wtorek, 23 czerwca 2009

Bez auta

Ciężko mi przyznać, ale jesteśmy rodziną, która bez samochodu czuje się niepewnie jakoś...
Tym razem moje autko nie zepsuło się, ale wracający w niedzielę z jakiegoś tam kursu mój brat, wpadł w poślizg i obydwa lewe koła w jego samochodzie są do wymiany.
Dlatego, żeby bezpiecznie wraz z rodziną mógł dotrzeć do Lublina (gdzie mieszkają), pożyczyliśmy im mój środek transportu.
Dobrze, że mamy wakacyjną przerwę od rehabilitacji i nie musimy martwić się, żeby na czas na nią dotrzeć. Ale mimo wszystko, muszę przyznać, że odczuwam brak samochodu.

W poniedziałek akurat ja miałam umówioną wizytę u lekarza i dobre jest przynajmniej to, że nie musiałam ze sobą targać dzieci, bo moja mama z nimi została. Marek zawiózł mnie na miejsce i tylko wracałam pieszo.... (Marek nie chciał uwierzyć )

Ale dziś..... eh. Dziś to już inna sprawa.
O 10.25 w ulewnym deszczu poszliśmy z wózkiem na przystanek autobusowy, bo musieliśmy na 11 dotrzeć do przyszpitalnej przychodni ortopedycznej, gdzie mieliśmy umówioną wizytę.
Nie było źle. Dzieci były zachwycone, bo to chyba jedyna taka okazja w ich życiu, a przynajmniej z ich mamą.... Olka w kaloszach, pod parasolem właziła w każdą kałużę po drodze. Bysiek też w kaloszach, ale zamknięty pod folią w wózku obserwował lejące się po folii strugi deszczu....


Tak ślicznie wyglądali na przystanku (fotka z telefonu, więc jakość wybaczcie)


darmowy hosting obrazków

Autobus pod sam szpital nie podjeżdża, więc parę minut spóźnieni dowiedzieliśmy się, że nasz ortopeda ma urlop wakacyjny..... Nieźle się uśmiałam. Olka mniej, bo na darmo łazić nie lubi.
Następnie poszliśmy na kolejny przystanek, do kolejnego autobusu, który miał nas zawieźć tym razem do pediatry. Już w drodze na przystanek Olka narzekała na zwijające jej się w kaloszach skarpetki i gorąco, które nagle się zrobiło z ulewy.
Ja nie wiem, co się z tą pogodą dzieje. Dosłownie jak w górach. Chmury i zimno, a za 5 minut słońce i gorąco.
No nic. Wsiedliśmy do autobusu, który wcale pod przychodnię nie jechał, więc potem musieliśmy pieszo (w kaloszach) zrobić kolejne kilometry w świecącym słońcu. Tym razem wszyscy mieliśmy dość.
Ale dotarliśmy i kolejki u naszej pani pediatry nie było, więc bez problemu wypełniliśmy kartę zdrowia na turnus rehabilitacyjny (3 lipca do Międzywodzia jedziemy), wzięliśmy wniosek na cewniki, (bo źle obliczyłam sobie ilość posiadanych w domu) zbadaliśmy Byśka i co najważniejsze dla mnie zaszczepiliśmy go przeciw pneumokokom. I to za darmo, zgodnie z przepisami, które dla dzieciaków z niektórymi wadami, przewidują takie szczepienia.
Potem została nam już tylko droga powrotna do domu. Na szczęście po drodze mamy sklep z lodami, więc już nastroje były odrobinę weselsze .

Byle do soboty. Bo wtedy mam odzyskać własny samochód....



Buty. Ortezy właściwie.

Nie zaczarowane, nie siedmiomilowe, ale długo przeze mnie wyczekiwane.
Przesyłka przyszła w piątek i to akurat w ten piątek, kiedy Fasola świadectwo odbierała. Nie było mnie w domu kiedy kurier przyjechał i potem musiałam go ścigać po mieście, bo chciałam te buty mieć JUŻ!
Dogoniłam i mam
I są OK, może z kilkoma drobnymi minusikami..., ale są to minusiki do naprawienia, więc problemu nie widzę żadnego.
Pewnie gdybyśmy pojechali osobiście je odebrać, to te mankamenty zrobiono by nam na miejscu, ale zdecydowaliśmy się na przesyłkę, więc teraz będziemy musieli dogadać się z panią Madzią i dostarczyć je do poprawki. Ciekawe, czy będziemy musieli jechać do Łodzi, czy wystarczy jak się telefonicznie dogadamy, a ja pewne znaczki na ortezach zrobię, żeby było wiadomo co i gdzie....

