Bysiek - "Mamo, kiedy Cisia będą pezenty?"
Ola - "Już niedługo będą Twoje urodziny"
mama - "No, jeszcze dwa miesiące..... cieszysz się Krzysiu?"
Bysiek - "Tak. Pewnie Cisiu dostanie brrruma, albo jakieś..... autko!"
Zupełnie nie wiem, czym według mojego dziecka różni się brum, od autka....
Tydzień bez samochodu przeżyliśmy i nie było tak źle jak się zapowiadać mogło.
Trudniej było nam wytrzymać bez nowych ortez, bo Bysiek bardzo zdążył się do nich przywiązać. Widocznie zdecydowanie lepiej się w nich czuje, a przede wszystkim o wiele stabilniej. Widać to było po jego zachowaniu, jak założyliśmy stary sprzęt. Krzysiek usiłował przez te kilka dni stawać bez trzymania i robić kroczki, mimo braku tych nowych ortez, które dały mu taką pewność siebie.
Nowe ortezy musieliśmy wysłać do poprawki, bo w jednym miejscu paskudnie Krzyśka gniotły i zrobiła się rana.
Ale właśnie przed chwilą odebrałam paczkę z poprawionymi ortezami i jak tylko Bysiek wstanie (bo jasna sprawa - śpi jeszcze) to je zakładamy i mam nadzieję, że już nic nie będzie go gniotło. Od niedzieli pytał gdzie są jego nowe buty i dlaczego pojechały do poprawy Bardzo mnie to cieszy....
Nawet nie wiem, czy już pisałam na blogu, że co jakiś czas usiłuję Byśka namówić na naukę posługiwania się kulami... I chodzi mi tutaj oczywiście o chodzenie z nimi, bo wywijać kulami na wszystkie strony uczyć go nie trzeba. To dzieciaki jakoś szybko i bezproblemowo łapią.
Moje namowy bardzo powoli skutkują i to w dodatku nie w taki sposób jak mi się marzy.... ale to zupełnie inna bajka.
Wiem, bo wiele osób znajomych mi osobiście i z sieci mówiło mi o tym, że Bysiek jest za mały na zrozumienie na czym polega chodzenie o kulach, ale ja po prostu oswajam go z nimi. I faktycznie idzie to opornie, bo nie rozumie jeszcze, że może się na nich stabilnie oprzeć i zaufać im na tyle, żeby próbować z nimi chodzić.
Najfajniesze były początki jak Bysiek traktował kule jak przedłużenie własnych rąk.... Prowadziłam go trzymając tak, żeby czuł się pewnie, a on kul nie opierał o podłogę, tylko machał nimi jak rękami . Fajnie to wyglądało.
Teraz już wie (oczywiście głównie teoretycznie, od naszej rehabilitantki) jak powinno to wyglądać, ale boi się i koniec. Dlatego czekam i co jakiś czas pytam, czy chce pochodzić z kulami. I ponieważ nie naciskam, to Bysiek zgadza się na moją propozycję i wtedy robimy rundkę po przedpokoju.
Mamy nawet fotkę, niestety telefoniczną bo z zaskoczenia zrobioną jak wychodziliśmy z kulami z rehabilitacji....
Ale ponieważ trening czyni mistrza, a Bysiek rośnie i staje się coraz bardziej rozumnym dzieckiem, to mocno wierzę, że załapie w czym rzecz i doceni swobodę jaką da mu poruszanie się o kulach.
Na razie wkleję jedyną fotkę na której udało mi się złapać Byśka bez podpórki. I bez dwóch zdań, zawdzięczamy to nowym ortezom....
Bysiek - "Mamo, lobis Cisiowi djęcie?"
mama - "jasne Byśku, tylko wezmę aparat. A uśmiechniesz się ładnie?"
Bysiek - "Tak. Umiechnę"
I tu jest ta śliczna fotka zrobiona na prośbę Byśka. Mama nie chciała takiego "brzydala" fotografować, ale nie miała innego wyjścia, bo od razu głowę chował.
Ale w nagrodę mam taki (trochę koński) uśmiech...
