niedziela, 28 lutego 2010

Co zrobiła Kaja?

Kilka z ostatnich dni, wieczorów i nocy spędziłam na przygotowywaniu... no właśnie. Ciekawe czy zgadniecie co robiłam.
Oczywiście wrzucam kilka zdjęć, które doprowadzą zainteresowanych do bardzo prostej w sumie odpowiedzi.
Zabawa, bo ciężko to nazwać pracą, bardzo przyjemna i taka, jaką ja bardzo lubię.
Duperelki, detale i trochę szczegółów, które według niektórych wymagają cierpliwości. Ja akurat do takich rzeczy cierpliwość mam. Lubię czasem wyszywać krzyżykiem, czasem szydełkuję, a czasem ze wstążki robię gwiazdki na choinkę....

Jedyne czego zdecydowanie bardzo do takich rzeczy mi brakuje, to zdolności plastyczne i wyobraźnia. Mam tragiczny deficyt tych dwóch cech i bardzo tego żałuję....
Ale cóż, są to cechy, których niestety nie da się zdobyć, ani nauczyć.

Dlatego jestem dobra w naśladowaniu. Potrafię coś wykonać, ale niestety najpierw muszę to coś zobaczyć, żebym zrobić mogła.

No więc tak.... (nie zwracajcie uwagi na jakość zdjęć, bo i tak mi wstyd)
Najpierw wzięłam papier - biały i zielony, w dwóch wersjach



Z białego wycięła kółeczka, o takie:



Z jednej wersji zielonego papieru wycięłam dość żmudnie małe listki



Zapomniałam dopisać, że kółeczka wycięłam w dwóch różnych rozmiarach, więc mam już taki zestaw:



Z drugiego zielonego wycięłam takie niby prostokąty i mamy już:



Wtedy większe kółeczka musiałam przeciąć na takie części:



Wiecie już co zrobiłam?

czwartek, 25 lutego 2010

Ciekawe, czy się uda?

Ponieważ bardzo chciałabym, żeby Bysiolek od września poszedł do przedszkola, chociaż na parę godzin dziennie.... zaczęłam się starać o potrzebne do tego celu papiery.
W naszym przypadku chodzi o zaświadczenie o potrzebie kształcenia specjalnego z poradni psychologiczno-pedagogicznej.
Takie zaświadczenie w połączeniu z orzeczeniem o niepełnosprawności, daje możliwość skorzystania z kilku przywilejów... jeśli takowymi można je nazwać.
Otóż jeśli udałoby się zapisać Krzysia do grupy integracyjnej, to takie zaświadczenie potwierdza wymóg dodatkowego nauczyciela w grupie (tzw. nauczyciela wspomagającego) ale w grupie tej musi być minimum 3 dzieci z takimi zaświadczeniami.
Poza tym za "niepełnosprytnym" dzieckiem idą też do przedszkola dodatkowe pieniążki....
Problem w naszym przypadku polega tylko na tym że, w tym roku nie będzie miejsca w grupie integracyjnej.
Doznałam szoku, jak obdzwoniłam pół miasta i okazało się, że w Rzeszowie jest jedno przedszkole z jedną tylko grupą integracyjną, do której przyjmowane są dzieci (tylko 3 dzieci) raz na kilka lat (bo przez kilka lat w tym przedszkolu pozostają).

Rzeszów... miasto, które liczy około 170 tysięcy mieszkańców nie ma choćby jednego przedszkola integracyjnego z prawdziwego zdarzenia. Wstyd.

Czy oznacza to, że dzieci niepełnosprawne (chodzi mi głównie o niepełnosprawność ruchową) siedzą w domach do momentu pójścia do szkoły????
Bo fakt. Jest kilka miejsc, gdzie można zapisać dziecko z upośledzeniem umysłowym, ale pani z takiego przedszkola od razu mi powiedziała, że przypadki mają ciężkie i nie jest dobrym pomysłem, żeby w miarę prawidłowo rozwinięty dzieciak do nich chodził.
I ja wcale się tam z Byśkiem nie pcham, bo wiem, że korzystniejsze dla niego będą kontakty ze zdrowymi dziećmi.

