Dobrnęłam wreszcie do ostatniego wpisu z wakacji.
Obiecałam, że nie będzie trzeba czekać strasznie długo i mam nadzieję, że dotrzymałam słowa.... Zdjęcia przeglądnęłam, wybrałam i zmniejszyłam, więc tak jak lubię najbardziej, są i one.
W ostatni weekend wakacji pojechaliśmy do Nowej Soli.
Trochę nietypowo (na ogół spotykaliśmy się w połowie sierpnia) ale wszystko przez to, że KasiaO miała być wtedy (niestety jednak nie pojechała) w Berlinie na ślubie przyjaciółki.
A ponieważ nas do Nowej Soli ciągnie, to nie popuściliśmy i...
... w środę o godzinie 23.45 wsiadłam z dziećmi, plecakiem i wózkiem inwalidzkim do pociągu relacji Przemyśl - Wrocław (jasna sprawa do pociągu Marek nas "wsadził", a... wyskakiwał jak pociąg ruszył).
Nie pojechał z nami, bo praca oczywiście, a zdecydowałam się na pociąg, głównie ze względu na brak wiary we własne siły do jazdy nocą za kierownicą samochodu.
Dziś mogę napisać, że słusznie zrobiłam... było całkiem nieźle
W pociągu, Olka prawie od razu ułożyła się do snu, za to Bysiek (nastraszony przez babcię) przez pół godziny na korytarz patrzył i pilnował, żeby mu wózka nikt nie ukradł... Kolejne pół godziny jojczał o mleko, a potem do domu chciał wracać.
Wreszcie padł i obudziłyśmy go we Wrocławiu.
Tam mieliśmy 2 godziny przerwy w podróży a potem znowu wsiedliśmy na 3 godziny do pociągu... tym razem osobowego.
Przed samą Nową Solą zaczęło padać... he he he ciocia Kasia w letniej sukieneczce i klapeczkach czekała na nas (pół godziny) na dworcu.
Ufff. Dotarliśmy. Sama do końca ledwo w to wierzyłam... jednak przejechaliśmy kawał Polski
Pogoda nam się udała. Choć idealna nie była, to dzieciaki wiele razy na podwórku były i mogły nieźle sobie poszaleć.
Zdjęcie nazwane przez Kasi przyjaciółkę "Witek i kupa wariatów"
Hitem były deskorolki..
Igor w swoim żywiole...
Pieczemy... bo jeść lubimy
Kasia zabrała mnie jednego wieczoru na "babskie pogaduchy bez facetów".
Super sprawa.... obawy w stylu "nikogo tu nie znam" były zupełnie nie na miejscu jak się okazało, bo w knajpie do której poszłyśmy zaczepiły MNIE dwie osoby, które znałam!
Jejku... mam znajomych w Nowej Soli! Ba! I to jakich znajomych...
W sobotę jak już Marek do nas dotarł wysłałyśmy dzieci z tatusiami do kina, a same pojechałyśmy do nowosolskiego portu (nie miałam dotychczas pojęcia, że port tam mają) gdzie skutecznie się przeziębiłam, a potem na kawę do Kasi przyjaciół pp. "Gibonów".... kawa pyszna była, a ciasteczko jeszcze lepsze
Chciałabym napisać, że dzieciaki wyczerpane zabawą i własnym towarzystwem wieczorami szły szybko spać, ale to nie prawda. Padał tylko Bysiek, a Igor i Witek czekali na Olkę, która co wieczór prawie zasypiała z nimi w pokoju
Super było.
Na podwórku...
"poddaję się"
Na deskorolce
i po...
Ola nawet na rolkach usiłowała z kotkiem jeździć... ciekawe co kotek na to?
A to ja z Bysiolem
Całusy przesyłamy gospodarzom i wszystkim zaprzyjaźnionym nowosolanom... już tęsknimy i chcemy jeszcze....!
Obiecałam, że nie będzie trzeba czekać strasznie długo i mam nadzieję, że dotrzymałam słowa.... Zdjęcia przeglądnęłam, wybrałam i zmniejszyłam, więc tak jak lubię najbardziej, są i one.
