Jakiś czas temu miałam wątpliwą przyjemność być z Krzysiem na rutynowej, obowiązkowej wizycie u psychologa.
Pani psycholog to bardzo miła, młoda kobietka, która (według moich obserwacji), nie do końca dobrze jest przygotowana do wykonywanego przez siebie zawodu, zwłaszcza w placówce w jakiej pracuje. Ta placówka to ośrodek rehabilitacyjny dla dzieciaków z różnymi problemami, wadami czy chorobami, więc idąc na wizytę do takiego ośrodka oczekuję, że psycholog będzie orientował się na czym polega choroba mojego syna.
Nie byliśmy tam po raz pierwszy, ale każda wizyta zaczyna się standardowym wyjaśnianiem Pani psycholog z czym Bysiek ma problemy.... Dlatego też nie bardzo lubię te wizyty, bo muszę po raz kolejny mówić o tym samym....(to tak jak czasem tłumaczę po raz kolejny coś Fasoli, a ona dalej nie rozumie).
Tym razem było podobnie.
Pani na początku pozwoliła się Byśkowi zająć zabawkami, czytając jednocześnie własne zapiski z wizyty poprzedniej i zadając mi pytania typu:
-"Czy już nie musi być cewnikowany? Bo ostatnio mówiła mi pani, że nie wie, czy już zawsze będzie musiał korzystać z cewnikowania...." I kolejny raz mówię, że ma pęcherz neurogenny i musi być cewnikowany, ale czy na zawsze to pojęcia nie mam....
-"Ale chodzi?" - Nie, nie chodzi, ma stopy niewładne, urodził się z przepukliną oponowo-rdzeniową i wodogłowiem. Założoną ma zastawkę - dodałam, nie czekając na kolejne pytanie i już kipiałam wewnątrz....
Pani przeszła powoli do obserwowania Krzysia i usiłowała zorientować się, co moje dziecko obecnie potrafi. Żeby ocenić poziom jego rozwoju wyciągnęła książkę (!) i według niej testowała Krzysia na zadaniach, które są dopasowane do zdrowych dzieciaków w jego wieku. Bysiek wydarty od zabawek wcale na Panią uwagi nie zwracał i twardo domagał się zwrotu klocków.... Naturalne, według mnie. Więc jak Pani zadawała mu pytania o części ciała, to wskazywał rączką na klocki, mówiąc "tam" :)
Pani dla pewności zapytała mnie, czy potrafi wskazać gdzie ma nos, albo oko... Śmiać mi się chciało i stwierdziłam w duchu, że Bysiek chyba wyczuwa moje nastawienie do wizyty i dlatego olewa ją totalnie....
Ale to nie koniec. Pani postanowiła chyba przewałkować wszystkie testy, bo zapytała mnie, czy Krzyś rozumie pojęcie "większy" i "mniejszy". Powiedziałam, że tak, ale na pewno nie wskaże różnicy np. numeru buta 36 od 38..... Na to Pani psycholog wzięła do ręki pudełko po kremie i zapytała Byśka: "Krzysiu, a co jest cięższe? Ja, czy to pudełko?" Ręce mi opadły i oświeciłam ją, że tego, to on na pewno jej nie powie....
Na końcu dowiedziałam się od Pani, że Krzyś niektóre zadania wykonuje na poziomie dziecka 26-cio miesięcznego, ale niektóre tylko na 17-sto miesięcznego....
Szczerze pisząc mało się przejęłam jej słowami, bo to ja wiem, czy Bysiek robi postępy, czy nie.
I to dla mnie jest najważniejsze, bo to, że on nie robi wszystkiego tak jak dzieci zdrowe, jest związane z pewnymi ograniczeniami wynikającymi z jego wad i ja o tym doskonale wiem. Wiem, że może robić coś wolniej niż inne dzieciaki, ale widzę, że powoli je "goni" i to jest istotne. Jego rozwój nie stoi w miejscu i nie cofa się... idzie do przodu, a że nie robi tego jak burza, to już inna para kaloszy :)
Pani psycholog to bardzo miła, młoda kobietka, która (według moich obserwacji), nie do końca dobrze jest przygotowana do wykonywanego przez siebie zawodu, zwłaszcza w placówce w jakiej pracuje. Ta placówka to ośrodek rehabilitacyjny dla dzieciaków z różnymi problemami, wadami czy chorobami, więc idąc na wizytę do takiego ośrodka oczekuję, że psycholog będzie orientował się na czym polega choroba mojego syna.
