Wreszcie skończyłam prać powakacyjne ciuchy.
Ale szkoda, że wakacje tak szybko mijają.... choć oczywiście te "kalendarzowe" jeszcze trwają, to nasze już się skończyły. A było tak fajnie
W wietrzny dzień...
Trzech muszkieterów
Ola z Witkiem
Na miejsce, czyli do ośrodka w Międzywodziu dotarliśmy przed śniadaniem, czyli zgodnie z planem. Rozpakowaliśmy się "z grubsza" i... poszliśmy na plażę, bo pogoda od pierwszego do ostatniego dosłownie dnia była idealna.
KasiaP mi mówiła, żebym nie brała dużo ubrań na niepogodę, bo ciepło będzie, ale ja nauczona doświadczeniem trzech poprzednich pobytów nad morzem, byłam przygotowana na mniej optymistyczną opcję.
Okazało się, że KasiaP rację miała, a ja (niedowiarek) do domu przywiozłam długie spodnie i bluzy całej rodziny nietknięte. I super. Wcale mnie to nie martwi
Ale dość o pogodzie, bo ludzie ważni są, nie tylko słońce.
A ludzie..... ludzie jak zwykle super byli.
Poza "standardowym" corocznym składem, było też kilka rodzin, które znałam tylko wirtualnie do tej pory, bo oczywiście przez Niezwykłą Krainę.
Dogadywaliśmy się wszyscy całkiem nieźle i muszę z odrobiną zdziwienia przyznać, że nawet jakichś większych scysji nie było, a wcześniej owszem... czasem się zdarzały .
Chyba dzięki pogodzie ślicznej, nawet dzieciaki dogadywały się ze sobą książkowo prawie.
Zdjęcia.... O tych to natrzaskaliśmy sporo, choć są baaardzo monotematyczne. Wciąż morze i plaża i tak w kółko. Tym bardziej, że Marek pstryka jak oszalały odkąd powiedziałam mu, że warto korzystać z tego, że aparat cyfrowy jest i można zrobić więcej zdjęć, żeby mieć z czego wybrać te najlepsze.
Teraz jednego ujęcia mam 40 odsłon. Hi hi hi. Ale faktycznie dzięki temu wybieram to, na którym podoba mi się wszystko.
No i wybrałam do pokazania na blogu prawie 30 sztuk i dlatego podzielę relację z Międzywodzia na dwa wpisy....
Tu czwórka "niezwykłych" dzieci... Bysiek, Hubiś, Kinia i Zuzia.
Ze Złomkiem
Pływać Bysiek się uczył
I nurkować...
W tym roku nawet plan dnia układał nam się idealnie, bo godziny posiłków mieliśmy późniejsze niż zwykle.
Śniadanie o 9.00 było, potem szliśmy z Byśkiem na zabieg (miał masaż i magnetronik), a potem szybko na plażę, żeby miejsce dobre mieć, jak najbliżej morza... O 14.00 jedliśmy obiad i ok. 15.30 znowu na plaży byliśmy, praktycznie aż do kolacji, bo schodziliśmy po 18, żeby na 19.00 już wykąpani się stawić.
Po kolacji wychodziło z nas zmęczenie, bo w małych podgrupach szliśmy na krótki spacerek w zasadzie tylko po to, żeby w sklepie uzupełnić brak wody, czy soków na kolejny dzień i ewentualnie na lody, na które w ciągu dnia mniej czasu było, ze względu na długie pobyty na plaży.
Malowanie piaskiem (fajna sprawa - wzór jest wytłoczony na kartce pokrytej klejem i papierem ochronnym, z której zdejmuje się po kawałku papier i każdą taką klejącą część posypuje się kolorowym piaskiem.)
I gotowe
Tradycyjnie musieliśmy też "rowerkami" pojeździć.... Bysiek próbował samodzielnie.
Koniec części pierwszej....
Ale szkoda, że wakacje tak szybko mijają.... choć oczywiście te "kalendarzowe" jeszcze trwają, to nasze już się skończyły. A było tak fajnie
W wietrzny dzień...
Trzech muszkieterów
Ola z Witkiem
Na miejsce, czyli do ośrodka w Międzywodziu dotarliśmy przed śniadaniem, czyli zgodnie z planem. Rozpakowaliśmy się "z grubsza" i... poszliśmy na plażę, bo pogoda od pierwszego do ostatniego dosłownie dnia była idealna.
KasiaP mi mówiła, żebym nie brała dużo ubrań na niepogodę, bo ciepło będzie, ale ja nauczona doświadczeniem trzech poprzednich pobytów nad morzem, byłam przygotowana na mniej optymistyczną opcję.
