Sama nie wiem, czego się spodziewałam po naszej piątkowej wizycie w Rosenkranzu.... no i bez humoru trochę jestem dlatego, że w zasadzie pojechaliśmy tam na darmo.
Podejrzewałam, że tak może być, ale dla spokoju ducha i pewności, że jest tak jak być powinno pojechaliśmy.
A wszystko przez to, że (nie wiem czy o tym wspominałam) jak byliśmy po ortezy w styczniu, zamówiłam dodatkowe buty - sandałki, tak żeby były do ortez jako pantofle no i ogólnie trochę lżejsze.
Sandałki przysłano nam pocztą, ale ponieważ nie były dopasowane do ortez (tylko standardowe jak robi fabryka), odesłaliśmy je do przerobienia. Po poprawkach nadal nie byłam z nich zadowolona.
Dlatego, że jeden z pasków wyraźnie odstawał od ortezy, a inny wpijał się Byśkowi w nogę. Doszłam do wniosku, że to nie jest model sandałów dobrze dopasowany do ortez.
Kazano nam przyjechać....
"Niemiecka" Suzi (ortotyk) powiedziała, że buty są bardzo dobre i nie ma co o tym dyskutować. Poprawiła paski tak, żeby ładnie leżały i stwierdziła, że jeśli się martwię tym, że gdzieś tam Byśka cisną, to mam je luźniej zapinać.
Myślałam, że chol... mnie weźmie, bo buty które kosztują ok. 800 zł (o zgrozo) i na których karcie gwarancyjnej napisano "robione na miarę", według mnie powinny leżeć idealnie i nigdzie, ale to nigdzie nie powinny się wbijać. I co?
I nic oczywiście, bo to chyba tylko moje zdanie. Takie mają być i już.
Zapytałam, czy Bysiek nie powinien mieć jednak obu ortez jednakowych (bez ruchomego stawu skokowego), bo jak stoi to prawą nogę ma stale zgiętą i w kostce i w kolanie. Przyznam, że mnie to martwi.
I tu podobnie.
Ortezy są dobre, nie ma co zmieniać, jedynie zmienili przeguby fleksyjne na trochę silniejszą stronę, tak żeby wymuszały na Byśku szybsze prostowanie nogi (różnicy nie widzę).
Winę za nieprawidłowe chodzenie, stanie i obracanie prawej nogi na zewnątrz, ponoszą według Suzi, mięśnie w udach, nad którymi trzeba bardzo pilnie i intensywnie ćwiczyć. Jeśli tego nie wyćwiczymy i Bysiek nie zacznie prawidłowo chodzić, trzeba będzie się zastanowić nad dodatkowym sprzętem (dziwny pas z dołączonymi do niego jakby kablami, które na dole zamocowane były do butów. Po kilkukrotnym obróceniu butem [przed założeniem na nogę oczywiście], kabel odpowiednio się ustawiał wymuszając konkretny sposób chodzenia). Na próbę zakuto Byśka w to ustrojstwo na miejscu, żeby zaprezentować nam jego możliwości.... To mnie nie zachwyciło, choć muszę przyznać, że faktycznie lepiej szedł.
Tak więc praktycznie wszystko pozostało po staremu, a my musimy ostro się za nogi Byśkowe wziąć...
W drodze....
Na miejscu, pod firmą Rosenkranz
Dobrze jednak w domu być... :)
1 komentarz:
No to nie wesoło , ale nikt nie obiecywał że będzie różowo -prawda?:)
A co do tego pasa z połączonego z butami , Mati też to przerabiał na jedną nóżkę , ale nie powiem żeby to był jakiś cud .Samo się odwracało po jakimś czasie i trzeba było cały czas poprawiać .Pozdrawiam kaja:)
Prześlij komentarz