czwartek, 14 sierpnia 2014

kolejny SpoRoGór

Muszę wreszcie zakończyć wpisy majowe, dlatego siedzę po nocy, w deszczu (ale pod dużym parasolem) i piszę.

Ma być o kolejnym spotkaniu w górach, o chodzeniu i "życiu zgodnie z przyrodą".
A tak po prostu to o tym, że znowu jak co roku pojechaliśmy na weekend ze znajomymi.
Tym razem byliśmy w Załużu u nas w Bieszczadach, w bardzo fajnej osadzie. Domki w pełni wyposażone, z grillem na zewnątrz, kominkiem wewnątrz itd., itp.... i wszystko byłoby cudnie, gdyby nie pogoda, która skutecznie nam obrzydzała wyjazd i nie pozwoliła w pełni wykorzystać możliwości tego miejsca. Deszcz padał, potem lał lub odwrotnie. Ciężko było wyjść na spacer, pograć w piłkę, czy nawet siąść w większym gronie przy ognisku. Takie życie.
Na szczęście piesza wędrówka była "na sucho" dla tych którzy poszli tylko kawałek tak jak my z Byśkiem. Cała reszta grupy (ta silniejsza) zmokła. 


Na trasie





Po południu zwiedziliśmy skansen w Sanoku, gdzie wśród wielu zabytkowych domów i sklepów, swoją siedzibę ma grupa bieszczadzka GOPR do której należy mój brat i tato. Można tam zobaczyć filmy i ekspozycję związaną z wieloletnią pracą grupy.




Niedziela przywitała nas nieco łaskawszą pogodą, dzięki której mogliśmy spokojnie zobaczyć z bliska ruiny zamku Sobień, a potem w Sanoku pozjeżdżać tyrolką, co słusznie wywołało wśród dzieci ogromną euforię.




Pierwszy zjazd Bysiek wykonał z Markiem, ale potem (już odważniejszy) postanowił spróbować samodzielnie pokonać to wyzywanie. 







Wbrew moim naiwnym przypuszczeniom, Byśkowi bardzo spodobała się ta jazda.... chciał jeszcze i jeszcze. Na szczęście wszyscy po zjazdach zgodnie ruszyli na lody z okazji Dnia Dziecka, więc smutek został odrobinę przygaszony.
Jednak przez kolejny tydzień usiłował nas namówić na spędzenie w tym samym miejscu jeszcze jednego weekendu połączonego oczywiście z tyrolką . Kto wie... może kiedyś tam jeszcze pojedziemy, bo miejsce piękne, a domki bardzo przytulne. Tym bardziej, że Bysiek doszedł do wniosku, że bardzo lubi chodzić po górach, choć to dla niego trudne.



poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Olka się starzeje

Miałam pisać dziś całkiem innego posta, ale ze względu na tak wyjątkową datę, post będzie Oleśki, bo dziś skończyła 13 lat.
Nawet jak to piszę i czytam od razu, to dziwię się okropnie jak ten czas zapiernicza.
Zdawało mi się, że niedawno (no może ze dwa lata temu) pisałam historię jej przyjścia na świat, a okazało się że to było cztery lata temu. Kto nie czytał, może sobie zerknąć tutaj.

Było nie było Olka się postarzała i nic tego nie zmieni. Uświadamia mi to jeszcze bardziej, że ja już do młodych zdecydowanie nie należę... niestety .

Ponieważ na turnusie jesteśmy, postanowiłam to uczcić i jeszcze w domu zaplanowałam sobie, że upiekę jej tort. Udało się, tort też na szczęście się udał choć robiłam go częściowo na kolanach w pokoju.


Pewne jest to że był dobry, bo nie minęła godzina,  a tortu nie było choć piękny nie był.





Tu Olesia z kwiatkami które dostała od przyjaciół wraz z super grą Rummikub, która wśród nas jest hitem tego turnusu. 



Gratis trzy zdjęcia które wybrałam, bo pokazują Olę taką jak jest po prostu... (na drugim zdjęciu z turnusową koleżanką)








 Do następnego razu!

czwartek, 7 sierpnia 2014

nasza Capoeira

Wciąż w maju jesteśmy, bo tak się złożyło że te zaległości których sobie narobiłam wzięły się stąd że właśnie w maju i w czerwcu dużo różnych wydarzeń i wyjazdów mieliśmy.

