Nieźle zimno na świecie się zrobiło... brrr.
Dobrze, że jestem jednym z tych szczęśliwców, którym jest teraz ciepło w domu... tak sobie myślę właśnie, że człowiek bardzo często nie docenia tego, co ma. I nie myślę o dobrach materialnych, tylko o najzwyklejszych przyziemnych rzeczach, dzięki którym standard naszego życia jest na poziomie, załóżmy... normalnym.
Bo przecież mało kto myśli o tym, że jest szczęśliwcem tylko dlatego, że np. może w danym momencie spokojnie sobie spać, zjeść coś jak poczuje głód, czy podrapać się po nosie i pójść gdzie chce....
A jednak.
Patrząc z mojej perspektywy, która chcąc nie chcąc zmieniła się przez Byśka (a może raczej dzięki niemu), częściej doceniam całkiem normalne i naturalne rzeczy. Takie właśnie o jakich wspomniałam wyżej.
Ciekawe, czy to absurdalne? Może głupieję
W każdym razie siedzę w ciepłym mieszkaniu, a za oknem zimno jest. Teraz -10. No i śniegu mamy bardzo dużo, przez co jeszcze bardziej uświadamiam sobie brak butów dla Byśka.
Według mnie nie da się kupić buta na gips. To znaczy takiego buta, w którym Bysiek miałby możliwość pójścia na sanki np, czy chodzenia. Biedujemy trochę z tego powodu, ale w niedalekiej perspektywie mamy nowe ortezy i do nich buty.... a to cieszy bardzo.
Więc moja relacja z zakładu ortopedycznego
Rosenkraz.... Tu link jest do zakładu w Jeleniej Górze, ale my byliśmy w Gorlitz w Niemczech, bo tam szybciej i łatwiej dojechać jest z Rzeszowa.
Obsługa - miła, sympatyczna i według mojej oceny bardzo kompetentna (niestety ja jako dureń językowy, nie rozumiałam, co mówi pani ortotyk, i musiałam wierzyć na słowo panu, który tłumaczył). Pani najpierw wysłuchała naszej opowieści o nogach i o szczegółach Byśka rozszczepu, potem nogę dokładnie oglądnęła, przestudiowała zdjęcia RTG, które mieliśmy ze sobą, a potem oglądała jak Bysiek chodzi (muszę tu wspomnieć, że moje dziecko to gad okropny, bo za nic pójść nie chciało i dopiero przekupstwo zadziałało). Pytała, czy zawsze kołysał się na boki jak kaczka, czy noga przed zabiegiem była bardzo skręcona (musiałam na swojej nodze pokazać, a to trudna sztuka wygiąć nogę tak jak się nie da).
I muszę przyznać w tym miejscu, że jeszcze nigdzie i nigdy Bysiek nie miał tak solidnie branej miary nóg (chyba w 10 miejscach mierzono każdą) i robionego odlewu... To zrobiło na nas wrażenie.
Sprzęt - w zasadzie nie mam pewności, czy sprzęt, który oferuje Rosenkranz jest jakiś szczególny... generalnie ortezy wykonują z materiału termoplastycznego, którym jest chyba! polipropylen (nie pamiętam) no i oczywiście mają w ofercie również włókno węglowe, na które byłam bardzo napalona i nastawiona. Ortezy jakoś szczególnie nie wyróżniają się wyglądem (patrząc na nie nie umiałabym powiedzieć, że są robione w Rosenkranzu, a nie gdzieś indziej, bo materiał "wierzchni", czyli motywy ozdobne są chyba takie same jak w
SOLu). No ale zakładam i trzymam się na razie wersji, że może technika lepsza...?
