sobota, 26 lutego 2011

Zamknięci... z dinozaurami

Przyznam, że trochę oboje z Byśkiem wariujemy od tego przymusowego siedzenia w domu.
Nie, żebyśmy normalnie w domu nie bywali, ale teraz kompletnie nigdzie nie wychodzimy.
Wczoraj nawet na angielski nie poszłam (strasznie z tego powodu nie płakałam), bo Marek do nocy pracował... a nikt inny nie ma odwagi do nas przyjść, w obawie przed "zarazą".

Tak więc przez większą część dnia siedzimy sobie sami we dwoje (Olka w szkole, a potem na zajęciach dodatkowych) i wypełniamy czas czym się da... 
Ostatnio Bysiek zapałał miłością do dinozaurów. Wcześniej były auta z filmu "Auta", potem Bakugany (jakieś koszmarne stwory), potem Bionicle (stwory Lego), a teraz dinozaury... 
Po jego zainteresowaniach widać wyraźnie, że chłopcem jest :)

Jak tylko mu się uda znaleźć chętnego, to katuje nas książkami o dinozaurach, które pożyczył od Kuby (mojego siostrzeńca) i namiętnie bawi się figurkami. A co dziwnego w tym wszystkim? 
To, że dinozaury bardzo lubią bawić się z autami i Bionicle`ami....

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

 
 Byśkowe powiedzonka podczas oglądania książki na temat:
 "Widzis mamo, ten dinozaur jest wysoki od ludzia, a jego maluchy wysły z jaja"
"One joł rośliny" (jedzą)
"A teras treningują skoki"

Podczas zabawy:
"No i umarli na zawse jus, a teraz będą żyli samochody...." (to "umarli na zawse" wzięło się z informacji o tym, że dinozaury wymarły)
"Jednak będą zyli dinozaury z samochodami... bo mają ochrońca" ("ochroniec", to żołnierzyk)

Wieczorem:
Bysiek - "Mamo... a kiedy kupiłaś tą oliwkę?"
mama - "Dawno"
Bysiek - "Ja cie... jak zyli dinozaury????"

środa, 23 lutego 2011

U nas.... szkarlatyna :(

Bysiek chory.
Tak mi się już w niedzielę wydawało, że jakiś taki niemrawy trochę jest, ale doszłam do wniosku, że jak się wyśpi, to mu przejdzie. 
W poniedziałek do przedszkola średnio chętnie się wybierał, ale poza tym, nic dziwnego po nim nie było widać. Za to jak po niego przyszłam.... już widziałam, że jest całkiem nie tak. 
Był osowiały, zły i miał zbyt duże jak na niego wypieki na twarzy. Poza tym po prawie 5 godzinach bez cewnikowania, ściągnęłam zaskakująco mało moczu i to mnie też zaniepokoiło. A wieczorem na ciele pojawiła się wysypka i podwyższona temperatura. 
I już byłam w domu, bo w przedszkolu wisiała kartka z informacją, że w placówce pojawiły się przypadki szkarlatyny.
Rano nie mógł przełknąć soku (dołączyło się gardło i to solidnie), więc od razu pojechaliśmy do przychodni.
Pediatra nie miała wątpliwości, że to szkarlatyna, więc zostaliśmy uziemieni na dobre w domu.

A po Byśku widać "gołym okiem", że chory jest. Nie ma siły chodzić, marudzi trochę i śpiący też bardziej niż zwykle. Ale to wina gorączki....
No i nic nie je poza kluskami, bo te łatwe do przełknięcia są i nie drażnią gardła. Tak więc cały dzień jemy kluski, dużo pijemy i ładujemy leki.


Mój szkarlatynowy kluskojad...

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us


Teraz sobie spokojnie śpi, ale za pół godziny muszę mu podać antybiotyk, który ma brać co 8 godzin...
No cóż... byle do wiosny! 
Bo podobno wtedy dzieci mają już nie chorować, he he he.



niedziela, 20 lutego 2011

Turnus "luźniej"

KasiaO mnie popędza, bo doczekać się nie może kolejnych fotek z wyjazdu do Sosnowca, więc znowu noc zarywam i piszę (zamiast czytać, bo książka na mnie czeka...)
Bo ja najbardziej lubię nocą pisać i siedzieć w sieci.
Spokój i cisza dokoła, a i sam internet szybciej hula....

No więc, żeby nie przynudzać za bardzo, od razu przejdę do rzeczy.
Podczas naszego turnusu mieliśmy oczywiście sporo czasu na odpoczynek i zabawę, na spokojne posiedzenie przy kawce no i jakby nie patrzeć na zaglądanie do angielskiego (który ostatnio mocno mi podpadł, bo kompletnie nic nie rozumiem z ostatnich zajęć).
I tak się jakoś nam poskładało, że prawie każde popołudnie spędzaliśmy poza naszym "hotelem", którym było niewielkie biuro przerobione na 3 pokoje, sporą łazienkę, aneks kuchenny wyposażony w to co może się w kuchni przydać i przedpokój w którym stała sofa, stół i krzesła.
Mieszkanko całkiem przyzwoite, dobrze wyposażone (w każdym pokoju były 2 łóżka, szafa, telewizor i lampka nocna) i wygodne. A najważniejsze, że całkiem dobrze nam się tam mieszkało...


Chłopcy w ulubionej kryjówce Byśka

Image Hosted by ImageShack.us


 Ulubiona rzecz Igora.... lustro!

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us


Portrety.... moje ulubione ;)

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

Aż trzy razy podczas tych dwóch tygodni udało nam się pojechać do naszych przyjaciół, którzy mieszkają w Katowicach (jeszcze ). "Starzy" to Olga i Adaś, a dzieci to Igor też "rozszczepiak" (no normalnie jak brat bliźniak Igora z NS) i Leoś... Znamy się z Międzywodzia, letnich turnusów nad morzem

Tak więc mamy też fotki zrobione u chłopców:

Tu bez Leona.... Sami nasi "trzej muszkieterowie" (w tym miejscu po prostu muszę wrzucić linka do innego zdjęcia naszych "trzech muszkieterów".... ależ było fajnie... zobaczcie sobie o tutaj...  2 fotka od góry)

Image Hosted by ImageShack.us


"Wow... ale komóra"

Image Hosted by ImageShack.us


Było też jedno takie popołudnie, kiedy wybrałyśmy się z Kasią i chłopcami do dużej Katowickiej galerii..... po 2 godzinach tam spędzonych miałyśmy obie tak dość, jakbyśmy 15 kilometrów szły bez przerwy. Oczywiście prawie niczego nie mogłyśmy spokojnie oglądnąć, bo chłopcy zaraz nam zwiewali i musiałyśmy za nimi pędzić, a jak klapnęłam sobie na ławce pod apteką (Kasia poszła do apteki właśnie) to tylko się darłam na pędzących dokoła ławki chłopców, żeby ludzi nie rozjechali

Na 5 minut przystopowali pod fontanną....

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us


Ach... muszę Wam napisać:
Spokojne wczesne czwartkowe popołudnie w sklepie IKEA, a tam na środku w otoczeniu tłumu ludzi, dwóch ok. 5 letnich chłopców na wózkach inwalidzkich, szlochających w głos (ze łzami na policzkach) "mamo zaczekaj na mnie" i "babciu, dlaczego mnie zostawiłaś".... widok bezcenny.
Tak oto Bysiek z Igorem wystraszyli się, że zostali porzuceni przez nas (byłam ja z babcią Igora) na środku sklepu.... Jakoś zapomnieli, że mieli się bawić przy słupku dla dzieci i czekać na miejscu na mnie Uśmiałam się serdecznie... 


Ostatnia fotka, to Byśkowe nogi pozaklejane przez pana Tomka, żeby je bardziej zmobilizować do pracy.

Image Hosted by ImageShack.us

Nie wiem, czy miałam jeszcze coś opisać, ale jak mi się przypomni to dopiszę
Kasia zwróciła mi uwagę, że w poprzedniej notce nie wpisałam jak bardzo nas zaskoczyli obaj chłopcy, tym że ćwiczyli naprawdę dzielnie. Bałam się, że będą wrzaski, bunty i nie wiem co jeszcze, ale muszę im przyznać, że tylko czasem zdarzało się (Byśkowi oczywiście) marudzenie na sali ćwiczeń. Parę razy dość silne, ale i tak nie spodziewałam się, że będzie aż tak dobrze! 

Na koniec mój ulubiony filmik z pobytu w Sosnowcu... słychać na nim jak bardzo się śmiałam


Pozdrawiam serdecznie

czwartek, 17 lutego 2011

Ren-Pol i kombinezon TheraSuit

Wreszcie jestem.
Właściwie to już od kilku dni jesteśmy w domu, ale jak to ja.... musiałam się odpowiednio "nastroić", żeby na dobre usiąść przy komputerze.
Poza tym musiałam sobie wybrać zdjęcia (a to wcale nie takie proste, przy dość dużej ich ilości) no i zdecydować który z nagranych filmików chciałabym Wam pokazać. Właśnie przy tym spędziłam najwięcej czasu, bo film za długi, za duży no i jeszcze w dodatku odwrócony trochę był. Nieważne.

Na turnusie byliśmy w ośrodku Ren-Pol w Sosnowcu.
Sala ćwiczeń zupełnie przyzwoita, choć nie da się niestety napisać, że jest tam bardzo czysto.... myślę, że sprawa sprzątania, a w zasadzie trochę mniejszego brudzenia jest tam po prostu źle rozwiązana i może nieprzemyślana wystarczająco....
Sprzęt do rehabilitacji całkiem niezły, jakościowo na odpowiednim poziomie i na tyle różnorodny, że nawet mnie kilka rzeczy zaciekawiło
Przebieg ćwiczeń dość nietypowy jak dla nas (ciągle ćwiczących w jednym ośrodku w zasadzie), bo zaczynały się od  rozgrzewania nóg i od masażu (najłatwiejsza i najprzyjemniejsza część ćwiczeń).

Image Hosted by ImageShack.us

Potem pani Monika, która przez całe 10 dni mordowała się z Byśkiem, zakładała mu górę kombinezonu TheraSuit i ćwiczyli na piłce, wałku, kostkach i przy drabince.

Hmmm, tak się zastanawiam jak by tu opisać ten kombinezon....?
 ~
Kombinezon ThearaSuit to takie urządzenie, które wspomaga rehabilitację metodą o tej samej nazwie. Składa się z kamizelki, spodenek, nakolanników (czasem jeszcze potrzebna jest czapeczka do stabilizacji głowy) i butów z odpowiednimi taśmami do zamocowania gum. Wszystkie części kombinezonu łączy się ze sobą (indywidualnie dla każdego pacjenta, według potrzeb i możliwości) za pomocą elastycznych gum, dzięki którym można całkowicie skorygować sposób stania, czy poruszania się osoby w kombinezonie.
Głównym celem takich zajęć w kombinezonie TheraSuit jest zwiększenie i polepszenie:
-aktywnego zakresu ruchowego,
-siły i wytrzymałości mięśni,
-kontroli nad mięśniami,
-niezależności ruchowej.
  ~
Ostatnie pół godziny ćwiczeń, to w zasadzie najtrudniejszy etap dla Byśka (a może i dla każdego z ćwiczących tam dzieci), bo musiał wtedy ćwiczyć nawet w butach przymocowanych odpowiednio do kombinezonu....

Image Hosted by ImageShack.us


Nawet nie wiecie jak ciężko jest wstać takiemu zakutemu w osprzęt Byśkowi

Image Hosted by ImageShack.us


Image Hosted by ImageShack.us


Image Hosted by ImageShack.us


Wiem, że nie jest to prostą sprawą, bo wyraźnie widać było po nim jak dużo wysiłku musiał wkładać w utrzymanie się w tym ustrojstwie. Ale nie było źle
Najważniejsze, że turnus zakończyli chłopcy z sukcesami.... Igor coraz lepiej radzi sobie z chodzeniem z kulami (sama nie wiem, czy nie lepiej idzie mu już nawet bez kul i ortez, bo z niego to jeszcze inny "przypadek" ), a Bysiek twardo trenował proste chodzenie.

W każdym bądź razie obaj chłopcy na zakończenie turnusu otrzymali medale i dyplomy. Bardzo, naprawdę bardzo się ucieszyli...

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us


Jestem zadowolona z wyjazdu i mam nadzieję, że to jego chodzenie będzie coraz lepsze


Na koniec krótki film z ćwiczeń


O samym ośrodku i o miejscu zakwaterowania napiszę w kolejnym poście, tam też będą "luźniejsze" fotki z wyjazdu... takie, gdzie nie ma ćwiczeń

poniedziałek, 7 lutego 2011

A jednak....  nie mogę się powstrzymać, żeby nie napisać kilku słów, skoro już jestem w sieci
Całkiem przypadkiem w zasadzie, bo przecież oficjalnie jestem wciąż w Sosnowcu na turnusie rehabilitacyjnym z Byśkiem, ale skoro już wyrwaliśmy się stamtąd na "przepustkę" to skrobnę coś, ale na razie nie będzie ani słowa o turnusie, żeby nie zapeszyć
Miałam spędzić spokojny weekend w rzeszówku, tymczasem całą sobotę i pół niedzieli przeleżałam w łóżku z powodu przeziębienia, które przywiozłam ze Śląska, a konkretnie podobno z Zagłębia (nie rozróżniam, ale tam podobno jest to istotne...).
Cieszę się, że przyjechaliśmy, bo Bysiek jednak bardzo tęsknił za Fasolą, choć nie pokazywał tego bardzo. Od dwóch dni, nie odstępował jej na krok...

Rozmowa tuż po tym, jak wjechaliśmy w piątek do Rzeszowa:

mama - "Bysiu, poznajesz gdzie jesteśmy???"
Bysiek - "Oooo ja!!!! To Polska!!!!"
mama - "Ha ha ha... Bysiek, w Polsce byliśmy cały czas przecież, ale pytam, czy poznajesz co to za miasto?"
Bysiek - "To Rzeszów"
mama - "No właśnie, a po czym poznałeś?"
Bysiek - "Eeeee po... zapachu!!!!"


W piątek na sali ćwiczeń pojawiła się ekipa aktualności TV Katowice (Igor KasiO na widok ekipy z kamerą powiedział "Co??? Znowu będą robić wywiad???"), która robiła wzmiankę o wprowadzonym 23% podatku VAT na turnusy rehabilitacyjne... uwierzylibyście???? Oczywiście mam na myśli podatek, a nie telewizję.
Nagrali naszych chłopców podczas ćwiczeń i mnie, jako wkurzoną mamę zbulwersowaną durnym pomysłem naszej władzy....
Polecam więc 12-stą minutę aktualności TV Katowice.     

Dziś czuję się znacznie lepiej (nafaszerowana jakimiś medykamentami z reklam), ale wyjścia w zasadzie nie było, bo przecież rano, znowu ruszamy w drogę.
A za tydzień mam nadzieję, pojawię się z nową notką i na pewno ze zdjęciami...
Pozdrawiam wszystkich serdecznie