Ciepełko od kilku dni jest i wreszcie dzieciaki mogą radośnie z niego korzystać. Niestety u Byśka przekłada się to na liczne rany i otarcia, ale bardzo ciężko zabronić mu czegoś. Zwłaszcza, że słodziutko prosi , albo wyje jak syrena alarmowa .
Parę dni temu kilkanaście razy zjechał na plecach ze zjeżdżalni i z blizny po zamknięciu przepukliny (kto wie o czym piszę, ten na pewno zrozumie mój strach) puściła się krew. Przestraszyłam się, bo podejrzewam, że może to być niebezpieczne dla Byśka, zakleiłam sterylnym opatrunkiem i dopiero wczoraj zdjęłam. Wygląda to teraz dobrze, a jednak obawy pozostają.
Wczoraj podczas kąpieli w baseniku na ogródku u moich rodziców obtarł sobie pupę i zaliczył dwie nowe rany na nogach. Masakra jakaś... A jak tu odmówić dziecku zabaw letnich, skoro inne dzieciaki swobodnie się w taki sam (albo nawet lepszy) sposób bawią .
Bysiek z Kingą (kuzynką z Lublina) w baseniku. Szczęśliwe dzieciaki....
Od tygodnia Fasola nie wytrzymuje napięcia związanego ze zbliżającym się terminem wyjazdu nad morze. Co dzień odlicza ile jeszcze, a od 5 dni ma spakowaną walizkę. I choć wiem, że jeszcze raz jutro będę musiała ją spakować, to musiałam ustąpić, żebyśmy nie zwariowali. Pralka ciągle pierze, a my ze zrobioną listą rzeczy do zabrania, zastanawiamy się o czym zapomnielieśmy i czego nie zabierzemy. Czy zabraknie nam ciuchów letnich, czy raczej tych ciepłych, bo ciągle nie wiemy jak bardzo kapryśna będzie pogoda.
Tymczasem dzisiaj wybieramy się (bez Krzysia) do kina na bajkę "Epoka lodowcowa 3", a wczoraj dopiero udało nam się (pod lekkim przymusem ) oglądnąć wcześniejsze dwie jej części. Mam nadzieję, że będzie się z czego pośmiać i zobaczymy jak poradzili sobie jej twórcy z produkcją 3D.
Ola - "Już niedługo będą Twoje urodziny"
mama - "No, jeszcze dwa miesiące..... cieszysz się Krzysiu?"
Bysiek - "Tak. Pewnie Cisiu dostanie brrruma, albo jakieś..... autko!"
Zupełnie nie wiem, czym według mojego dziecka różni się brum, od autka....
Tydzień bez samochodu przeżyliśmy i nie było tak źle jak się zapowiadać mogło.
Trudniej było nam wytrzymać bez nowych ortez, bo Bysiek bardzo zdążył się do nich przywiązać. Widocznie zdecydowanie lepiej się w nich czuje, a przede wszystkim o wiele stabilniej. Widać to było po jego zachowaniu, jak założyliśmy stary sprzęt. Krzysiek usiłował przez te kilka dni stawać bez trzymania i robić kroczki, mimo braku tych nowych ortez, które dały mu taką pewność siebie.
Nowe ortezy musieliśmy wysłać do poprawki, bo w jednym miejscu paskudnie Krzyśka gniotły i zrobiła się rana.
Ale właśnie przed chwilą odebrałam paczkę z poprawionymi ortezami i jak tylko Bysiek wstanie (bo jasna sprawa - śpi jeszcze) to je zakładamy i mam nadzieję, że już nic nie będzie go gniotło. Od niedzieli pytał gdzie są jego nowe buty i dlaczego pojechały do poprawy Bardzo mnie to cieszy....
Nawet nie wiem, czy już pisałam na blogu, że co jakiś czas usiłuję Byśka namówić na naukę posługiwania się kulami... I chodzi mi tutaj oczywiście o chodzenie z nimi, bo wywijać kulami na wszystkie strony uczyć go nie trzeba. To dzieciaki jakoś szybko i bezproblemowo łapią.
Moje namowy bardzo powoli skutkują i to w dodatku nie w taki sposób jak mi się marzy.... ale to zupełnie inna bajka.