Najpierw Wam pokażę ten drogocenny sprzęt.....

To ortezy na dzień, czyli do chodzenia (takie ortezy kosztują 1800 zł bez zniżki):

darmowy hosting obrazków


To na noc, czyli do spania (cena taka sama j.w.):

darmowy hosting obrazków


To wersja dzienna z sandałkiem:

darmowy hosting obrazków


To z pantofelkami (tymi kupowanymi w Rzeszówku za 48 zł )

darmowy hosting obrazków


Bardzo się cieszę, że w ubiegłym roku też robiliśmy łuski w SOLu, bo tym razem mieliśmy już zniżkę i nie zapłaciliśmy aż tyle.... to znaczy za same ortezy, bo dodatkowo zamówiłam buty (które jeszcze nie dotarły), więc i tak dostaliśmy dobrze po kieszeni.... Nie ważne.
Jak mi to powiedziała kiedyś jedna lekarka, to tylko mój wybór, że chcę tyle płacić. Bo "w Rzeszowie można zrobić sprzęt o wiele tańszy". Wiem, ale wolę dopłacać do super sprzętu o zachodniej jakości, niż do byle jakiego.
Moje dziecko, mój wybór..... wybieram lepsze i po prostu martwię się trochę o kasę....

I już piszę o tych minusikach....
1. Sandałki, które tam kupiliśmy i zostały do przedłużenia pasków, przedłużone mają dwa z trzech pasków, więc ten najkrótszy zapiąć się nie da.... (trzeba doszyć paseczki)
2. Ortezy są za długie i dość mocno odgięte na zewnątrz nogi i jak Bysiek raczkuje, to wbijają mu się w nogi tworząc siniaki..... (trzeba je skrócić, lub wyścielić jakąś gąbeczką)
3. Wewnątrz ortezki lewej (głównie dotyczy to wersji nocnej) jest wybrzuszenie, które na nodze powoduje odgniecenie, a po 2 nocach prawie rankę, więc już dziś w nich Bysiek nie spał (trzeba chyba przypiłować to felerne miejsce)
4. Tylko jedna ortezka ma wyściółkę (pod stopą) równo dopasowaną do ortezki. W pozostałych wyściólki wysuwają się i nie wiem, czy nie spowoduje to odklejania ich się od ortez (według mnie trzeba to wyrównać i mam nadzieję, że nie jest to bardzo skomplikowane....

Poza tym jestem bardzo zadowolona z nowego sprzętu.
I Bysiek chyba też, bo odważniej staje na nogach, czasem śmiało puszcza się ściany i próbuje sam stać i stawiać kroczki....
No i dumnie pokazuje i mówi wszystkim, że ma nowe buty....

Tak bardzo się cieszę....

środa, 17 czerwca 2009

Takie tam...

"Co nas nie zabije, to nas wzmocni"
To hasło brzmi mi w uszach od kilku dni, ponieważ od tego właśnie czasu bolą mnie plecy.
I sama nie wiem, czy jest to spowodowane tym, że od dłuższego czasu nie siedziałam przy maszynie do szycia, a teraz musiałam coś uszyć i nie było wyjścia, czy może jest to kolejna oznaka tego, że Bysiek robi się co raz cięższy, a ja jestem zmuszona nosić go na rękach....

No nie wiem, ale fakt pozostaje faktem i to takim, który mi dokucza.
Co ciekawego, bolą mnie te plecy głównie jak wstaję, siadam, albo wsadzam Byśka do samochodu. Czyli generalnie wtedy, gdy się pochylam. Natomiast nie bolą kiedy chodzę.
Mam nadzieję, że szybko ból minie i to sam, bo nie mam ochoty na chodzenie po lekarzach... ;)

Nic to. Napiszę co u nas słychać.
W ekspresowym tempie zbliża się koniec roku szkolnego i wakacje. Więc teraz przez całe dnie, będę miała w domu i Fasolę i Byśka.... Mam nadzieję, że nic nie pokrzyżuje nam planów i już początkiem lipca będziemy nad morzem z innymi Niezwykłymi dzieciakami na turnusie rehabilitacyjnym.....
Intryguje mnie tylko pogoda, no i kasa.... czyli to, czy Urzędy Skarbowe pofatygują się i zaczną do Fundacji, na subkonta chorych dzieciaków przelewać pieniążki, które rozsądni podatnicy przekazali w formie 1%. Jeśli nie, to nie wiem skąd kasę weźmiemy na zapłacenie za turnus....

Przy okazji serdecznie dziękuję wszystkim tym, którzy postanowili nam pomóc i zadeklarowali przekazanie swojego 1% na rzecz Byśka. Ta kasa naprawdę się przyda.... Wielkie dzięki!

Jakiś czas temu niecierpliwie czekałam na wyjazd do Łodzi na przymiarkę, a teraz chyba jeszcze bardziej niecierpliwie czekam na przesyłkę z nowymi ortezami.
Czekam, bo jak wiecie, mam ogromną nadzieję na to, że nowy sprzęt nie będzie Bysia gniótł i może akurat wymusi na nim lepsze prowadzenie nóg....
Poza tym, Bysiek zużył kolejne w tym roku pantofelki i rozsądniej jest kupić nowe, na nowe łuski. Pantofelki, to główne buciki Byśka, a zużywają się szybko, ponieważ skórka przeciera się przez raczkowanie. Bysiek krzywo stopy prowadzi, więc buciki leżą na bokach i po kilku miesiącach skórka i podeszwa jest bardzo mocno przetarta. Po zużyciu takiej podeszwy same buty krzywo stoją, więc Bysiek automatycznie gorzej w nich chodzi przy balkoniku.

Tak wyglądały te pantofelki nowe (tu akurat z naszymi obecnymi ortezkami)

darmowy hosting obrazków


A tu takie same, tylko po zużyciu, czyli maksymalnie wykorzystane.... (od innej strony, ale ta właśnie strona się zużywa najbardziej)

darmowy hosting obrazków

Jeden z plusów takich normalnych pantofelków, to cena. Kosztują one 48 zł, a za przerobienie u szewca (musi nam przedłużyć paski, żeby się zapinały z łuską w środku) płacę 12 zł. I jest to niska cena. Innej firmy bardzo podobne modele kosztują powyżej 100 zł. A za takie dedykowane, czyli robione na zamówienie trzeba zapłacić powyżej 400 zł. Masakra jakaś....
Biorąc pod uwagę fakt, że Fasoli pantofle za 16 zeta kupić można, to te Byśkowe tragicznie drogie, choć właśnie udaje mi się w 6 dychach zmieścić....

Na przyszły tydzień udało się nam zapisać do pediatry na kontrolę, wypełnienie karty na turnus i (mam nadzieję) na darmowe szczepienie na pneumokoki. O tym szczepieniu od dawna myślę, ale co się zapiszę do lekarza, to Bysiek smarka, albo już całkiem chory jest i nici ze szczepienia. A jak wyzdrowieje, to nie pamiętam o zapisaniu się... i tak w kółko.


Podpadłam dzieciom, bo oglądać bajkę chciały, a ja nie pozwoliłam..... i :

Ola - "Chodź Bysiu, idziemy się bawić." a ciszej "Ale ta mama jest...."
Bysiek - ".... gupia"

Zamurowało mnie.


Udanych wakacji wszystkim życzę!

sobota, 13 czerwca 2009

Nasz rajd rodzinny ;) (SpoRoGór 3)

Od trzech lat moja siostra (dzięki Baśka!) organizuje rajd dla zaprzyjaźnionych rodzin.
Spotykamy się wspólnie z dzieciakami (w tym roku było nas 41 osób) w wyznaczonym miejscu i terminie, przygotowani na świetną zabawę, dobrą jeśli się uda pogodę i super towarzystwo.
No i tym razem dopisało nam wszystko, niestety bez pogody.
A nie powiem, jak się idzie z dziećmi w górki (nawet te niewielkie, bo trasa dostosowana jest dla dzieci) to pogoda bardzo się przydaje. Można spokojnie wtedy zrobić przerwę na odpoczynek, kanapki i nabranie nowych sił. Poza tym o wiele fajniej się idzie jak nie leje za kołnierz, widać wszystko dobrze i w butach sucho....

