poniedziałek, 15 stycznia 2024

Pjongczang cz.2

 Cześć,
Jest już 15 stycznia co oznacza, że niestety czas pożegnać Pjongczang (kor. Pyeongchangi wrócić do domu. I chociaż bardzo się nie chce wracać do codzienności i oczywiście do szkoły, to nie ma wyjścia 😉

Dlatego przede mną długa podróż powrotna - 3 godziny busem z hotelu do Seulu, następnie siedzenie ok. 6 godzin 🤪 na lotnisku, potem najdłuższy bo aż 14 godzinny odcinek czyli lot do Amsterdamu, kolejne 3 godziny na lotnisku i lot do Warszawy ok. 2 godzin. I jakby tego było mało, to jeszcze na koniec prawie 5 godzin busem z Warszawy do Rzeszowa. Razem  ponad 30 godzin  podróży 😝
Pisząc tego posta, siedzę już w busie wiozącym nas i inne osoby z różnych krajów wracające z obozu na lotnisko w Seulu.




Do wielu z tych osób mam namiary i mam nadzieję, że uda nam się choć czasem ze sobą pogadać, albo przynajmniej będziemy się wymieniać wiadomościami. Wspólnie spędzany tam czas, był naprawdę  niesamowity i wykorzystany na maksa - wziąłem ze sobą 2 książki, a nie przeczytałem ani jednej strony, bo tyle mieliśmy zajęć.






Fakt, że czasem było ciężko się dogadać (niestety mój angielski nie jest na wysokim poziomie), a niektórzy nie znali angielskiego wcale, ale nawet to nie przeszkodziło w zawieraniu nowych znajomości. Mam wielką nadzieję, że jeszcze kiedyś się z nimi zobaczę i (co teraz jest moim nowym marzeniem) bardzo chciałbym tu wrócić. 

Stoki narciarskie były świetnie przygotowane, treningi na monoski były super i chociaż nie miałem sprzętu na którym zwykle jeżdżę, to trenowałem pod okiem trenerów kadry Korei, a to pozwoliło mi doskonalić jazdę i zdobyć nowe doświadczenie. Jestem ogromnie za to wdzięczny.



 Warunki mieszkaniowe mieliśmy bardzo dobre, a jedzenie którego na początku mocno się obawiałem okazało się naprawdę smaczne, moim zdaniem nawet lepsze niż w Polsce. Mama na pewno nie umie tak gotować 🤪

Bardzo się cieszę, że mimo dość napiętego planu udało nam się też zobaczyć parę ciekawych miejsc. 






To był naprawdę super wyjazd  na którym udało mi się być z moją trenerką Agatą, świetnym narciarzem Julkiem i jego mamą Anią (to dzięki nim mam sporo bardzo fajnych zdjęć, za co oczywiście dziękuję). Myślę, że ten wyjazd to taka „przygoda życia”. 
Pozdrawiam 
Bysiek 😉


2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Byśku! Radość przeogromna! ❤️
To chyba przygoda życia,prawda? Mam nadzieję, że to pierwsza z wielu takich ekspedycji,mocno trzymam kciuki za realizację planów i marzeń,za każdy “krok” w tej sportowej drodze! 💪
Bardzo się cieszę,że zamiast zakładać odrębnego bloga przechwyciłeś tego w którym mama opisywała Wasze wspólne zmagania i w końcu coś tu się zadzieje bo ileż człowiek mógł czekać 🙃😁
A jedzenie na wyjeździe…Kaja zrób dziecku sushi 🍱 🤪
Pozdrawiam
Szyszka :)

Bysiek pisze...

Tak na pewno była to przygoda życia. Też mam nadzieję że będę miał jeszcze okazję do takich wyjazdów. A co do sushi to lepiej żeby mi mama nie robiła 😂