Muszę wreszcie zakończyć wpisy majowe, dlatego siedzę po nocy, w deszczu (ale pod dużym parasolem) i piszę.
A tak po prostu to o tym, że znowu jak co roku pojechaliśmy na weekend ze znajomymi.
Tym razem byliśmy w Załużu u nas w Bieszczadach, w bardzo fajnej osadzie. Domki w pełni wyposażone, z grillem na zewnątrz, kominkiem wewnątrz itd., itp.... i wszystko byłoby cudnie, gdyby nie pogoda, która skutecznie nam obrzydzała wyjazd i nie pozwoliła w pełni wykorzystać możliwości tego miejsca. Deszcz padał, potem lał lub odwrotnie. Ciężko było wyjść na spacer, pograć w piłkę, czy nawet siąść w większym gronie przy ognisku. Takie życie.
Na szczęście piesza wędrówka była "na sucho" dla tych którzy poszli tylko kawałek tak jak my z Byśkiem. Cała reszta grupy (ta silniejsza) zmokła.
Na trasie
Po południu zwiedziliśmy skansen w Sanoku, gdzie wśród wielu zabytkowych domów i sklepów, swoją siedzibę ma grupa bieszczadzka GOPR do której należy mój brat i tato. Można tam zobaczyć filmy i ekspozycję związaną z wieloletnią pracą grupy.
Niedziela przywitała nas nieco łaskawszą pogodą, dzięki której mogliśmy spokojnie zobaczyć z bliska ruiny zamku Sobień, a potem w Sanoku pozjeżdżać tyrolką, co słusznie wywołało wśród dzieci ogromną euforię.
Pierwszy zjazd Bysiek wykonał z Markiem, ale potem (już odważniejszy) postanowił spróbować samodzielnie pokonać to wyzywanie.
Wbrew moim naiwnym przypuszczeniom, Byśkowi bardzo spodobała się ta jazda.... chciał jeszcze i jeszcze. Na szczęście wszyscy po zjazdach zgodnie ruszyli na lody z okazji Dnia Dziecka, więc smutek został odrobinę przygaszony.
Jednak przez kolejny tydzień usiłował nas namówić na spędzenie w tym samym miejscu jeszcze jednego weekendu połączonego oczywiście z tyrolką . Kto wie... może kiedyś tam jeszcze pojedziemy, bo miejsce piękne, a domki bardzo przytulne. Tym bardziej, że Bysiek doszedł do wniosku, że bardzo lubi chodzić po górach, choć to dla niego trudne.
Jednak przez kolejny tydzień usiłował nas namówić na spędzenie w tym samym miejscu jeszcze jednego weekendu połączonego oczywiście z tyrolką . Kto wie... może kiedyś tam jeszcze pojedziemy, bo miejsce piękne, a domki bardzo przytulne. Tym bardziej, że Bysiek doszedł do wniosku, że bardzo lubi chodzić po górach, choć to dla niego trudne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz