KasiaO mnie popędza, bo doczekać się nie może kolejnych fotek z wyjazdu do Sosnowca, więc znowu noc zarywam i piszę (zamiast czytać, bo książka na mnie czeka...)
Bo ja najbardziej lubię nocą pisać i siedzieć w sieci.
Spokój i cisza dokoła, a i sam internet szybciej hula....
No więc, żeby nie przynudzać za bardzo, od razu przejdę do rzeczy.
Podczas naszego turnusu mieliśmy oczywiście sporo czasu na odpoczynek i zabawę, na spokojne posiedzenie przy kawce no i jakby nie patrzeć na zaglądanie do angielskiego (który ostatnio mocno mi podpadł, bo kompletnie nic nie rozumiem z ostatnich zajęć).
I tak się jakoś nam poskładało, że prawie każde popołudnie spędzaliśmy poza naszym "hotelem", którym było niewielkie biuro przerobione na 3 pokoje, sporą łazienkę, aneks kuchenny wyposażony w to co może się w kuchni przydać i przedpokój w którym stała sofa, stół i krzesła.
Mieszkanko całkiem przyzwoite, dobrze wyposażone (w każdym pokoju były 2 łóżka, szafa, telewizor i lampka nocna) i wygodne. A najważniejsze, że całkiem dobrze nam się tam mieszkało...
Chłopcy w ulubionej kryjówce Byśka
Portrety.... moje ulubione ;)
Aż trzy razy podczas tych dwóch tygodni udało nam się pojechać do naszych przyjaciół, którzy mieszkają w Katowicach (jeszcze ). "Starzy" to Olga i Adaś, a dzieci to Igor też "rozszczepiak" (no normalnie jak brat bliźniak Igora z NS) i Leoś... Znamy się z Międzywodzia, letnich turnusów nad morzem
Tak więc mamy też fotki zrobione u chłopców:
Tu bez Leona.... Sami nasi "trzej muszkieterowie" (w tym miejscu po prostu muszę wrzucić linka do innego zdjęcia naszych "trzech muszkieterów".... ależ było fajnie... zobaczcie sobie o tutaj... 2 fotka od góry)
"Wow... ale komóra"
Było też jedno takie popołudnie, kiedy wybrałyśmy się z Kasią i chłopcami do dużej Katowickiej galerii..... po 2 godzinach tam spędzonych miałyśmy obie tak dość, jakbyśmy 15 kilometrów szły bez przerwy. Oczywiście prawie niczego nie mogłyśmy spokojnie oglądnąć, bo chłopcy zaraz nam zwiewali i musiałyśmy za nimi pędzić, a jak klapnęłam sobie na ławce pod apteką (Kasia poszła do apteki właśnie) to tylko się darłam na pędzących dokoła ławki chłopców, żeby ludzi nie rozjechali
Na 5 minut przystopowali pod fontanną....
Ach... muszę Wam napisać:
Spokojne wczesne czwartkowe popołudnie w sklepie IKEA, a tam na środku w otoczeniu tłumu ludzi, dwóch ok. 5 letnich chłopców na wózkach inwalidzkich, szlochających w głos (ze łzami na policzkach) "mamo zaczekaj na mnie" i "babciu, dlaczego mnie zostawiłaś".... widok bezcenny.
Tak oto Bysiek z Igorem wystraszyli się, że zostali porzuceni przez nas (byłam ja z babcią Igora) na środku sklepu.... Jakoś zapomnieli, że mieli się bawić przy słupku dla dzieci i czekać na miejscu na mnie Uśmiałam się serdecznie...
Ostatnia fotka, to Byśkowe nogi pozaklejane przez pana Tomka, żeby je bardziej zmobilizować do pracy.
Kasia zwróciła mi uwagę, że w poprzedniej notce nie wpisałam jak bardzo nas zaskoczyli obaj chłopcy, tym że ćwiczyli naprawdę dzielnie. Bałam się, że będą wrzaski, bunty i nie wiem co jeszcze, ale muszę im przyznać, że tylko czasem zdarzało się (Byśkowi oczywiście) marudzenie na sali ćwiczeń. Parę razy dość silne, ale i tak nie spodziewałam się, że będzie aż tak dobrze!
1 komentarz:
Filmik superowy, uśmiałam się. A Polcia jak się wpatrywała w chłopaków. Pozdrawiam - armiatka.
Prześlij komentarz