Ach!
Czekaliśmy, czekaliśmy i się doczekaliśmy. Wreszcie!
Ostatnio pisałam na forum naszym "rozszczepiakowym", do jednej dziewczyny z Gdańska, że ona, to ma dobrze... nie dość, że ma ZOO w mieście, to jeszcze Morze nasze Bałtyckie pod "nosem". To jest niesprawiedliwe dosłownie .
My w tym naszym Rzeszówku, to nic nie mamy... no może poza dr Snelą, którego większa część mam dzieciaczków z RKiW chciałaby mieć blisko. A mamy Go my.
I właśnie za jego osobą do naszego miasta przybywają często osoby potrzebujące konsultacji ortopedycznej nawet z drugiego końca Polski.
W ubiegłym tygodniu w celu takiej konsultacji przyjechali do Rzeszowa nasi przyjaciele z Krakowa, oraz po raz pierwszy z Nowej Soli. Dzięki temu, że dziewczyny miały wizyty zaplanowane na ten sam dzień, to udało nam się spotkać w takim "wakacyjnym" prawie kompletnym (Olga pamiętamy i następnym razem i Ciebie namówimy na przyjazd ) gronie.
Wszyscy zgodnie orzekliśmy, że poczuliśmy przedsmak Międzywodzia, które mam nadzieję przywita nas wszystkich pięknym słoneczkiem za trzy tygodnie na turnusie rehabilitacyjnym .
Ale wróćmy do... przygotowań.
Otóż "nowa sola" jak mawia na chłopaków i ich rodziców Bysiek, miała całą rodziną nocować w naszym mieszkaniu. Bardzo się cieszę, że jednak Grzesiu dał się namówić i nie poszli spać do hotelu mimo ograniczonej u nas przestrzeni życiowej .
I problemem wcale nie było "jak my Ich pomieścimy?". Nie. Problemem dla mnie było (jak zwykle zresztą) sprzątanie.
He he he... ja jestem typem bałaganiarza, któremu generalnie bajzel nie przeszkadza. Dlatego na jakąkolwiek wizytę muszę się przygotować, żeby się choć usiąść dało .
Olka (jak zaczęłam mieszkanie ogarniać) zapytała "co się stało, że sprzątamy?", a potem jak przeglądałam pościel to marudziła: "to nawet w szafach sprzątać musimy?" .
Tylko Marek szczęśliwy jest wtedy, bo "przynajmniej wreszcie porządek będzie....". A Bysiek wszystkim rozpowiadał, że "nowa sola do mnie przyjezdza... i chłopaki będą u mnie spać...".
Mieszkanie ogarnęliśmy, goście przyjechali, wizytę u dr odbębnili (Igor będzie musiał przejść operację lewej stopy...), choć ledwo zdążyli, bo w korku utknęli.
Pod gabinetem doktora spotkaliśmy się z "Martkami" z Krakowa i z "Grzesiami" naszymi rzeszowskimi i potem wszyscy z dzieciakami pojechaliśmy na kawę i lody. Było fajnie, choć krótko jak nie wiem.... w dodatku jak to ja, apratu nie miałam i nie mam fotek wszystkich dzieciaków w kupie...
Chłopcy podczas zabawy. Od lewej: Hubi, Bysiek, Witek i Igor.
Chwilę spokoju rodzice mieli, bo dzieciaki komputer opanowały...
Cały Igor..... Nie znacie Igora jeszcze?
Oj, to błąd, bo Igora warto poznać. Kryje w sobie mega talent. Zobaczcie o tutaj.
Rano... dzieciaki są wtedy takie słodkie, zaspane jeszcze, nierozwrzeszczane jeszcze....
"Mamo, Ola to moja nowa dziewczyna" powiedział Igor do Kasi... (to trzecia w kolejności Igora dziewczyna ).
I wszystko byłoby super, gdyby "nowa sola" mogła zostać u nas choćby na weekend... ale nie mogła.
I w dodatku nie wiem kiedy i czy w ogóle jeszcze do nas przyjedzie, bo jak napisała Kasia: "myśle sobie, że mimo całej miłości do moich Rzeszowian, jeśli nie będę musiała, to nigdy wiecej do Rz. nie chcę jechać".
A wszystko przez tą nieszczęsną drogę z Krakowa do Rzeszowa i z powrotem. Pokonanie tej trasy jest obecnie koszmarem, bo nie dość, że normalnie nie ma tam gdzie wyprzedzać, to teraz jest w wielu miejscach remontowana i można dostać chole... żeby nią przejechać.
Mimo wszystko mam nadzieję, że jednak uda nam się spotkać właśnie tu, u nas, żebyśmy mogli pokazać, że jednak mamy coś co warto zobaczyć... bo na razie jest mi smutno ze świadomością, że więcej nie przyjadą... .
P.S.
Kasiu jeśli chcesz, żebym usunęła linka, albo którąś z fotek... dzwoń i obudź mnie rano .
Czekaliśmy, czekaliśmy i się doczekaliśmy. Wreszcie!
Ostatnio pisałam na forum naszym "rozszczepiakowym", do jednej dziewczyny z Gdańska, że ona, to ma dobrze... nie dość, że ma ZOO w mieście, to jeszcze Morze nasze Bałtyckie pod "nosem". To jest niesprawiedliwe dosłownie .