Ale rajd się odbył mimo pogody.
I prawda jest taka, że gdyby lało od rana, to w trasę nikt by nie szedł. Rano zdradziecka pogoda dała nam nadzieję, na przyzwoite warunki do wędrówki, tymczasem po godzinie marszu zaczął padać drobniutki deszczyk, który z czasem zamiast się skończyć, rozpadał się na dobre.
Oczywiście część ekipy rajdu, która pod opieką miała młodsze dzieciaki, nie poszła w daleką trasę, tylko taką godzinną właśnie, więc można napisać, że my (4 dorosłych i 5 dzieci) wróciliśmy do schroniska w odpowiednim momencie.

Cała grupa naszych wytrwałych turystów wróciła do schroniska w sam raz na zamówiony obiadek na 16.30 w stanie całkowicie przemoczonym, a niektóre dzieciaki złe jak osy...., bo: "trasa za długa, lało okropnie, było brzydko i głupio...."
Ponieważ schronisko ma zadaszone miejsce grilowe, a pogoda wieczorem nadal nie była pewna, to pod zadaszeniem rozpaliliśmy ognisko i wieczorne śpiewanie udało się znakomicie, także umęczonym dzieciom, które spać nie chciały iść, tylko do nocy biegały po podwórku.
A w niedzielę, kiedy słoneczko jasno świeciło humory wszystkim dzieciakom dopisywały i planowane na rano plenerowe gry i zabawy, odbyły się udały!
Schronisko "Hajstra" w Hucie Polańskiej mogę serdecznie wszystkim polecić.
Warunki świetne (akurat my mieliśmy pokój z łazienką), wręcz hotelowe, zamówione obiady pyszne, a po trasie jak wszystkie ciuchy były przemoczone, to na naszą prośbę właściciele schroniska mimo czerwca, włączyli ogrzewanie.
Dojazd do schroniska jest średni, bo to prawie koniec świata, ale ogromnym plusem było to, że telefony komórkowe z żadnej sieci nie mają tam zasięgu. Tak więc wszyscy mieli całkowity spokój w ten weekend.
Zapomniałabym napisać, że Fasola zakończyła na tym rajdzie zdobywanie odznaki PTTK "Siedmiomilowe Buty" i na zdobytym w deszczu szczycie Baranie, otrzymała swoją pierwszą odznakę turystyczną, z której oczywiście bardzo się cieszy....


Teraz proszę o wyrozumiałość, ponieważ ja bardzo lubię fotki pstrykać, więc z pośród zrobionych ok. 200, ograniczyłam się mocno i wybrałam te, które chcę pokazać tutaj, mimo iż nie jest to fotoblog.....


Olka w samochodzie. Jedziemy na rajd.

darmowy hosting obrazków


Dzieciaki w pierwszy wieczór, prawie gotowe do spania.

darmowy hosting obrazków


Gotowi do trasy...

darmowy hosting obrazków



Pod kościołem w Hucie Polańskiej

darmowy hosting obrazków


Olka (w zielono-czarnej kurtce, ta najmniejsza) w deszczu, na trasie na Baranie....

darmowy hosting obrazków


Niedziela, słoneczko, huśtawka....

darmowy hosting obrazków


Barwinek, po słowackiej stronie wieża widokowa.

darmowy hosting obrazków


Chmury, które w mojej bibliotece fotograficznej znajdują się w dużej ilości.... (bardzo lubię fotografować chmury)

darmowy hosting obrazków


Zyndranowa, a właściwie mostek na malutkim strumyczku w tej miejscowości.... Bysiek z Kinią.

darmowy hosting obrazków


Dukla w parku, gdzie stoją czołgi i działa.

darmowy hosting obrazków


Co tam siedzi?

darmowy hosting obrazków


Rzeszówek już droga powrotna

darmowy hosting obrazków


O tym, jak Kinia kocha Krzysia....

darmowy hosting obrazków


Zachód słońca w Rzeszowie....tej samej niedzieli.


