Na początku stycznia pojechaliśmy na zaplanowaną przymiarkę ortez do Gorlitz do firmy Rosenkranz.
Ponieważ Marek ma ogromne problemy z załatwieniem sobie wolnego dnia w pracy, to zdecydowaliśmy się pojechać we czwartek w Trzech Króli. Tam, za niemiecką granicą firmy pracują w ten dzień, więc można powiedzieć, że dzięki temu udało nam się wszystko sprawnie załatwić.
Przymiarka wypadła dość pomyślnie, bo ortezy faktycznie dopasowane były rewelacyjnie, poza długością... i od góry i na dole pod stopą trzeba było je skracać. Ale to standardowa rzecz, bo przecież lepiej zrobić za długie i skrócić, niż za krótkie
Tak więc po obcięciu są zdecydowanie lepsze, choć ja i tak trochę ubolewałam bo nadal są dłuższe od stopy o jakieś 1,5 - 2 cm. Ale tak kazano nam zostawić z zapewnieniem, że jemu to przeszkadzało nie będzie, a może się okazać, że za pół roku noga mu urośnie i będzie klops. Dobra, niech będzie.
Wybłagaliśmy, żeby zrobiono nam ortezy "na gotowo" na następny dzień, bo mieliśmy umówioną gościnę u KasiO w NS i doszliśmy do wniosku, że jeśli się zgodzą, to po nie przyjedziemy i będziemy mogli zobaczyć na miejscu efekt końcowy i ewentualnie coś jeszcze skorygować.
Udało się.
U "nowych solaków" jak to Bysiek zwykł mówić witaliśmy trochę spóźnieni Nowy Rok...
A piątek pojechaliśmy po gotowy sprzęt.
I doszłam do wniosku, że mieliśmy szczęście, że zgodzono się zrobić tak szybko, bo zamiast w domu czekać na przysłane ortezy i buty, przynajmniej dostaliśmy dokładne instrukcje jak mamy z Byśkiem ćwiczyć w tych ortezach i na co zwracać szczególną uwagę podczas jego chodzenia.
Bo okazało się, że Bysiek po prawie 10 miesiącach w gipsie nie potrafi prawidłowo stać, nie mówiąc już o chodzeniu. Preferuje jedną nogę, przez co wygląda jakby druga była dłuższa... a tak nie jest, bo (choć po całym tym cyrku z komplikacjami pooperacyjnym, gdzie było zagrożenie, że noga nie będzie rosła) nogi mu zmierzono i stwierdzono, że są równe!
Ale problem pozostał, bo skoro nogi są równe, to znaczy, że w głowie zakodował mu się już bardzo nieprawidłowy sposób chodzenia, który teraz będzie koszmarnie trudno zmienić
Dodatkowo zamontowano Byśkowi w lewej ortezie malutki mostek, którego zadaniem jest utrzymywać paluszki w prawidłowym położeniu, bo (też przez gips) najmniejszy palec jakby zniknął pod pozostałymi
Same ortezy wykonane są świetnie... zastrzeżeń z moje strony brak.
I choć na początku marudziłam trochę na ich długość, to szukając w Rzeszówku pantofli, które dałoby się nałożyć na nowe ortezy (mimo iż kupiliśmy buty w Rosenkranzu, chyba każdy zdaje sobie sprawę z tego, że nie da się chodzić wszędzie i non stop w tych samych butach....) doszłam do wniosku, że nie ma to znaczenia, że są one trochę za długie, bo i tak pantofle, które udałoby się od biedy (ze względu na szerokość ortez) na nie wcisnąć są o 5 numerów za duże!!!!!!! No więc pantofli nie mamy, więc i na podwórku i w domu w jednym obuwiu Bysiek pomyka
Zastrzeżenia jednak na razie ma Bysiek .... mówi, że nowe ortezy są niedobre, nie umie w nich chodzić, a lubił stare i te są mu nie potrzebne. Jednak i on powoli zdanie zmienia... na szczęście
Fotki wrzucam i jak coś mi się przypomni, albo nowe refleksje się pojawią, to napiszę...
Ortezy.... na pierwszym planie, ta z przegubem fleksyjnym
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz