Ehhhhh.
Nie pamiętam kiedy ostatnio miałam takiego doła jak dziś..... i to z powodu Byśka, a w zasadzie z powodu Byśkowego schorzenia.
A było to tak:
Wybrałam go z przedszkola i pojechaliśmy do ośrodka na rehabilitację. Już w samochodzie widziałam, że zanosi się na ciężkie ćwiczenia, bo natychmiast zaczął dziamać, że nie będzie ćwiczył, że nie ma siły i tak dalej.
W ośrodku zrobił na korytarzu szewską awanturę o cewnikowanie: "nie będę sikał, wcale nie chce mi się sikać i nie będę!!!!", a potem nie chciał wejść na zajęcia. Drącego się, wdarłam go do sali i wtedy było jeszcze gorzej.... wył, wyrywał się i darł, że on nie przyszedł ćwiczyć bo ćwiczyć nie lubi, tylko chce się bawić.
Nie pomagały prośby ani groźby. Nic w zasadzie nie pomagało i tak było przez 20 minut, aż coś dygnęło i udało się nawiązać niewielką nić porozumienia. Na tyle się udało, że kilka ćwiczeń Bysiek jednak wykonał. Był tak zmęczony, że w samochodzie zasnął i spał w nim pół godziny a ja sterczałam na chodniku przed domem pilnując żeby się nie wystraszył jak się obudzi.
Ale o dole miało być, bo w zasadzie sytuacja taka przeciętna, tyle tylko że mnie czasem dopada chandra (taka ze łzami) i użalanie się nad Byśkiem.... no bo dlaczego on musi ciągle, nieprzerwanie od 5 lat ćwiczyć, kiedy inne dzieci są zdrowe i bez najmniejszego wysiłku potrafią wstać, zejść po schodach, podskoczyć, czy pobiec????
Dlaczego on musi się męczyć, czasem ćwiczyć aż do bólu i płaczu, jeździć po lekarzach, kiblować w kolejkach, zażywać leki, być cewnikowany i tak dalej i tak dalej.....
No więc dziś mam tak nastrój, że pytam dlaczego?
Dlaczego jak mi się nie chce wstać z łóżka, mogę nie pojechać z Byśkiem do przedszkola, a jak on nie ma siły ćwiczyć, to musi płakać i błagać że nie chce tego robić? I w dodatku to i tak nic nie daje, bo ja nie mogę się ugiąć przed tym, że on nie chce!
Dlaczego on wciąż musi, musi i musi? Albo dlaczego czegoś nie może?
Ehhhh.
Jedyne na plus, to fakt, że takie ciężkie momenty i mnie i Byśka dopadają na szczęście stosunkowo rzadko. Na ogół pytanie "dlaczego" mnie nie męczy, bo świetnie zdaję sobie sprawę z tego, że na świecie jest ogrom dzieci w o wiele gorszej sytuacji niż Bysiek, ale czasem i ja wymiękam.
Po prostu jakoś tak ciężko mi dzisiaj na duszy i nawet nie pociesza mnie fakt, że wreszcie mieszkamy u siebie..... od 2 dni, ale wreszcie się to stało.
Pozdrawiam serdecznie.