Nic to. Na razie się nie stresuję za bardzo, tylko załatwiam wymagane dokumenty, a w międzyczasie będę próbowała wcisnąć gdzieś moje dziecię ;) Choćby na parę godzin i to z moją wizytą w międzyczasie, bo przecież cewnikowanie mamy, a tego nie zrobi nikt poza mną.... Ciekawe, czy kiedyś uda mi się do pracy wrócić....?

W poradni psych-ped już raz byłam, bo przeprowadzano ze mną wywiad wstępny, w którym musiałam zeznać jak to z Byśkiem od początku było, jak jest teraz i w sumie jaki jest on sam. Rzeczowa, rozsądna kobitka wyciągała ze mnie te informacje, a na przyszły tydzień zaplanowała spotkanie z Bysiolem. Zobaczymy co on wtedy pokaże.... już mnie to intryguje, bo wiem, że potrafi wiele ;)





A gada teraz tyle, że ja spisywać nie nadążam. Ale cieszę się, bo wiem, że to chwile i gadki, które nigdy więcej nie wrócą, ani się nie powtórzą. Więc co fajniejsze, to spisuję i wrzucam.
Dziś na przykład mowa o pieniądzach była.... z Olą i ze mną.

Bysiek - "Kupie sobie brumka za moje pieniąski"
Ola - "Nie kupisz, bo Ci braknie"
Bysiek - "To nic, to nic...... das mi swoje pieniąski!!!"

Bysiek - "Mamo, das mi pieniąski, zebym duzo miał?"
mama - "Nie mam pieniędzy, żeby Ci dać"
Bysiek - "To tatuś mi da...."
mama - "Pieniążków się nie daje tak sobie Byśku.... trzeba pracować, wtedy dostaje się zapłatę za wykonaną pracę... inaczej pieniędzy nie ma. Trzeba je zarobić"
Bysiek - "A zarobis mi????"

Koniec ferii Olkowych zbliża się milowymi krokami, ale już nam nie żal bardzo, bo pogoda raczej wiosenna jest, niż zimowa. Narty całkowicie odpadły, łyżwy i sanki też. Głównie w domu siedzimy, nie licząc atrakcji w postaci wyjścia na rehabilitację.
Ale w piątek dzieciaki na urodziny do "Wojtasów" idą, więc jest na co czekać :)

Pozdrawiam Was wszystkich cieplutko.

P.S. FasOli wypadł dziś kolejny z mlecznych zębów. To 9 z kolei, a następny już się kiwa. jak tak dalej pójdzie, to szczerbata do Komunii pójdzie ;)

sobota, 20 lutego 2010

Cisza

Uwielbiam siedzieć nocą w sieci....
Spokój, cisza, komputer i ciepła herbata. I choć spanie mnie czasem łamie ;) to i tak siedzę, bo kusi ta cisza.
Lodówka brzęczy (bo w kuchni przesiaduję nocą) i szumi wentylator komputera.
Dziś co prawda słychać jeszcze krople spadające na parapet, jakby co najmniej deszcz padał.
I myślałam, że nie pada, że to topniejący śnieg daje znać co jakiś czas, że kończy się jego czas. A jednak to deszcz.... idzie wiosna?


Karnawał już się skończył, ale chcę jeszcze wrzucić fotkę Bysiolka przebranego za pajacyka.



Mimo iż na balu żadnym nie był, to z Fasolą przez parę dni wytrwale bawili się w przebieranki. Na szczęście dzieci mają ogromną fantazję i fakt, że Bysiek na bal nie szedł, Fasola wynagradzała mu z ogromną przyjemnością :)


Choć osobiście uwielbiam ciepło, a nawet gorąco, to chciałabym, żeby jeszcze do końca lutego mróz trzymał.
Ola ma ferie i miałaby jeszcze możliwość skorzystania z takiej prawdziwie zimowej aury, gdyby ta jeszcze wytrwała. Tym bardziej, że zdrowie nam dopisuje w tym sezonie bardzo. Kilka razy pojawił się katar, ale praktycznie to wszystko. Dzieciaki trzymają się, aż miło.

A szansa na utrzymanie się zimy była.....
Bo ostatni atak zimy sparaliżował (dosłownie) nasz Rzeszówek, że hej!
W niedzielę jak wyglądnęłam za okno, nie chciało mi się wierzyć w to, co zobaczyłam. Nie pamiętam kiedy było tyle śniegu na raz.... takiego leżącego sobie spokojnie, nieodgarniętego, jakby chciał pokazać jaki to on ważny jest. I kurcze, pokazał swoją ważność. Z parkingu pod blokiem nikt nawet nie próbował wyjechać, tylko czekano do poniedziałkowego ranka, kiedy to koparka przyjechała z odsieczą.

