Czasem nie mogę się nadziwić jak czas szybko płynie....
Wydaje mi się, że jeszcze długo do czegoś, a potem "pstryk" i już to jest, nie wspominając o tym, jak goni czas po wyczekiwanym zdarzeniu.
Ostatnio dość dużo się u nas działo więc na pewno będę miała co opisywać, ale ponieważ chcę najpierw nadrobić zaległości, a dopiero potem przejść dalej, to więcej na razie nie piszę.
Na szczęście nie stało się nic złego, ani bardzo istotnego, więc w zasadzie mogę napisać: "jest dobrze, bo na pewno nie jest źle"
Ale jest coś co martwi mnie nie na żarty, tym bardziej że nie wiem co z tym fantem zrobić i w ogóle jak ugryźć temat... otóż Byśka ortezy nadają się do poprawki.
Musimy na pewno je skrócić (z wysokości, bo wciąż bardzo mocno wgniatają mu się w uda jak siada z nogami podkurczonymi), dorobić podkładkę która zginęła nam jeszcze w przedszkolu, zrobić renowację rzepów, bo niedługo wcale nie da się ich zapiąć, a co najważniejsze muszą nam dopasować na nowo lewą ortezę, która mocno Byśka gniecie w jednym miejscu powodując paskudne zaczerwienienie a czasem ranę...
I teraz tak... problemu by nie było, gdybym nie wymyśliła robienia sprzętu 600 km od domu, bo jazda znowu do Gerlitz w zasadzie mi się nie uśmiecha, a wysłanie ortez przesyłką na pewno będzie tańsze, ale trwało będzie pewnie ze dwa tygodnie.... a nie wyobrażam sobie Byśka dwa tygodnie na pupie i bez chodzenia... he he he.
Jeszcze nie wiem co postanowię.
Ale wracam do zdjęć z Międzywodzia, bo przygotowałam kolejne do pokazania....
Wysyłamy pocztówki zawsze!! (nie wiem czy już wspominałam, że Bysiek po prostu uwielbia dostawać kartki i listy, więc jeśli ktoś ma czas i ochotę to śmiało może do niego napisać ).
Idę sobie kupić loda...
W pobliskim "mini zoo", które parę lat temu bardziej atrakcyjne było (niestety obecnie nie za bardzo jest z czym sobie zdjęcie zrobić), na pewno bardziej czyste i mniej śmierdzące, ale to już moje odczucie...
W Wolinie odwiedziliśmy pierwszy raz wioskę Wikingów.... ciekawostka dla dzieci, więc jak ktoś będzie w okolicy, to można zobaczyć, a co ważniejsze można sobie tam nabyć drewniany super miecz, który potem trzeba szybko schować, żeby dziecko nikomu krzywdy nie zrobiło....
Takie fajne domeczki mieli...
Tak sobie mąkę robili...
I takimi łodziami pływali... chroniąc się zapewne przed piratami, którzy jak wszyscy wiedzą zawsze mają jedno oko zasłonięte o tak:
I znowu niestety muszę prosić o cierpliwość, bo u rodziców, gdzie obecnie mieszkamy, mamy deficyt internetu, spokoju i miejsca do siedzenia przy komputerze. Ale na pewno wrócę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz