pierwszy post

 Cześć tu Bysiek.

Postanowiłem spróbować wznowić działalność bloga,bo moja mama straciła wenę.
Będę się starał co jakiś czas dorzucać nowe wpisy i zobaczymy jak mi to będzie szło ;)
Od ostatniego wpisu trochę się zmieniło - jestem już w 2 klasie liceum (Akademickiego Liceum Ogólnokształcącego w Rzeszowie). Całkiem fajna szkoła (jeśli można powiedzieć, że szkoła jest fajna)...

Jeszcze bardziej interesuję się sportem osób niepełnosprawnych: jeżdżę na monoski, pływam na sitwake`u i narcie wodnej, zrobiłem kurs nurkowy i gram w szachy. W tym sezonie zacząłem też pływać kajakiem . Myślę, że będę  pisał między innymi właśnie o tym oraz o moich licznych zainteresowaniach. Mam swój profil na facebook'u i instagramie, gdzie można mnie obserwować oraz niedawno założyłem kanał na youtube'ie.

Pozdrawiam Bysiek.

czwartek, 31 grudnia 2020

czwartek, 23 stycznia 2020

Nowe ortezy Byśka

Do maja 2018 roku Bysiek korzystał z ortez robionych przez naszą ulubioną firmę Ortopro z Łodzi.
W czerwcu 2018 zaczął chodzić w ortezach zupełnie innego typu. 

Jak pojechaliśmy na pierwszą konsultację do pana Pavlo z firmy OrtoConcept, powiedzieliśmy że szukamy dla Byśka nowych rozwiązań ortezowych i zaznaczyliśmy że jest on dzieckiem N, ale sprawnie chodzącym, lubiącym grać w piłkę i generalnie bardzo aktywnym. 
Zaproponowano nam zrobienie ortez z ruchomym stawem skokowym z mocniejszego materiału. Nie powiem, lekko się wystraszyłam, bo od wielu lat słyszałam, że dziecko z RK nie powinno mieć ruchomości w kostkach, ale pomyślałam że czas wypróbować coś innego, coś co być może będzie dla niego lepsze. Była to "tylko" kwestia naszej decyzji no i pieniędzy, bo takie ortezy, to nie są tanie...
Zrobiliśmy. Dostaliśmy takie cudo (zdjęcia robione są już po dłuższym użytkowaniu):


 




Jak Bysiek założył te ortezy po raz pierwszy, to stwierdził, że jest dziwnie (zawsze takie odczucie ma na początku) ale dobrze. Pochodził w nich pierwsze próbne obowiązkowe pół godziny i oznajmił że lepiej mu się w nich chodzi niż w dotychczasowych. Odetchnęłam.
Szybko się do nich przyzwyczaił, tym bardziej że w zasadzie nie wymagały żadnych poprawek, były świetnie zrobione i po prostu mu odpowiadały. 
Tu widać Byśka w ortezach, ale widać też odwodzenie nóg na zewnątrz.


We wrześniu 2018 roku spotkaliśmy się ponownie z panem Pavlo, który jak zobaczył ortezy to złapał się za głowę mówiąc że obie są jakby nadłamane. Faktycznie, Bysiek potrafi używać ortez solidnie i tak je wymęczył że ortotykowi ciężko było uwierzyć że są w takim stanie. Ortezy zostały naprawione. 
Po kolejnych bodajże dwóch miesiącach ortezy trafiły z powrotem do fabryki w Niemczech, bo trzeba było znowu je poprawiać i już wtedy pan Pavlo zdecydował zrobić te najbardziej zużyte części na nowo z dużo mocniejszego (i droższego) materiału. Zrobiono to na ich koszt, ponieważ ja się broniłam tym, że ostrzegałam lojalnie, że moje dziecko bardzo zużywa ortezy i poprzednie nie raz były łamane. 
Po tej drastycznej zmianie ortezy trzymały się bardzo dobrze, i dobrze się Byśkowi w nich chodziło.

