niedziela, 7 listopada 2010

W piątą rocznicę....

Znałam kiedyś psa... psa, któremu  niektórzy zawdzięczają życie. 
Bo to był pies ratownik - Burak... suka mojej cioci, także dzięki której powstał STORAT, organizacja, w której pracują ludzie o wielkich sercach... za darmo. Potrafią przez całą noc chodzić w ulewnym deszczu żeby znaleźć zaginioną osobę... 
A Burak, to pies który jak dzwonił telefon z Policji, że akcja będzie, zaczynała szczekać na wybiegu jak szalona, bo wiedziała, że do pracy idzie, naprawdę to czuła.... Pamiętam świetnie. Niesamowita suka o niesamowitych oczach....     


Image Hosted by ImageShack.us


Tekst Pani Zofii Mrzewińskiej, która jest jednym z członków STORATU

"Czterdzieste czwarte wezwanie"

         Ciemnowilczaste szczenię urodzone 18 marca 1996 roku zapisano w księgach rodowodowych jako Uti Borek Zwierzyniecki, owczarek niemiecki, suka.
         I przez pierwsze cztery miesiące życia nadal pozostawała Uti. Nie było na nią chętnych - bura, o niemodnym namaszczeniu, żółtooka, nie zapowiadała się na miss wystaw - na dodatek, zgodnie z nonsensowną modą, panującą od dawna w hodowli owczarków niemieckich - jej sztywny, garbaty grzbiet i mocno kątowane  tylne kończyny powodowały dziwny, niepewny ruch. A po szczeniaku wyhodowanym w klatce, wożonym tylko po wystawach w poszukiwaniu nabywców, trudno było poznać niegdyś tak częste w rasie, wybitne cechy charakteru..
         Nie wybierano więc Uti do hodowli ani do pracy. Aż na wystawie w Rzeszowie szczeniak łypnął jastrzębim oczkiem na przechodzącą panią, szukającą koniecznie burej, tylko burej suki, ot tak, by w domu nie było zbyt pusto po wyjeździe córki na studia.. I gdy spotkały się wzrokiem - Uti została Burą.
         Tylko że Marta, nowa właścicielka już nie Uti, a Burej, zbyt długo była trenerem, by pozwolić szczeniakowi rosnąć bez pracy, bez szkolenia, tylko na kanapowca..
         Nie było to łatwe - zaniedbania kojcowe pierwszych czterech miesięcy życia już rzutują na chęć współpracy z człowiekiem. Modna, a tak naprawdę kaleka budowa owczarka utrudniała swobodny ruch po terenie innym niż wystrzyżony trawnik czy równy asfalt. Ale Uti - już Bura - zbierała dzielnie na leśnołąkowych wyprawach rozlatujące się łapy, atakowała bodaj półmetrowe piaszczyste wzniesienia, leciała w dół na łeb, na szyję i próbowała jeszcze i jeszcze raz. Żeby silnie rozwiniętymi mięśniami nadrobić to, co człowiek zepsuł w aparacie ruchu owczarka niemieckiego.
         Zawzięta, uparta i samodzielna suczka coraz chętniej pokazywała, że chociaż umie wiele - niekoniecznie ma ochotę być pokornym pluszakiem do zagłaskiwania. Po jednej z takich demonstracji, córka Marty krzyknęła do szalejącej młodej psicy - "ależ ty nie jesteś żadna Bura, tylko wstrętne Buraczysko!!!"
         Tak właśnie Uti - Bura - zamieniała się w Buraka. Już na zawsze. I jako Burak zapisała najpiękniejsze karty w historii polskiego ratownictwa, pracując w Stowarzyszeniu Cywilnych Zespołów Ratowniczych z Psami "Storat" od chwili jego zawiązania w Rzeszowie w 2000 roku.
         Była pierwszą suką w Polsce, którą nauczono sygnalizować znalezienie poszukiwanego człowieka bringselem - po znalezieniu ofiary pies chwyta za zawieszony pod obrożą pasek, trzymając go w zębach wraca po przewodnika, oddaje bringsel i wraca z przewodnikiem do zaginionego. Była też pierwszą polską suką ratowniczą, która zdała egzaminy psa lawinowego, tropiącego, poszukiwawczego i gruzowego, przeprowadzane zgodnie z regulaminem IRO - międzynarodowej organizacji ratowniczej.
         Od 2000 roku uczestniczyła w 43 akcjach poszukiwawczych - nie licząc akcji tylko rozpoczynanych, czy kończących się w chwili przyjazdu na miejsce zgłoszenia, po informacji, że zaginiony wrócił już ze spaceru lub zatelefonował z miejscowości odległej o 300 km od miejsca rzekomego zaginięcia.
         43 razy Burak, w kamizelce ratowniczej, z podpiętym bringselem, na hasło "szukaj, człowiek" ruszała sprawdzić nosem wyznaczony jej teren, przepracowując łącznie 507 godzin.
         Skuteczności pracy psa ratowniczego nie mierzy się liczbą odnalezionych ludzi.  Bo dziesiątki razy pies przeszukuje teren, w którym nikogo nie ma,  gdyby było wiadomo, gdzie jest zaginiony - nie trzeba byłoby przeszukiwać setek hektarów... Ale nie zdarzyło się nigdy, by w terenie przeszukiwanym przez Buraka i oznaczonym jako pusty - pozostał nie odnaleziony człowiek. Choć zdarzyło się odwrotnie - bura suka znalazła zaginioną kobietę w miejscu starannie przeszukanym przed nią przez dziesiątki ludzi...
         Praca psa ratowniczego ma często dramatyczne, nie radosne zakończenie.
         20 marca 2001 roku podano komunikat przez radio - w Załużu na Rzeszowszczyźnie  dzień wcześniej zaginęło 3-letnie dziecko, ktokolwiek może pomóc, ktokolwiek wie... Była to trzecia akcja poszukiwawcza zespołów ratowniczych "Storatu" i Buraka. Z ciężkim sercem ratownicy wyruszyli nocą w las - lodowaty deszcz i marznąca mżawka przekreślały niemal szansę, by 3-latek mógł ocaleć, ale zawsze jest cień nadziei. Może dziecko znalazło szałas w lesie, może ktoś je spotkał i zabrał do domu, a nie zdążył powiadomić rodziców... Po kilku godzinach przeszukiwania lasu i zarośli Burak zatrzymała się nad dużą żółtawą celuloidową lalką leżącą na wznak w kałuży, dotknęła jej nosem i oczekiwała na pochwalny okrzyk radości. Ale ten jeden jedyny raz Marta nie zdołała pochwalić psa radośnie. Bo to nie była lalka, w kałuży leżało martwe, zamarznięte dziecko z buzią pokrytą warstewką lodu i zeszklonymi oczami.
         Padło wiele pytań, - dlaczego poprzedniego dnia ludzie nie znaleźli dziecka. Bo psi nos jest nieporównanie bardziej skuteczny niż ludzkie oczy. Dlaczego nie wezwano wcześniej ekipy z psami - bo mało kto wiedział o takiej możliwości. Ale straszliwy żal pozostał - i świadomość, że tylko pies mógł zdążyć z ratunkiem.
         Nie było już wątpliwości, że jeden użyty w poszukiwaniach pies jest skuteczniejszy niż tyraliera ludzi. Więc akcji z udziałem psów, także z udziałem Buraka było coraz więcej.
        W tym samym roku, pracując łącznie w 15 poszukiwaniach, Burak odnalazła zwłoki mężczyzny w lasach niedaleko Żmigrodu - starszy, chory człowiek szedł na skróty, prawdopodobnie w chwili poprzedzającej atak epilepsji zaszył się w krzakach głogu, gęstych, że tylko pies mógł wskazać to miejsce.. W kolejnej akcji Burak doprowadziła strażaków na brzeg rzeczki, gdzie utonęła kilkuletnia dziewczynka.

