Jasne, że radość moja spowodowana jest innymi pobudkami niż u dzieci, które mają wolne od szkoły, ale na pewno nie jest mniejsza.
Już pewnie nie raz pisałam, że czasem czułam się jak taksówkarz moich dzieci, wożąc je ze szkoły, na zajęcia dodatkowe, na rehabilitację i tak w kółko przez cały rok szkolny... Teraz nie muszę jeździć tak intensywnie, więc po prostu się cieszę.
Wakacje rozpoczęliśmy od wizyty u mojej koleżanki, która mieszka w Rzeszowie, ale jeszcze parę lat temu ta część miasta była pobliską wsią....
Magda ma duży dom, gromadkę dzieci i różne przydomowe zwierzaki, którymi moje dzieci były po prostu zachwycone .... głównie zwierzakami, ale także wolnością którą mogą się cieszyć dzieci Magdy, dzięki ogromnemu podwórku, boisku do siatkówki, huśtawkom, zjeżdżalni, piaskownicy, małej fontannie i wybiegowi dla koni.... Nie dziwię się, że do domu ciężko ich stamtąd zabrać ilekroć tam jesteśmy.
Przy okazji ostatniej wizyty zrobiono nam niespodziankę i zabrano nas na ognisko... bryczką.
Wypadzik bryczką:
dziki łabędź tam był...
i pawie dwa sobie biegały luzem całkowitym....
A to zdjęcia już u Magdy na włościach robione:
króliczki hodują...
i gołąbki ozdobne (i kury zielononóżki które znoszą jaja o obniżonej zawartości cholesterolu, kaczki, kurczaki, konie, koty, psa a w okresie przedświątecznym także świnki)
Ach.. zapomniałabym napisać, że od piątku jesteśmy bez Oleśki, bo pojechała na obóz sportowo-rowerowy i wraca do domu dopiero w sobotę wieczorem