W ostatni weekend wakacji pojechaliśmy do Nowej Soli.
Trochę nietypowo (na ogół spotykaliśmy się w połowie sierpnia) ale wszystko przez to, że KasiaO miała być wtedy (niestety jednak nie pojechała) w Berlinie na ślubie przyjaciółki.
A ponieważ nas do Nowej Soli ciągnie, to nie popuściliśmy i...
... w środę o godzinie 23.45 wsiadłam z dziećmi, plecakiem i wózkiem inwalidzkim do pociągu relacji Przemyśl - Wrocław (jasna sprawa do pociągu Marek nas "wsadził", a... wyskakiwał jak pociąg ruszył).
Nie pojechał z nami, bo praca oczywiście, a zdecydowałam się na pociąg, głównie ze względu na brak wiary we własne siły do jazdy nocą za kierownicą samochodu.
Dziś mogę napisać, że słusznie zrobiłam... było całkiem nieźle
W pociągu, Olka prawie od razu ułożyła się do snu, za to Bysiek (nastraszony przez babcię) przez pół godziny na korytarz patrzył i pilnował, żeby mu wózka nikt nie ukradł... Kolejne pół godziny jojczał o mleko, a potem do domu chciał wracać.
Wreszcie padł i obudziłyśmy go we Wrocławiu.
Tam mieliśmy 2 godziny przerwy w podróży a potem znowu wsiedliśmy na 3 godziny do pociągu... tym razem osobowego.
Przed samą Nową Solą zaczęło padać... he he he ciocia Kasia w letniej sukieneczce i klapeczkach czekała na nas (pół godziny) na dworcu.
Ufff. Dotarliśmy. Sama do końca ledwo w to wierzyłam... jednak przejechaliśmy kawał Polski
Pogoda nam się udała. Choć idealna nie była, to dzieciaki wiele razy na podwórku były i mogły nieźle sobie poszaleć.
Zdjęcie nazwane przez Kasi przyjaciółkę "Witek i kupa wariatów"
Hitem były deskorolki..
Igor w swoim żywiole...
Pieczemy... bo jeść lubimy
Kasia zabrała mnie jednego wieczoru na "babskie pogaduchy bez facetów".
Super sprawa.... obawy w stylu "nikogo tu nie znam" były zupełnie nie na miejscu jak się okazało, bo w knajpie do której poszłyśmy zaczepiły MNIE dwie osoby, które znałam!
Jejku... mam znajomych w Nowej Soli! Ba! I to jakich znajomych...
W sobotę jak już Marek do nas dotarł wysłałyśmy dzieci z tatusiami do kina, a same pojechałyśmy do nowosolskiego portu (nie miałam dotychczas pojęcia, że port tam mają) gdzie skutecznie się przeziębiłam, a potem na kawę do Kasi przyjaciół pp. "Gibonów".... kawa pyszna była, a ciasteczko jeszcze lepsze
Chciałabym napisać, że dzieciaki wyczerpane zabawą i własnym towarzystwem wieczorami szły szybko spać, ale to nie prawda. Padał tylko Bysiek, a Igor i Witek czekali na Olkę, która co wieczór prawie zasypiała z nimi w pokoju
Super było.
Na podwórku...
"poddaję się"
Na deskorolce
i po...
Ola nawet na rolkach usiłowała z kotkiem jeździć... ciekawe co kotek na to?
A to ja z Bysiolem
Całusy przesyłamy gospodarzom i wszystkim zaprzyjaźnionym nowosolanom... już tęsknimy i chcemy jeszcze....!
1 komentarz:
Nie muszę chyba pisać, że nam też było przemiło (przynajmniej do niedzieli ;))
Dumna z Was jestem niesłychanie za podróż przez pół Polski.
Mam nadzieję na powtórkę wkrótce. Całusy.
p.s. Antykoncepcję mi oddali UFFF...
Prześlij komentarz