Okazało się, że KasiaP rację miała, a ja (niedowiarek) do domu przywiozłam długie spodnie i bluzy całej rodziny nietknięte. I super. Wcale mnie to nie martwi
Ale dość o pogodzie, bo ludzie ważni są, nie tylko słońce.
A ludzie..... ludzie jak zwykle super byli.
Poza "standardowym" corocznym składem, było też kilka rodzin, które znałam tylko wirtualnie do tej pory, bo oczywiście przez Niezwykłą Krainę.
Dogadywaliśmy się wszyscy całkiem nieźle i muszę z odrobiną zdziwienia przyznać, że nawet jakichś większych scysji nie było, a wcześniej owszem... czasem się zdarzały .
Chyba dzięki pogodzie ślicznej, nawet dzieciaki dogadywały się ze sobą książkowo prawie.
Zdjęcia.... O tych to natrzaskaliśmy sporo, choć są baaardzo monotematyczne. Wciąż morze i plaża i tak w kółko. Tym bardziej, że Marek pstryka jak oszalały odkąd powiedziałam mu, że warto korzystać z tego, że aparat cyfrowy jest i można zrobić więcej zdjęć, żeby mieć z czego wybrać te najlepsze.
Teraz jednego ujęcia mam 40 odsłon. Hi hi hi. Ale faktycznie dzięki temu wybieram to, na którym podoba mi się wszystko.
No i wybrałam do pokazania na blogu prawie 30 sztuk i dlatego podzielę relację z Międzywodzia na dwa wpisy....
Tu czwórka "niezwykłych" dzieci... Bysiek, Hubiś, Kinia i Zuzia.
Ze Złomkiem
Pływać Bysiek się uczył
I nurkować...
W tym roku nawet plan dnia układał nam się idealnie, bo godziny posiłków mieliśmy późniejsze niż zwykle.
Śniadanie o 9.00 było, potem szliśmy z Byśkiem na zabieg (miał masaż i magnetronik), a potem szybko na plażę, żeby miejsce dobre mieć, jak najbliżej morza... O 14.00 jedliśmy obiad i ok. 15.30 znowu na plaży byliśmy, praktycznie aż do kolacji, bo schodziliśmy po 18, żeby na 19.00 już wykąpani się stawić.
Po kolacji wychodziło z nas zmęczenie, bo w małych podgrupach szliśmy na krótki spacerek w zasadzie tylko po to, żeby w sklepie uzupełnić brak wody, czy soków na kolejny dzień i ewentualnie na lody, na które w ciągu dnia mniej czasu było, ze względu na długie pobyty na plaży.
Malowanie piaskiem (fajna sprawa - wzór jest wytłoczony na kartce pokrytej klejem i papierem ochronnym, z której zdejmuje się po kawałku papier i każdą taką klejącą część posypuje się kolorowym piaskiem.)
I gotowe
Tradycyjnie musieliśmy też "rowerkami" pojeździć.... Bysiek próbował samodzielnie.
Koniec części pierwszej....
10 komentarzy:
co to za rumunka maluje piaskiem z Bysiem???ależ Cię opaliło!!! :)
Dobrze,ze pogoda się udała,bez niej urlop nie byłby urlopem prawda? :)
A co do wybiarania zdjeć :D :))) sama wczoraj siedziałam przy lapku 2 h zeby te niewypalone pokasować... i tak oto usunełam ponad 500 zdjec.. :) zostało 1200... plus cyfrówek może być też ich minusem :)
Ja Ci dam rumunkę...
Oczywiście pogoda ważna... jasna sprawa.
A co do cyfry, to mam podobne zdanie ;)
No nareszcie się doczekałam :)
A kiedy część druga?? :)
Olga
Dobre pytanie... na pewno wkrótce, bo prawie gotowa jest ;)
Nie daj się prosić... :)
Olga
Dawaj, dawaj,dawaj!
Czekam.
Nie rumunka, tylko kulturystka ;0
K.
Ha! Bardzo śmieszne :) Tym bardziej, że nie wiem o czym piszesz :D
Notka jest. Proszę bardzo. A tak się z Olgą doczekać nie możecie, jakby Was tam nie było normalnie...
No właśnie dlatego, że byłyśmy to się doczekać nie mogłyśmy :) Zdjęcia e-maile poproszę :) No chyba, że też na pierogi się do mnie wybieracie :)
Olga
Niestety na pierogi się nie wybieramy. Ogólnie to średni humor mamy, bo znowu gips na nodze jest :(
Ale opiszę wszystko wkrótce...
:(
Prześlij komentarz