Moje dzieci były szczęśliwe, że mogą odśnieżać wejście do klatki



W tygodniu, kiedy zrobiło się ciut cieplej, w każdym możliwym miejscu zaczęły tworzyć się sople. Wybaczcie jakość zdjęć, ale było już popołudnie jak zobaczyłam, że na naszej antenie wiszą dwa niezłe okazy ;)





Niestety dziś już ani sopli nie ma, ani śniegu do odśnieżania. Jedyne co zostało, to woda na ulicach i chodnikach.... chyba gumiaki muszę sobie sprawić ;)

Ale dla poprawienia nastroju (jeśli komuś popsułam) wrzucę jedną z ostatnich "gadułek" Byśkowych:

mama - "Krzysiu, jak zjesz całą zupę, dostaniesz na deser bałwanka czekoladowego"
Bysiek - "Ale mi zalaz bzuch pęknie. Pac jaki mam wielki bzuch!"
mama - "Mało co zjadłeś..."
Bysiek - "Ale juz nie mieści mi sie nic"
mama - "No to bałwanka nie będzie"
Bysiek - "No ale, nie mieści mi sie nic..... eeeee, mieści mi sie tylko bałwanek!!!!"

Życzę Wam udanego weekendu :)






niedziela, 7 lutego 2010

Gadulce

mama - "Olesiu, źle nastawiłaś sobie budzik i obudził Krzysia i mnie, jak pojechaliście na narty...."
Ola - "Aaaaa, to dlatego nie zadzwonił rano..."
Bysiek - "Cale nie ubudził mnie budzik...."
mama - "To dlaczego wstałeś tak wcześnie?"
Bysiek - "Bo mnie ubudził......"
mama - "Co Cię obudziło?"
Bysiek - "No..... ten.... ten..... INTELNET!!!!"



mama - "Byśku, zrobiłeś kupkę?"
Bysiek - "Nie...."
mama - "Oj, chyba jednak tak, bo coś śmierdzi"
Bysiek - "Bo to, mierdzi...... jakiś...... dym.... na pewno!"
mama (śmiejąc się jasna sprawa) - "To ja na wszelki wypadek sprawdzę"
Bysiek - "I co... lobiłem?"
mama - "Nie, jednak nie zrobiłeś"
Bysiek - "Moze to tylko bonek był" (na wszelki wypadek wyjaśnię, że "bonek" to bąk)


Siedzę tak tu sobie, grzebię w sieci, a w tle brzęczy mi telewizor.... Durne reklamy, poradnikowe programy i różne takie.
Siedzę i ze zdziwienia wyjść nie mogę.
Ileż to można się ciekawych informacji nasłuchać.

Dowiedziałam się na przykład tego, że krzywdę robię Byśkowi, bo sama go ubieram....
Dało mi to do myślenia... a jakżeby inaczej.
No fakt. Ma prawie 3,5 roku i sam potrafi się tylko rozebrać i to tylko częściowo. Tak więc od jutra twardo zabieramy się do nauki ubierania.
A jednak telewizja nie tylko kłamie (mój brat zawsze to powtarza), ale i uczy ;)

Druga sprawa o której po prostu muszę napisać to treść reklamy gry..... chyba komputerowej, ale dokładnie nie wiem, bo zwróciłam na nią uwagę dopiero jak usłyszałam dziwną dla mnie formę i tu cytuję: "Wczuj się w postać doktor Housa".
I pytam mądrzejszych ode mnie.... dlaczego "doktor Housa", a nie "doktora Housa"?
Katapulto... pisz i wyjaśniaj ;)

Dobrej nocy życzę :)

środa, 3 lutego 2010

Urolog 2.02.2010

Dwa dni temu zauważyłam, że skończyły się Byśkowe tabletki...
Nie mogłam uwierzyć, bo z reguły mam duży zapas, ale najwyraźniej i najlepsze zapasy lubią się kończyć w najmniej spodziewanym przez nas momencie.
Zadzwoniłam więc do przychodni, żeby się upewnić, czy nasza Pani urolog przyjmuje (bo ostatnim razem urlop miała i przyjmowała nas nefrolog) - nie lubię jeździć na darmo.
Tym bardziej, że śnieg w ilościach zadziwiających mnie, wciąż (co też mnie dziwi) leży na ulicach i chodnikach.... a co za tym idzie, ciężko jest gdziekolwiek zaparkować teraz.
Więc po wyczerpujących (z panią Basią... ) ćwiczeniach pojechaliśmy po "moje tabetki"...