        Człowiek wierzy temu, co zobaczy - dla psa najważniejsze są informacje uzyskane nosem. W czerwcu 2002 roku wezwano "Storat" do Gorzyc - chora kobieta, cierpiąca na zaniki pamięci, znikła bez śladu. Rodzina i sąsiedzi przeszukali dom i zabudowania gospodarcze, zanim wezwano pomoc. Ale Marta skierowała Buraka do starannie przeszukanej przez ludzi i równie starannie zamkniętej stodoły - bo w takiej sytuacji zaczyna się od ponownego, przy pomocy psa, przeszukania domu i zabudowań. Po sześciu minutach intensywnego węszenia Burak szczekaniem i uniesionym nosem wskazała niedostępny dla niej stryszek = tam ktoś jest!!! Nieprawdopodobne, jednak możliwe - gdy przystawiono drabinę, okazało się, że na belkowaniu stryszku, niewidoczna dla patrzących z drabiny i dla patrzących od dołu leżała nieprzytomna kobieta. Gdyby nawet odzyskała świadomość - nie mogłaby zejść o własnych siłach, drabina, po której weszła na stryszek, została odsunięta przez ludzi prowadzących wcześniej poszukiwania, a wołania o ratunek nikt nie usłyszałby z zamkniętej stodoły. Najkrótsza praca Buraka zakończyła się najcenniejszym sukcesem - uratowaniem życia człowiekowi. I zaraz następne, szczęśliwie zakończone poszukiwanie - po dwóch miesiącach, po kilkugodzinnej nocnej akcji - nad ranem Burak doprowadziła do niemal pionowego urwiska nad Sanem. Do miejsca, z którego 90-letnia kobieta spadła wprost w naniesione powodzią krzaki i gałęzie.. Troje ratowników z trudem wyciągnęło staruszkę z pułapki - jakimś cudem kobieta przeżyła zimną, deszczową noc, zanim odnalazł ją pies..
      Mijały miesiące i lata pracy, były straszliwie trudne kilkunastogodzinne bezskuteczne poszukiwania w Bieszczadach... Bywała rozpoczynana praca, przerwana po kilku godzinach informacją, że ktoś odnalazł się u znajomych, a nawet w... szpitalu. I głośna w całej Polsce akcja w Żorach, gdzie drugi zespół "Storatu", także z owczarkiem niemieckim, pracując równocześnie z Burakiem, ale w innym terenie, odnalazł żywe dziecko, zaginione przed trzema dniami, szukane bezskutecznie przez setki ludzi.... (...) 

