I znowu mam zaległości. Nic nie piszę, a potem zła jestem że dziury na blogu są.
Nie brak mi czasu, tylko raczej weny i chęci, a jak to moja mama mawia "jak się nie chce, to gorzej niż jakby się nie mogło"
W pierwszą sobotę września, już od kilku lat organizowany jest przy współpracy FARu wyścig osób niepełnosprawnych poruszających się na wózkach w ramach corocznego Biegu Solidarności. Niestety jak dotąd nigdy nie udało nam się być na wyścigu, ale w tym roku dowiedziałam się o nim na tyle wcześnie, że zapisałam Byśka.
Uświadomiłam mu oczywiście wcześniej, żeby nie napalał się na to, że dojedzie jako pierwszy i że raczej żadnej nagrody nie zdobędzie. Wytłumaczyłam (i o dziwo zrozumiał ), że najważniejsze jest ukończenie wyścigu i dojechanie do mety. To już na pewno dla niego będzie sukcesem.
Uświadomiłam mu oczywiście wcześniej, żeby nie napalał się na to, że dojedzie jako pierwszy i że raczej żadnej nagrody nie zdobędzie. Wytłumaczyłam (i o dziwo zrozumiał ), że najważniejsze jest ukończenie wyścigu i dojechanie do mety. To już na pewno dla niego będzie sukcesem.
Uwierzył, napalił się na udział, wystartował i na szczęście dzięki pomocy wolontariuszki, dojechał do mety.
W wyścigu wzięło udział około 40 niepełnosprawnych, w tym piątka dzieci.
Każde dziecko miało do asekuracji i ewentualnej pomocy "swojego" wolontariusza FARu, co bardzo mnie ucieszyło bo przejechanie bruku rzeszowskiego rynku, to nie lada wyczyn dla doświadczonego dorosłego wózkersa, a co dopiero dla takiego Byśka.
Tak więc Byśka opiekunka szła za nim i jak tylko wymiękał, albo stopował, to go popychała... Na prostej drodze się buntował i kazał jej puszczać wózek, ale pod górkę... he he he, grzecznie i z wdzięcznością przyjął pomoc.
Na metę dojechał oczywiście na szarym końcu, ale nie jako ostatni... za nim jeszcze była jedna dziewczynka i chyba nawet dwóch dorosłych .
Na metę dojechał oczywiście na szarym końcu, ale nie jako ostatni... za nim jeszcze była jedna dziewczynka i chyba nawet dwóch dorosłych .
I tak był bardzo szczęśliwy, tym bardziej że ludzie kibicujący bili mu brawo, a nagrody w postaci dyplomu, opon do wózka i drobnych gadżetów dostawali wszyscy, a wszystkie dzieci dodatkowo puchar .
Na tym zdjęciu widać (za Byśkiem z tyłu) że ktoś z wózka na tym nieszczęsnym bruku wypadł...
Gratulacje od dorosłych... Bysiek cieszył się z tego, że dojechał na metę tak bardzo, jak tylko może cieszyć się małe dziecko... podjeżdżał do ludzi z rozdziawioną buzią i pokazywał puchar.
Zamiast na bigosik serwowany przez ekipę FARu, Bysiek poszedł z tatusiem na lody. Bigosik zjadła mama
Wszystko tak bardzo nam się podobało, że już nie możemy się wprost doczekać przyszłorocznego wyścigu, a Bysiek twierdzi nawet, że będzie trenował.
2 komentarze:
Jak dla mnie to opiekunka za Byśkiem nie mogła nadążyć ;)
:) Opiekunka radziła sobie wyśmienicie. Ja w każdym razie byłam szczęśliwa, że opiekunka była z Byśkiem, a ja mogłam być o niego spokojna.
Prześlij komentarz