Dziś będzie post trochę łączony datami, ponieważ dotyczy tego samego – Capoeiry.
Wyjątkowo jednak nie dotyczy tylko Oli, ale też Byśka, który uparł się któregoś dnia, że i on może trenować „kapu” i koniecznie musimy zapytać trenera czy może spróbować.
Trener się zgodził, Bysiek na trening poszedł i stąd też jego zdjęcia są w tym temacie.





Zachwycony, umęczony ale z tak ogromną radością na twarzy Bysiek zakończył swój pierwszy w życiu trening, że nie sposób było nie kupić mu koszulki którą po prostu "MUSZĘ MIEĆ!”. Oczywiście kupiłam koszulkę ze świadomością że jest na kilka razy, ale jak w wielu innych przypadkach, wydaję te pieniądze też dlatego, że jemu tyle rzeczy nie wolno, że przynajmniej to da mu radość… tak było też przecież z korkami. Radość na jego twarzy warta jest wydania kilkudziesięciu złotych Po tym treningu Bysiek był jeszcze na dwóch kolejnych (już w koszulce i nawet w spodniach, które przerobiłam po Oli) ale ponieważ biegał tam bez butów, to oczywiście na stopie zrobiła się rana, którą później goiliśmy chyba miesiąc.
Na tym zakończyły się treningi Byśka.
Tak to jest z tym sportem






Ola trenuje już od kilku lat i wciąż z radością i zapałem.
Tu na zdjęciach widać pokaz u nas w parku, ale też są trzy fotki z czerwcowego Batizado w Bielsku Białej, gdzie Ola była przypadkiem bo akurat w tamten weekend byliśmy w okolicy (o tym będzie w którymś  czerwcowym poście).




Dwa zdjęcia po parkowym pokazie....


 


Batizado Bielsko-Biała



Ola z Mestre Traira (po prawej) i Mestre Zambi (po lewej)
  


Tu jeszcze poza tymi powyżej jest Mestre Marinheiro i Contra Mestre Sem Memoria (skrajnie z prawej strony zdjęcia).



Jeśli jesteście z Rzeszowa i chcielibyście zobaczyć z bliska czym jest Capoeira, poczuć to, poćwiczyć i pośpiewać, to jak najbardziej można. Informacje uzyskać można TUTAJ.


Pozdrawiam serdecznie!


 

środa, 6 sierpnia 2014

Cząstka maja w skrócie

Miałam nadrobić wszystkie zaległości w ciągu dwóch tygodni, ponieważ od niedzieli jesteśmy na turnusie w Garbiczu.
Nadrobić - takie były moje plany, ale jak to w Garbiczu bywa, internetu praktycznie nie mam wcale.
Jest to wkurzające, bo nawet jak faktycznie potrzebuję sobie coś sprawdzić to muszę wyjść na zewnątrz i trzymać kciuki za powodzenie misji. Na ogół i tak to nic nie daje.
Postanowiłam więc spróbować pisać na „sucho” bez neta, poukładać sobie też wcześniej zdjęcia i potem jak sieć się cudem pojawi, tylko to zgrać do kupy i wrzucić gdzie trzeba. No i zobaczę co mi z tego wyjdzie.
Pisać i tak będę krótko, tylko informacyjnie żeby było wiadomo skąd zdjęcia i czego dotyczą.
I ponieważ wpisy będą nie bieżące tylko te z zaległości, to i tak o połowie tego o czym wtedy na gorąco chciałabym wspomnieć – nie będę pamiętała.

Tak więc po kolei…
Weekend majowy. Nie długi i w zasadzie nie wyjazdowy, tylko z krótką wizytą urodzinową u moich bratanków w  Lublinie. Zdjęcia nie z samych urodzin, tylko z wizyty na pobliskim placu zabaw.

Cała szóstka naszych rodzinnych dzieci.




 mój sprawny niepełnosprawny



Olka w domu... 



Jeśli się udało i wszystko będzie widoczne, to może wieczorem lub jutro wrzucę kolejne majowe zdjęcia.
Pozdrawiamy wszystkich stęsknionych od nas wieści!

P.S.
Dodam jeszcze że jeśli idzie o Byśka zdrowie, to wszystko jest na bardzo stabilnym poziomie, rehabilitujemy się, wypoczywamy i pilnujemy całej reszty.