Nie byliśmy tam po raz pierwszy, ale każda wizyta zaczyna się standardowym wyjaśnianiem Pani psycholog z czym Bysiek ma problemy.... Dlatego też nie bardzo lubię te wizyty, bo muszę po raz kolejny mówić o tym samym....(to tak jak czasem tłumaczę po raz kolejny coś Fasoli, a ona dalej nie rozumie).
Tym razem było podobnie.
Pani na początku pozwoliła się Byśkowi zająć zabawkami, czytając jednocześnie własne zapiski z wizyty poprzedniej i zadając mi pytania typu:
-"Czy już nie musi być cewnikowany? Bo ostatnio mówiła mi pani, że nie wie, czy już zawsze będzie musiał korzystać z cewnikowania...." I kolejny raz mówię, że ma pęcherz neurogenny i musi być cewnikowany, ale czy na zawsze to pojęcia nie mam....
-"Ale chodzi?" - Nie, nie chodzi, ma stopy niewładne, urodził się z przepukliną oponowo-rdzeniową i wodogłowiem. Założoną ma zastawkę - dodałam, nie czekając na kolejne pytanie i już kipiałam wewnątrz....
Pani przeszła powoli do obserwowania Krzysia i usiłowała zorientować się, co moje dziecko obecnie potrafi. Żeby ocenić poziom jego rozwoju wyciągnęła książkę (!) i według niej testowała Krzysia na zadaniach, które są dopasowane do zdrowych dzieciaków w jego wieku. Bysiek wydarty od zabawek wcale na Panią uwagi nie zwracał i twardo domagał się zwrotu klocków.... Naturalne, według mnie. Więc jak Pani zadawała mu pytania o części ciała, to wskazywał rączką na klocki, mówiąc "tam" :)
Pani dla pewności zapytała mnie, czy potrafi wskazać gdzie ma nos, albo oko... Śmiać mi się chciało i stwierdziłam w duchu, że Bysiek chyba wyczuwa moje nastawienie do wizyty i dlatego olewa ją totalnie....
Ale to nie koniec. Pani postanowiła chyba przewałkować wszystkie testy, bo zapytała mnie, czy Krzyś rozumie pojęcie "większy" i "mniejszy". Powiedziałam, że tak, ale na pewno nie wskaże różnicy np. numeru buta 36 od 38..... Na to Pani psycholog wzięła do ręki pudełko po kremie i zapytała Byśka: "Krzysiu, a co jest cięższe? Ja, czy to pudełko?" Ręce mi opadły i oświeciłam ją, że tego, to on na pewno jej nie powie....
Na końcu dowiedziałam się od Pani, że Krzyś niektóre zadania wykonuje na poziomie dziecka 26-cio miesięcznego, ale niektóre tylko na 17-sto miesięcznego....
Szczerze pisząc mało się przejęłam jej słowami, bo to ja wiem, czy Bysiek robi postępy, czy nie.
I to dla mnie jest najważniejsze, bo to, że on nie robi wszystkiego tak jak dzieci zdrowe, jest związane z pewnymi ograniczeniami wynikającymi z jego wad i ja o tym doskonale wiem. Wiem, że może robić coś wolniej niż inne dzieciaki, ale widzę, że powoli je "goni" i to jest istotne. Jego rozwój nie stoi w miejscu i nie cofa się... idzie do przodu, a że nie robi tego jak burza, to już inna para kaloszy :)
2 komentarze:
Kajka, ja na Twoim miejscu zapytałabym tę panią, co jest cięższe: kilo ołowiu czy kilo pierza.;)
Wizyta rutynowa, jak wspomniałaś, więc w istocie nie ma co się przejmować opinią pani psycholog, która najwyraźniej jeszcze dużo chleba musi zjeść.;)A i to nie gwarantuje, że kiedykolwiek będzie kompetentną osobą na tym stanowisku w ośrodku rehabilitacyjnym.
Ja także wiem, że Bysiek robi postępy w rozwoju motorycznym, a intelektualnie goni rówieśników w sposób wyraźny, co bardzo cieszy nie tylko Ciebie, ale i mnie.
Rośnie Wam w domku fajnacki facecik.:)
Pzdr.
Całusy Martula :)
Prześlij komentarz