       Pewny był nos Buraka, niezawodna jej pasja pracy, samodzielność i wytrwałość, zdolność komunikowania ludzkiemu partnerowi wszystkiego, co rejestrowała nosem. Ale łapy i kręgosłup "modnie" hodowanego owczarka niemieckiego odmawiają posłuszeństwa około 7-8 roku życia. Jeszcze - po paromiesięcznym odpoczynku - wspomagana rehabilitacją i lekarstwami Burak znowu stanęła w gotowości, jeszcze przez kolejne dwa lata ubrana w kamizelkę z krzyżem, z przypiętym do obroży bringselem, czekała w napięciu na hasło - "szukaj, człowiek"!
       Latem 2005 roku decyzja o emeryturze dla Buraka była nieodwołalna. I chociaż Burak jeździła na krótkie, ostrożne treningi, to przecież nie dała się oszukać - pies ratowniczy doskonale wie, kiedy przewodnik sam lub z innym psem wyrusza nie na trening, a na prawdziwą akcję. Pozostawała wtedy w domu, smutna, przygaszona, w oczekiwaniu, że przyjdzie wezwanie i dla niej, ona przecież nadal chce, umie, pamięta...
       Jesienią jak nigdy chyba - raptownie zmieniła się pogoda. Po niemal upalnym, dusznym dniu 6 listopada, w środku nocy lżej było oddychać, ale serce Buraka nagle zabiło niespokojnie. Podniosła się z legowiska obok łóżka pani, trąciła swoją śpiącą partnerkę nosem - "ja coś czuję, czy to już pora?" Zanim Marta zdążyła z gabinetu lekarskiego przynieść słuchawki i środki nasercowe - Burak wyruszyła sama, wezwana na ostatnią, czterdziestą czwartą akcję. Odbiegła jak zawsze szybko, nie oglądając się, bez wahania, jak gdyby chciała dogonić i wyprzedzić w biegu dźwięk najważniejszych dla niej słów - "Burak, szukaj, człowiek"...
       
       Postawiono w Krakowie pomnik psa, czekającego na swojego pana. Jaki pomnik, z czego należałoby wystawić zwierzętom, które ratują życie człowieka? Ze słów, czy z ludzkiej wiernej pamięci? Czy z poszanowania praw do godnego życia stworzeń tak całkowicie od ludzi zależnych, trwających przy nas już tysiące lat?
     

3 komentarze:

Szyszka pisze...

no poryczałam sie... :(
Ach ten STORAT!!!
co za pies..aż Tekile ide przytulić.

Anonimowy pisze...

Wzruszające, jak czytałam miałam łezki w oczach..
Pozdrawiam
Gabrycha

Anonimowy pisze...

Ja też się poryczałam cholera jak dzika wariatka.
Oj Burak, Burak...
Oj STORAT, STORAT...
pozdrowionka
basiaP