Ceny - tragiczne dla mnie po prostu.... gdyby nie ludzie dobrej woli, którzy przekazują na Byśka 1% podatku (DZIĘKUJEMY!) i czasem wpłacają jakąś dobrowolną kwotę na "nasz" cel do Fundacji, to mogłabym tylko marzyć o takim sprzęcie dla mojego dziecka. Nie wiem, czy pisać powinnam, ale fakturę za ortezy i buty do nich będziemy mieć na bagatela.... 5400 zł. (nie wiem czy już wspominałam, że ceny sprzętu ortopedycznego z kosmosu są)
Po wywiadzie przeprowadzonym przez panią ortotyk, zasugerowano nam zrobienie dwóch różnych ortez:
Na lewą nogę (ta po operacji) zalecono nam zrobienie chyba podobnego sprzętu jak mieliśmy zrobiony pierwszy raz w SOLu, czyli orteza pod kolano, bardzo mocno utrzymująca nogę w odpowiednim miejscu, z przodu w okolicach kostki mocno zabudowana, co akurat mnie bardzo cieszy, bo mniej będę się bała o tą "nieszczęsną" nogę.
Na prawą nogę mamy mieć zrobiony całkiem podobny sprzęt, tyle że w stawie skokowym będzie miał dodatkowo "przegub fleksyjny podnoszący stopę"... Do tej opcji miałam wątpliwości, bo kurcze, Bysiek nigdy nie ruszał nogami w stawie skokowym, więc po co wydawać dodatkową kasę, skoro i tak nic mu to nie da...? Ale podobno właśnie ma coś dać. Pani powiedziała, że mimo iż Bysiek nogą nie rusza, to ruchomość w tym miejscu jest i warto to wykorzystać chociażby dla ćwiczenia nogi i dla prawidłowego wzorca chodu. To już coś... uległam więc.
Mimo mojego napalenia na włókno węglowe (w Międzywodziu był z nami chłopczyk, którego ortezy robiły furorę), Bysiek ortezy będzie miał robione z takiego materiału jak poprzednio, a to dlatego, że chyba nie dogadałam się z rodzicami Damianka... Pokazano mi w Niemczech ortezy z karbonu (włókno węglowe) i kurcze, były zupełnie inne niż te, które oglądaliśmy nad morzem. Te, które mi pokazano były lekkie, to fakt, ale tak sztywne, że wewnątrz ortezy i tak zamontowany był "but" z tworzywa sztucznego, który był plastyczny jak nasze pierwsze SOLowskie ortezy. I jeszcze ten odgłos jak się w nie pukało (jak w sztywny twardy plastik, albo melaminową miseczkę)... zupełnie coś innego.
Poza tym, pani ortotyk stwierdziła, że według niej bez sensu jest robienie ortez z karbonu dla Byśka, bo jest on jeszcze dość lekki, mały i zupełnie nie potrzebuje takiego sprzętu (lekki i bardzo wytrzymały... dla ciężkich osób, czy dorosłych)... tym bardziej, że karbon jest znacznie droższy a trzeba wziąć pod uwagę to, że za rok, czy półtora znowu będziemy musieli robić nowy, bo noga rośnie. No i przekonano mnie ostatecznie tym, że tworzywo naszych ortez będzie dokładnie taką samą funkcję u Byśka spełniało jak karbon
Niestety (a może i dobrze)... zlecono nam wybranie butów do ortez firmy Schein. Piszę niestety, bo cena znacznie w górę poszła przez to, ale z drugiej strony, mamy buty do poprzednich ortez i Bysiek solidnie je używał, a ja spokój miałam i komfort ubierając mu je, bez wciskania na siłę i upychania jak tylko się da...
Nie pamiętam czy jeszcze coś miałam napisać, ale jak mi się przypomni, to dopiszę
Fotki są.
Ortezy z karbonu:
Gipsowanie
Kto pierwszy wyjmie sznurówkę?
Mam tylko nadzieję, że te jazdy i wydane pieniądze nie pójdą na marne. Wkurzę się okropnie jeśli okaże się, że coś jest nie tak, bo przecież z SOLa byłam zadowolona bardzo....
Tylko ta chęć spróbowania jeszcze czegoś lepszego, jeszcze czegoś co bardziej usprawni moje dziecko i da mu większą swobodę, stabilność i większe możliwości, pcha mnie do nowego.
Ale to chyba normalne. Chcę dla Byśka najlepszego, dlatego szukam i próbuję....