darmowy hosting obrazków

piątek, 5 czerwca 2009

Łódź - przymiarka w SOLu

W poniedziałek miałam ten długo wyczekiwany telefon z Łodzi, w sprawie przyjazdu na przymiarkę. Wyznaczono nam najszybszy termin i już jesteśmy po wizycie w SOLu.
Bardzo mnie to cieszy, bo jak wiecie nie mogłam się doczekać obejrzenia tych nowych ortez. Tym bardziej, że wiedziałam, że będą inne niż te, które obecnie Bysiek donasza, a które robione były w SOLu rok temu.
Bysiek, jak Bysiek. Był bardzo grzeczny, więc przymiarka przebiegała bezproblemowo i sprawnie. Z uwagą oglądał obydwa komplety ortez i sam nie mógł zdecydować, które podobają mu się bardziej.
Pani Madzia pozaznaczała na ortezach jakieś magiczne kreski i poleciłam nam zjawić się po pół godzinie na kolejną przymiarkę. Zjedliśmy więc śniadanko, bo wcześniej nie było okazji (z Rzeszówka wyjechaliśmy o 4.30, żeby na 9.00 być w SOLu).
O 10.30 była kolejna przymiarka i tym razem założyliśmy Byśkowi na próbę także buciki, żeby zobaczyć jak poradzi sobie przy balkoniku w nowym sprzęcie. I muszę napisać, że tak "na oko", to wydaje nam się, że zdecydowanie lepiej stoi. Przynajmniej na razie. Oby się nie okazało, że to tylko tak na początku lepiej, bo nowy sprzęt, a potem rozchodzi się i znowu gorzej będzie.
Ponieważ mieliśmy potem jeszcze jedną przymiarkę, a w międzyczasie pojechaliśmy do pobliskiego sklepu, żeby zobaczyć, czy nie mają pantofelków pasujących na nowe ortezki, to z Łodzi w drogę powrotną wyjechaliśmy o 14.

Najważniejsze, że byliśmy, załatwiliśmy to, na czym mi bardzo zależało i że w niedługim czasie powinno dotrzeć do nas zamówienie, a przynajmniej główna jego część. Bo na zamówione buty do ortez musimy jeszcze poczekać, aż z Belgii przyjadą.
Jestem z wyjazdu bardzo zadowolona i bardzo dziękuję pani Madzi, za wyjaśnienie wątpliwości, które dotyczyły zdecydowanie mniej zabudowanej ortezy niż poprzednio. Mam nadzieję, że nie byliśmy męczącymi pacjentami, choć zajęliśmy prawie cały dzień.

Oby ten sprzęt sprawdził się super na Bysiolkowych nogach....


Ciężka i pod górkę jest droga do SOLa...

darmowy hosting obrazków


Przymiarka

darmowy hosting obrazków

darmowy hosting obrazków

Wesoło

Dzień Dziecka przeleciał ekspresowo.
Główną część prezentów (tą od nas) dzieci dostały tydzień wcześniej, ponieważ Fasola nie mogła się doczekać wręczenia jej, uprzednio wybranego zestawu laleczek do przebierania. Bysiek też sam wybrał sobie nowego "brumka", więc jakoś w tym roku nie mieliśmy z Markiem okazji wymyślić osobiście prezentów.
W niedzielę, czyli dokładnie jeden dzień przed Dniem Dziecka byliśmy u moich rodziców na obiadku i deserze. Tam dzieciaki dostały po ręczniku plażowym z okazji zbliżających się wakacji....
A po weekendzie jeszcze dostali prezenty od wujka i od drugich dziadków. Tak więc obficie było według mnie.
Osobiście bardzo żałuję, że już dzieckiem nie jestem na tyle małym, żeby jakiś prezencik otrzymać... Niestety ;)


Kilka fotek chciałam Wam pokazać, choć jakością oczywiście nie grzeszą, ale wesolutko było przy ich robieniu....


Taką "kanapkę rodzinną" udało nam się samowyzwalaczem pstryknąć...

darmowy hosting obrazków


A tu zdjęcie pt. "Co u Olki w szafie znaleźć można?"

darmowy hosting obrazków


A jeśli ktoś nie dojrzał wszystkiego, to tu lepiej widać....

darmowy hosting obrazków


Na koniec fotka pstryknięta przez Fasolinę

darmowy hosting obrazków

Ja jednak baaaardzo lubię zdjęcia :)