Wiem, bo wiele osób znajomych mi osobiście i z sieci mówiło mi o tym, że Bysiek jest za mały na zrozumienie na czym polega chodzenie o kulach, ale ja po prostu oswajam go z nimi. I faktycznie idzie to opornie, bo nie rozumie jeszcze, że może się na nich stabilnie oprzeć i zaufać im na tyle, żeby próbować z nimi chodzić.
Najfajniesze były początki jak Bysiek traktował kule jak przedłużenie własnych rąk.... Prowadziłam go trzymając tak, żeby czuł się pewnie, a on kul nie opierał o podłogę, tylko machał nimi jak rękami . Fajnie to wyglądało.
Teraz już wie (oczywiście głównie teoretycznie, od naszej rehabilitantki) jak powinno to wyglądać, ale boi się i koniec. Dlatego czekam i co jakiś czas pytam, czy chce pochodzić z kulami. I ponieważ nie naciskam, to Bysiek zgadza się na moją propozycję i wtedy robimy rundkę po przedpokoju.
Mamy nawet fotkę, niestety telefoniczną bo z zaskoczenia zrobioną jak wychodziliśmy z kulami z rehabilitacji....
Ale ponieważ trening czyni mistrza, a Bysiek rośnie i staje się coraz bardziej rozumnym dzieckiem, to mocno wierzę, że załapie w czym rzecz i doceni swobodę jaką da mu poruszanie się o kulach.
Na razie wkleję jedyną fotkę na której udało mi się złapać Byśka bez podpórki. I bez dwóch zdań, zawdzięczamy to nowym ortezom....
Bysiek - "Mamo, lobis Cisiowi djęcie?"
mama - "jasne Byśku, tylko wezmę aparat. A uśmiechniesz się ładnie?"
Bysiek - "Tak. Umiechnę"
I tu jest ta śliczna fotka zrobiona na prośbę Byśka. Mama nie chciała takiego "brzydala" fotografować, ale nie miała innego wyjścia, bo od razu głowę chował.
Ale w nagrodę mam taki (trochę koński) uśmiech...
Ciepełko od kilku dni jest i wreszcie dzieciaki mogą radośnie z niego korzystać. Niestety u Byśka przekłada się to na liczne rany i otarcia, ale bardzo ciężko zabronić mu czegoś. Zwłaszcza, że słodziutko prosi , albo wyje jak syrena alarmowa .
Parę dni temu kilkanaście razy zjechał na plecach ze zjeżdżalni i z blizny po zamknięciu przepukliny (kto wie o czym piszę, ten na pewno zrozumie mój strach) puściła się krew. Przestraszyłam się, bo podejrzewam, że może to być niebezpieczne dla Byśka, zakleiłam sterylnym opatrunkiem i dopiero wczoraj zdjęłam. Wygląda to teraz dobrze, a jednak obawy pozostają.
Wczoraj podczas kąpieli w baseniku na ogródku u moich rodziców obtarł sobie pupę i zaliczył dwie nowe rany na nogach. Masakra jakaś... A jak tu odmówić dziecku zabaw letnich, skoro inne dzieciaki swobodnie się w taki sam (albo nawet lepszy) sposób bawią .
Bysiek z Kingą (kuzynką z Lublina) w baseniku. Szczęśliwe dzieciaki....
Od tygodnia Fasola nie wytrzymuje napięcia związanego ze zbliżającym się terminem wyjazdu nad morze. Co dzień odlicza ile jeszcze, a od 5 dni ma spakowaną walizkę. I choć wiem, że jeszcze raz jutro będę musiała ją spakować, to musiałam ustąpić, żebyśmy nie zwariowali. Pralka ciągle pierze, a my ze zrobioną listą rzeczy do zabrania, zastanawiamy się o czym zapomnielieśmy i czego nie zabierzemy. Czy zabraknie nam ciuchów letnich, czy raczej tych ciepłych, bo ciągle nie wiemy jak bardzo kapryśna będzie pogoda.
Tymczasem dzisiaj wybieramy się (bez Krzysia) do kina na bajkę "Epoka lodowcowa 3", a wczoraj dopiero udało nam się (pod lekkim przymusem ) oglądnąć wcześniejsze dwie jej części. Mam nadzieję, że będzie się z czego pośmiać i zobaczymy jak poradzili sobie jej twórcy z produkcją 3D.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz