Nadrabiam zaległości więc nie będzie na razie o turnusie, tylko skrót (ze zdjęciami) z rodzinnego wyjazdu nad rzekę.
Byliśmy w Ulanowie nad Tanwią. To rodzinna miejscowość mojej babci, dlatego wciąż z sentymentem, jeśli tylko jest ciepło, zabiera nas tam moja mama. Oczywiście jeszcze zawsze istotne jest zgranie się w czasie, bo na wakacjach zawsze ktoś z nas ma jakieś swoje plany, a co za tym idzie i czas ograniczony.
Udało nam się dogadać tak, że pojechał mój brat z dziećmi, siostra z synem, mama i ja z dziećmi. Kilka dni, ale z taką pogodą, że szok. Gorąco, bez kropli deszczu i tylko wieczory mąciły komary. Ale fajnie było. No i wyleżeliśmy się w wodzie, a ja na piasku (jak to ja).
Tak wyglądało nurkowanie w płytkiej wodzie według Byśka.
Na "naszej" plaży opalały się także bociany.
Niestety jeśli chodzi o przystosowanie dla osób N, to nie do końca było rewelacyjnie. Ale na razie to jeszcze jest problemem w dużych miastach, a co dopiero małe miasteczko...
Hitem dla dzieciaków okazał się bilard.
Na zdjęciach wyraźnie widać jak płytka jest Tanew, ale wpada ona do Sanu, a to już rzeka z zupełnie innej bajki. My plażowaliśmy blisko tego miejsca i dlatego kontrola rodzicielska była chyba na najwyższym poziomie.
Pozdrawiam !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz