wtorek, 29 września 2009

Ach co to był za ślub....

Jak to dobrze, że człowiek musi czasem gdzieś wyjechać, żeby zarobić trochę kasy....
Myślę tu o takim wyjeździe w tą i z powrotem, czyli o takim czysto transportowym.
No więc mi taki zarobkowy kurs trafia się 2 razy w roku i to zawsze do Katowic. A dlatego, że robię za szofera dla studentki medycyny tamtejszej uczelni.
Tak się jakoś ułożyło, że tym razem mogłam wysłać Marka, bo trzeba było w weekend jechać, ale ponieważ dobrze z domu i od dzieci czasem się wyrwać, to postanowiliśmy pojechać razem.
I był jeszcze jeden powód....


Daleko od nas (kto czyta nas czasem, ten wie jak daleko), mieszkają nasi Krainowi przyjaciele, którzy w ostatni weekend powiedzieć sobie mieli: "TAK".
I to był ten najważniejszy powód dla którego postawiliśmy obie nasze rodziny na baczność z nakazem cewnikowania i zajęcia się wnukami, a ściślej pisząc bratankami, bo większość czasu opiekę nad naszymi dziećmi sprawował niezastąpiony Łysy.
A ponieważ z Katowic do NS, zdecydowanie bliżej niż z Rzeszówka (no i przecież na tym wyjeździe zarobiłam parę złotych, więc było nas stać na ten "wyskok"), to....

... to dzięki temu w sobotę o godzinie 15 byliśmy w USC w Nowej Soli, gdzie KasiaO "uroczyście oświadczyła" GrzesiowiP, że "wstępuje z nim w związek małżeński" i od tej pory będzie KasiąP....

Ślub był świetny.

Według mnie taki "na luzie" i to cudne było...., że Witek mógł stać przy nich i trzymać Kasię za rękę, że Igor mógł z moim Markiem wędrować pod Urzędem, bo bał się, że tańczyć mu każą....a jak już go Marek namówił na wejście i usłyszał, że "odtąd nazywać się będziecie: Katarzyna i Grzegorz P", to mocno zszokowany na głos zawołał: "Cooooooooo?"
I bombowo wyglądała przysięga:
Grześ.... zapatrzony, a Kasia usiłująca się trzymać

Potem, było przyjęcie.
I aż wstyd pisać, że bałaganu narobiliśmy, bo trzeba było nas wcisnąć do stołu, ale tak po prostu było. Stwierdziłam, że nie ma to jak wcisnąć się na imprezę i siedzieć obok Młodych....

Przyjaciele Kasi i Grzesia, ci prawdziwi i od "zawsze", to super ludziska. Byliśmy z Markiem jedynymi "obcymi" w towarzystwie i po prostu w szoku byliśmy, jak bezproblemowo przyjęto nas w swoim gronie. Czuliśmy się, jakbyśmy od lat na wspólnych imprezach bywali.
Dlatego bardzo dziękuję Ali i Agnieszce (to "Pani z telewizora"), Marcie i Piotrkowi z Hanią, Anecie i Tomkowi z Agatką i Maćkowi za tak świetne towarzystwo.

Państwu P, dziękuję najbardziej, za przyzwolenie na uczestnictwo w takim ważnym dniu....
Cieszę się, że Was mamy










P.S. Niestety (jak to ja) aparatu nie wzięłam, więc zdjęć nie mam. Ale mam nadzieję, że jak już Kasia fotki od Tomka dostanie, to się podzieli ;)



2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Od kilku dni zastanawiam się co napisać, żeby równie cudnie było jak Twój opis ślubu naszego...
Nic specjalnego chyba nie wymyśle, ale przyznam Ci rację, że mimo obaw wszystkich "uroczystość" świetna była i aż szkoda, że nie można jej w tej samej konfiguracji powtórzyć :))))
Wspomnienia mam piękne między innymi z powodu niespodzianki jaką nam zrobiliście...(wieczór i noc poślubną wyjątkowo miło wspominam ;))
Pięknie dziękuje za najbardziej wzruszający z prezentów- kosz dżemów made by KajaS, na każdą rocznicę ślubu zamawiam nową dostawę :)zwłaszcza, że nawet G. zasmakował :)
Dziękuje kochani...
KasiaOP ;)

KajaS pisze...

Ach... jak ślicznie :)
Ten kosz dżemów, to jak wiesz w zastępstwie miał być, ale jak na razie faktycznie jako główny prezent, bo to o czym myślę, wciąż niedostępne jest....
Jak na rocznicy będę, to i dżemy będą ;)