My w tym naszym Rzeszówku, to nic nie mamy... no może poza dr Snelą, którego większa część mam dzieciaczków z RKiW chciałaby mieć blisko. A mamy Go my.
I właśnie za jego osobą do naszego miasta przybywają często osoby potrzebujące konsultacji ortopedycznej nawet z drugiego końca Polski.
W ubiegłym tygodniu w celu takiej konsultacji przyjechali do Rzeszowa nasi przyjaciele z Krakowa, oraz po raz pierwszy z Nowej Soli. Dzięki temu, że dziewczyny miały wizyty zaplanowane na ten sam dzień, to udało nam się spotkać w takim "wakacyjnym" prawie kompletnym (Olga pamiętamy i następnym razem i Ciebie namówimy na przyjazd ) gronie.
Wszyscy zgodnie orzekliśmy, że poczuliśmy przedsmak Międzywodzia, które mam nadzieję przywita nas wszystkich pięknym słoneczkiem za trzy tygodnie na turnusie rehabilitacyjnym .
Ale wróćmy do... przygotowań.
Otóż "nowa sola" jak mawia na chłopaków i ich rodziców Bysiek, miała całą rodziną nocować w naszym mieszkaniu. Bardzo się cieszę, że jednak Grzesiu dał się namówić i nie poszli spać do hotelu mimo ograniczonej u nas przestrzeni życiowej .
I problemem wcale nie było "jak my Ich pomieścimy?". Nie. Problemem dla mnie było (jak zwykle zresztą) sprzątanie.
He he he... ja jestem typem bałaganiarza, któremu generalnie bajzel nie przeszkadza. Dlatego na jakąkolwiek wizytę muszę się przygotować, żeby się choć usiąść dało .
Olka (jak zaczęłam mieszkanie ogarniać) zapytała "co się stało, że sprzątamy?", a potem jak przeglądałam pościel to marudziła: "to nawet w szafach sprzątać musimy?" .
Tylko Marek szczęśliwy jest wtedy, bo "przynajmniej wreszcie porządek będzie....". A Bysiek wszystkim rozpowiadał, że "nowa sola do mnie przyjezdza... i chłopaki będą u mnie spać...".
Mieszkanie ogarnęliśmy, goście przyjechali, wizytę u dr odbębnili (Igor będzie musiał przejść operację lewej stopy...), choć ledwo zdążyli, bo w korku utknęli.
Pod gabinetem doktora spotkaliśmy się z "Martkami" z Krakowa i z "Grzesiami" naszymi rzeszowskimi i potem wszyscy z dzieciakami pojechaliśmy na kawę i lody. Było fajnie, choć krótko jak nie wiem.... w dodatku jak to ja, apratu nie miałam i nie mam fotek wszystkich dzieciaków w kupie...
Chłopcy podczas zabawy. Od lewej: Hubi, Bysiek, Witek i Igor.
Chwilę spokoju rodzice mieli, bo dzieciaki komputer opanowały...
Cały Igor..... Nie znacie Igora jeszcze?
Oj, to błąd, bo Igora warto poznać. Kryje w sobie mega talent. Zobaczcie o tutaj.
Rano... dzieciaki są wtedy takie słodkie, zaspane jeszcze, nierozwrzeszczane jeszcze....
"Mamo, Ola to moja nowa dziewczyna" powiedział Igor do Kasi... (to trzecia w kolejności Igora dziewczyna ).
I wszystko byłoby super, gdyby "nowa sola" mogła zostać u nas choćby na weekend... ale nie mogła.
I w dodatku nie wiem kiedy i czy w ogóle jeszcze do nas przyjedzie, bo jak napisała Kasia: "myśle sobie, że mimo całej miłości do moich Rzeszowian, jeśli nie będę musiała, to nigdy wiecej do Rz. nie chcę jechać".
A wszystko przez tą nieszczęsną drogę z Krakowa do Rzeszowa i z powrotem. Pokonanie tej trasy jest obecnie koszmarem, bo nie dość, że normalnie nie ma tam gdzie wyprzedzać, to teraz jest w wielu miejscach remontowana i można dostać chole... żeby nią przejechać.
Mimo wszystko mam nadzieję, że jednak uda nam się spotkać właśnie tu, u nas, żebyśmy mogli pokazać, że jednak mamy coś co warto zobaczyć... bo na razie jest mi smutno ze świadomością, że więcej nie przyjadą... .
P.S.
Kasiu jeśli chcesz, żebym usunęła linka, albo którąś z fotek... dzwoń i obudź mnie rano .
2 komentarze:
trasa Kraków-Rzeszów jest remontowana wiecznie!
ALe do rzeszowa warto przyjechać :) bo jest ślicznie,zielono i ludziska fajne są :)
Niezły ten chłopak Fasoli...ale co ona na to? :)
O! Trzymam za słowo! :) Już doczekać się nie mogę ;) Na szczęście udało nam się załapać na bardzo spontaniczny wypad do Krakowa pod zielony daszek, gdzie również poczuliśmy przedsmak wakacji eh... :) już nie mogę się doczekać :)
Olga25
Prześlij komentarz