We wrześniu 2019 roku Bysiek przeszedł operację kolan i zalecono wymianę ortez do chodzenia na takie, żeby miały podpórkę pod kolanami, oraz zrobienie długich ortez w których Bysiek powinien spać, żeby kolana się nie zginały. 

Na początku miałam nadzieję, że zrobimy ortezy do chodzenia w firmie Pohlig która działa także przy klinice w Aschau, żeby zobaczyć czy będą jeszcze lepsze, ale po wycenie i po konsultacji z panem Pavlo, doszłam do wniosku że nie będę miała cierpliwości i siły do jeżdżenia tak daleko z każdym problemem ortezowym Krzyśka. Bo jak wiedzieliśmy z doświadczeń poprzednich lat, u Byśka te ortezy wymagają poprawek, napraw, konsultacji i kontroli. Z każdą pierdułką musielibyśmy tam jechać, no i za każdą poprawkę płacić. 
Dlatego pan Pavlo zaproponował zrobienie ortez 2w1 - krótkich do chodzenia i części udowych, które mieliśmy dopinać na noc, żeby podczas snu kolana Byśka były prostowane. Zdecydowaliśmy się na tą opcję, chociaż nie chcę nawet wspominać o ich cenie.... na samą myśl wciąż zaciskam zęby.

W każdym razie końcem października dotarł do nas taki sprzęt: (tu ortezy do chodzenia połączone są z udowymi częściami do spania)



Po kilku próbach spania w tym sprzęcie okazało się, że Bysiek nie może z nich korzystać, bo na piętach robią mu się rany, tzn po kilku godzinach podczas leżenia odgniata się pięta i robi się czerwony placek. Raz przespał w nich całą noc, a rano miał już czerwono biały odgniot, a po dniu chodzenia zrobiła się rana, którą leczyliśmy przez kolejne tygodnie niestety.
Ortezy pojechały do poprawy. Pierwszy raz, drugi, raz, trzeci raz... aż w końcu moje nerwy nie wytrzymały i powiedziałam żeby dostosowano te dolne części do chodzenia, żeby przynajmniej miał w czym chodzić. 
Do górnych części miały zostać zrobione jakby obręcze trzymające łydkę, żeby tylko połączyć górę z dołem tak, żeby w czasie snu kolana nie zginały się, a żeby na stopach nic nie było i pięta była luźno.
Dolne części do chodzenia były w porządku, więc do zrobienia do Niemiec pojechały tylko części górne.
 I tak wreszcie na początku stycznia dostaliśmy ortezy do spania. Ale... znowu z częścią na stopy ;) 
Jak otworzyłam paczkę to myślałam że padnę.
Jednak po konsultacji telefonicznej zgodziłam się na spróbowanie tych nowych tworów, wychodząc z założenia, że zawsze można stopę ortezy odciąć jeśli faktycznie i tym razem nie nada się na noc. 
Nie nadała się - czerwony placek na prawej pięcie znowu się pojawił. Na szczęście jechaliśmy na turnus rehabilitacyjny, gdzie raz w miesiącu przyjmuje pan Pavlo, dlatego zabraliśmy wszystkie ortezy ze sobą. Na turnusie pan Pavlo ortezę pooglądał, poszerzył w miejscu gdzie robił się placek, poszerzył drugi raz, i trzeci raz, aż w końcu pięta wyglądała całkiem przyzwoicie. 

I w taki oto sposób Bysiek ma wreszcie taki sprzęt do chodzenia:

 



I całkiem fajnie sobie w tym sprzęcie radzi:



A tak wygląda sprzęt do spania i Bysiek w tym sprzęcie. Nie jest to niestety wygodne do spania, ale jak mus to mus i tyle.

 





Krótki filmik jak Bysiek kończy ubieranie ortez i wstaje:

 

Pozdrawiamy serdecznie :)