Jakoś szczególnie na tym turnusie dobija mnie tutejszy brak cywilizacji. Nie mam zasięgu telefonu, internet... bywa, ale przyznać muszę że o dziwo na razie nie ma problemu z telewizją.
A wcześniej i telewizja tylko bywała. Takie to miejsce jest.
Ale nie o turnusie na razie miałam pisać, tylko o zaległościach.
Otóż 12 listopada byliśmy w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach, gdzie Fundacja Spina prowadzi pracownię uroterapeutyczną (tu o tym pisali), a Bysiek załapał się do programu dzięki któremu ma nauczyć się samocewnikowania.
To właśnie nauka samodzielnego cewnikowania się dzieci z rozszczepem kręgosłupa jest głównym zadaniem pracowni stworzonej przez Spinę. I dobrze, bo przecież każdy kolejny krok ku samodzielności dziecka, pozwala uwierzyć że kiedyś będzie ono zupełnie samodzielnym dorosłym człowiekiem.
Ale to niestety tylko teoria.
Bo w praktyce (mam tu na myśli rzeczywistość dziecka 7-mio letniego) to wygląda tak, że choć Byśkowi pani z pracowni uro udowodniła, że samodzielne cewnikowanie nie jest trudne i nawet taki w sumie "niedorosły" chłopak może robić to sam, to niestety pokazała to na takim sprzęcie (czyli cewniku) jakiego my nie mamy prawie możliwości mieć.
Cewnik jest super - krótki, z żelem i naklejką na opakowaniu dzięki której można całość przykleić np. do płytki w łazience i ma się go pod ręką i na czysto... taki w stylu "powiało zachodem" Problemem jest dostępność takich cewników, a właściwie ich cena.... podobno ok. 7 zł/sztuka.
Bysiek dziennie potrzebuje minimum 5 sztuk.
Nasze cewniki są nienawilżane i długie, czyli mniej poręczne i takie nad którymi trzeba jakby umieć zapanować, żeby zrobić to czysto i szybko.
Nie jest to łatwe dla 7-mio latka, a mamie takiegoż 7-mio latka jeszcze trudniej.
I nie chodzi o uczucie, że już jest duży, samodzielny i mnie nie potrzebuje.... nie.
Chodzi o świadomość tego czy zrobi to na tyle czysto że nie pojawi się zaraz jakaś paskudna bakteria w pęcherzu, którą będzie trzeba długo tępić...
Ja naprawdę bardzo się cieszę że Bysiek jest w tym programie, że pojechaliśmy, że pokazano mu że to nie jest bardzo trudne (choć jego cewnikami jest to 2 razy trudniejsze), że teraz próbuje i nawet nieźle mu to wychodzi.... Cieszę się, ale też martwię jednocześnie.
Częściową kontynuacją tych radości i zmartwień będzie kolejny post zaległościowy.... a potem już tylko o turnusie. Oczywiście pod warunkiem że znowu na chwilę złapię zasięg sieci
Dobrej nocy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz