Wreszcie dotarła i do nas. Nie dziś, czy wczoraj, ale stosunkowo niedawno jak na zimę. Ale w tym tygodniu to już wszystkim chyba daje się we znaki, bo mróz jest taki, że ho ho ho.
Na szczęście my sobie z Byśkiem bezkarnie w domku siedzimy , bo w naszym województwie trwają teraz ferie więc mamy wolne. Nawet od rehabilitacji, bo rehabilitantka też gdzieś pojechała.
Ola jest na zimowisku w tym tygodniu, a my nigdzie się nie ruszamy ponieważ Bysiek smarka i kaszle.
Ale zanim zaczął smarkać i kaszleć udało mu się dwa, czy trzy razy na sanki z tatusiem wybrać, więc i on poczuł zimę.
A najlepszy był u nas zimy początek... właściwie pierwszy dzień kiedy spadł śnieg i... nie stopniał, bo wcześniej to wszystko co spadło w nocy, rano już nie istniało.
No więc Olka otworzyła drzwi wrzasnęła: "mamo pada śnieg" i wybiegła z domu.
Jak ubrałam Byśka i pozwoliłam i jemu wyjść usłyszałam "łał mamo!........ dżingle bels" co w wolnym tłumaczeniu też chyba znaczyć miało, że pada śnieg .
Przygotowanie ekwipunku dla Oli na obóz:
Odśnieżanie według Byśka:
No i na górce... szczęście w oczach:
1 komentarz:
Na te foty Kosmonauty z uszami właśnie czekałam!! :))
Zdrówka!
Prześlij komentarz