W przypadku naszej Pani urolog czekanie mnie nie irytuje, bo przychodzimy zwykle "spoza listy zarejestrowanych" i wiem, że zawsze! zostaniemy przyjęci.
Nie pamiętam, czy wcześniej wspominałam o tym, że jest to lekarz z gatunku: przede wszystkim dobry człowiek, a dopiero potem dobry lekarz...

Zawsze jesteśmy przyjęci i zawsze z uśmiechem na ustach
Pani doktor zna Krzysia od urodzenia prawie i jak mi dzisiaj powiedziała, z ogromną radością obserwuje jego postępy i rozwój.

I tak...
Ciśnienie w porządku, pęcherz i nerki w porządku!!! To najważniejsze.
Możemy zmienić dawkowanie Furaginy na mniejsze (od urodzenia Krzysiol ją bierze) ze względu na to, że od ponad 2 lat nie miał ZUMu... (zakażenie układu moczowego). Zobaczymy, czy będzie w stanie utrzymać się nadal bez zakażeń, jeśli nie będzie miał stałego "zabezpieczenia".
Oczywiście będą sytuacje, w których będę zmuszona powrócić do poprzedniej dawki, ale bardzo się cieszę, bo zależało mi na tym. Skoro nic się nie dzieje, to chcę, żeby organizm odpoczął, a nie przywykł....
Dostaliśmy wnioski na pieluchy, cewniki i na..... turnus rehabilitacyjny (tak przy okazji).

Ponieważ nasza Pani jest też chirurgiem (kontrolowała na początku Byśka wodogłowie), może wystawić nam skierowanie na MR czyli rezonans magnetyczny głowy, który musimy zrobić przed jesienną kontrolą u neurochirurga w CZD.
Przy okazji uzmysłowiła mi, że nie warto robić teraz MR kręgosłupa, nad którym ja wciąż rozmyślam, bo badanie bez przyczyny w takim wieku nic istotnego nie pokaże, a i tak nie da się zrobić na raz MR głowy i kręgosłupa, bo NFZ szpitalowi zapłaci tylko za jedno badanie...
Ja zastanawiam się na MR kręgosłupa, żebym miała jakieś porównanie, w momencie ewentualnego kotwiczenia rdzenia kręgowego....
Owszem, będziemy robić takie zdjęcie do porównania, ale jest na to za wcześnie. Jak Bysiek wejdzie w bardziej intensywną fazę wzrostu (ok. 4,5 - 5,5 lat) to badanie zrobimy. Wcześniej tylko jeśli będzie się coś działo. Uspokoiłam się trochę

Za to zaniepokoiła mnie informacja, że zaczynają się Byśkowi zapadać plecki w okolicy lędźwiowej..... Nie wiem, czy ma to jakiś związek z minimalnym garbikiem, którego Bysiek ma na bliźnie przepuklinowej. Kiedyś wydawało mi się, że ten garbik rośnie, ale myliłam się. Teraz Pani doktor zauważyła zmianę i kazała nam intensywniej ćwiczyć mięśnie brzucha, bo podobno to ma pomóc.
I ten niepokój jest dla mnie istotny, bo kurcze.... kręgosłup to nie byle co, jak się coś podzieje, to nie będzie wesoło. Brrr, nie chce mi się nawet o tym myśleć.

Poza tym wszystko jest dobrze. A jak jest dobrze, to nie jest źle.... prawda?


P.S. do wpisu "Zamknij się!"

Kupiliśmy kwiatka i czekoladki (kasa oczywiście z Byśkowej skarbonki) i poszliśmy na zajęcia do Ani.
Bysiek jeszcze w drzwiach przepraszał, że brzydko powiedział.... (ma szczęście )
Jednak przy wyjściu dał kolejny popis swoich możliwości, bo twardo usiłował wymusić poczęstowanie go, przyniesionymi czekoladkami.... a jakże!