Półtora tygodnia temu Olka przyszła ze szkoły mówiąc:
"mamo, znowu idziemy do prezydenta z tą akcją.... no.... wiesz.... kochasz śmieci, nie pal dzieci.... eeee chyba odwrotnie"
No i faktycznie. Poszli.
Trzeba było dziecko uzbroić w worek na śmiecie, w który się odziało, a na szyi trzeba było zawiązać piękny szal z czerwonej bibuły.
Akcja proekologiczna, a takie popieramy.
Ola chodzi do szkoły, która bardzo obszernie zajmuje się zagadnieniami i uświadamianiem uczniów i rodziców w zakresie eko właśnie.... segregacja odpadów, recykling, elektrośmiecie, oszczędność wody i energii itd.
Na temat samej akcji, która organizowana była także w ubiegłym roku, możecie sobie obszerniej poczytać o tutaj...
Natomiast w tym linku możecie zobaczyć rzeszowskie Aktualności, w których była krótka relacja z przeprowadzonej akcji pod Urzędem Wojewódzkim (proponuję od razu przejść do minuty 5:20, gdzie zaczyna się to, o co mi chodzi)
Kto zna nas osobiście, ten chyba pozna fasOlę, a kto nie, temu podpowiem, że dziecko mówiące: "na przykład jakichś butelek plastikowych, plastiku...." to właśnie moje dziecko
Jeszcze jeden link... do gazety online. (tam też Olkę widać he he he)
Fotki autorstwa mojej siostry, która jest mamą Kuby - pierwszoklasisty tej samej szkoły (jako dodatkowa opieka wędrowała razem z "pochodem" do władz).
Ola z dioksyną
Tu razem z Kubą
P.S.
Dopisać muszę, że dzięki ekologicznemu wychowaniu Oli, dowiedziałam się, że istnieje coś co się nazywa "dioksyna"... a nie wiedziałam i usiłowałam jej wcisnąć, że na pewno źle usłyszała, bo z pewnością o toksynę chodziło
A całkiem gratis dorzucam (bo powstrzymać się nie mogę) dwie fotki z wakacji 2009 roku, które przy okazji przekazywania mi zdjęć z "pochodu", Baśka dodała do folderu....
Moje udane dzieci:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz