niedziela, 20 kwietnia 2008

25.08.2006 Diagnoza

Prześliczny piątek....

Piękna pogoda, bardzo ciepło, choć to akurat wtedy zaczęło mi coraz bardziej dokuczać. Pojechałam do szpitala na umówioną wizytę.
Dr X, do którego poszłam po raz pierwszy ( mój prowadzący dr Y, wziął sobie długie chorobowe), zrobił mi także USG...
- czy dr Y robił Pani USG?
- tak, prawie za każdym razem
- a co dr Y mówił?
- że wszystko jest w porządku
- tylko tyle?
- tylko? Hmmm, a czy coś jest nie tak?
- proszę poczekać, pójdę po neonatologa...
.... Co to znaczy "tylko tyle"? Może po prostu dzieciątko ułożyło się poprzecznie?
Po kilku minutach wrócił dr X z panią dr neonatolog, która po paru minutach stwierdziła, że ma on rację. No i tu włączyłam się ja, pytając czego "owa" racja dotyczy.
- no cóż, Pani dziecko ma wodogłowie
- proszę?
- ma wodogłowie, ale proszę się bardzo nie denerwować, bo w dzisiejszych czasach zakłada się dziecku zastawkę i może ono prawie normalnie żyć...
- prawie normalnie?
Ale już wtedy niewiele do mnie docierało, a łzy płynęły strumyczkiem....
Dr neonatolog sobie poszła, a dr X kazał się stawić w poniedziałek rano w szpitalu na badania i "zobaczymy co dalej"...
Płacząc bez przerwy, wsiadłam w samochód i pojechałam do mamy, gdzie czekała na mnie córka - 5 letnia Ola. Załamana, opowiedziałam rodzinie o wizycie, ale nikt nie mógł uwierzyć, że tyle razy robione USG wcześniej nic nie pokazało...

Przez cały weekend wszyscy pocieszali mnie, że to pomyłka, że tak czasem jest, że lekarze się mylą. Uczepiłam się tej myśli, mając nadzieję, że moi najbliżsi mają rację....

Brak komentarzy: