Taki dzień... angielski bardzo i w radio i w telewizjach.... nic, tylko ślub, pocałunek i Królowa Elżbieta cała na żółto ubrana... Książę Wiliam i Kate.... no bajka.
Ale cóż.
Nieczęsto zdarza się królewski ślub, który można oglądać w telewizji jakby się na miejscu było. W każdym razie na pewno lepszą widoczność można mieć przez odbiornik, niż będąc na miejscu.
A u nas rzeczywistość.... zero bajki, dlatego spokojnie wrócę do zdjęć i krótkiej relacji z Sosnowca
Było fajnie i spokojnie, choć zdarzało się, że korzystniej dla atmosfery było rozdzielić chłopców na jakiś czas.
Ale ćwiczyli bardzo dzielnie.
Igor jeszcze dzielniej niż w lutym, a Bysiek jak to Bysiek... z ociąganiem, marudzeniem i buntem czasem, ale wytrwał i co dziwne, powiedział mi dzisiaj, że chce tam pojechać jutro znowu... To dobrze.
Nie będę się rozpisywała, ale zdjęciami nadrobię i to dzieląc je chyba na 3 wpisy, bo za dużo wybrałam, a chcę wszystkie wybrane wrzucić
Tak więc:
ćwiczenia
z medalem i workiem pełnym słodyczy od zajączka... bo przecież w Wielki Piątek kończyliśmy turnus...
z Igorem
na spacerek...
"wow... to był niezły kop mamo"
Mam nadzieję, że nie zanudzam Was zdjęciami, ale czasem lepiej zdjęcia oglądnąć niż czytać nudne wypociny.