Długo nie pisałam, ale w zasadzie nie było o czym pisać, dlatego dziś dopiero (ociupinkę przez Anię ponaglana) zasiadłam do tej (wątpliwej jakości) twórczości własnej.
Najważniejsze: wszyscy wciąż i nieprzerwanie zdrowi jesteśmy i na razie (tfu, tfu, tfu) nie wygląda na to, żeby coś nas miało powalić na kolana. Ale nie rozpisuję się o tym, bo jeszcze los zechce dać mi nauczkę, za to że za bardzo się cieszę .
Noga Bisia wygląda całkiem dobrze według mnie, szwów mu nie wyjęto, bo stwierdzono całkiem słusznie zresztą, że bez sensu męczyć mu tą nogę teraz, skoro za tydzień idziemy na zabieg wyciągania części drutów.... wtedy te stare szwy usuną.
Noga i rana spoko, ale gips.... masakra w jakim jest stanie. Po prostu, najkrócej pisząc - Bysiek dał mu radę .
Ale tydzień wytrzymamy. Nie wiem tylko jaki długi i na jak długo założą ten kolejny gipsior...
Nie wiem, czy już pisałam, że dzięki ludziom o wielkich sercach i ich wpłatom na Bysia subkonto w Fundacji i wpłatom z 1% podatku, mogliśmy sobie pozwolić między innymi na zakup elektrostymulatora, który już od przyszłego miesiąca będzie służył do stymulacji Bysiolkowego pęcherza.
Bardzo mnie to cieszy, bo da mu to szansę na większą swobodę w "pieluchowo - cewnikowej" sprawie. Wierzę, że będzie lepiej kontrolował te sprawy.
Wiosna przyszła i choć niestety nie posiadam ogródka, w którym mogłabym podziwiać budzące się ze snu zimowego kwiaty i sadzić kolejne, to i tak bardzo mnie to cieszy.
Coraz cieplejsze powietrze, mniej ciuchów do wdzierania na dzieci i wózek inwalidzki..... to jest to! Bysiek bardzo szczęśliwy, że może samodzielnie szaleć , choć nie da się ukryć, że bardzo często mówi: "sam chcę chodzić, bo nóżka już zdrowa jest....".
Spacerek
taki kwiatuszek standardowy, ale Marek robił (w szoku byłam) więc musiałam wrzucić
i czapkę "zyzakową" mamy
Dowcip miesiąca:
Kaja - "Marek... co będziemy jeść na Komunii?"
Marek - "Co podadzą!"
I może nic śmiesznego w tym by nie było, gdybyśmy w lokalu mieli tą Komunię.... ale mamy ją u rodziców Marka i SAMI wszystko przygotowujemy
A jeśli o Komunii mowa, to.... sama nie wiem jak to wszystko ogarnąć.
Potrzebuję stołów i krzeseł na ogród, ławek, ogromnej dodatkowej lodówki, mniej stresu, dobrej pogody i sama nie wiem czego jeszcze....
Poza tym w domu Marka rodziców wciąż trwa remont, którego końca nie widzę nawet w snach....
Dziś szukałam kwiaciarni, która zrobi wianuszek z żywych kwiatów dla Olesi i cena z nóg mnie zwaliła.
Teraz Komunia to chyba faktycznie jest traktowana jak sprawdzian przed weselem . Ceny w rzeszowskich lokalach są podobnie wysokie i na każdym kroku można znaleźć zachęcających do wydania jeszcze większej ilości pieniędzy.
Tak więc staram się ograniczać bardzo, może nie do absolutnego minimum, ale tak chociażby w granicach rozsądku i możliwości finansowych naszej rodziny .
Najważniejsze: wszyscy wciąż i nieprzerwanie zdrowi jesteśmy i na razie (tfu, tfu, tfu) nie wygląda na to, żeby coś nas miało powalić na kolana. Ale nie rozpisuję się o tym, bo jeszcze los zechce dać mi nauczkę, za to że za bardzo się cieszę .
Noga Bisia wygląda całkiem dobrze według mnie, szwów mu nie wyjęto, bo stwierdzono całkiem słusznie zresztą, że bez sensu męczyć mu tą nogę teraz, skoro za tydzień idziemy na zabieg wyciągania części drutów.... wtedy te stare szwy usuną.
Noga i rana spoko, ale gips.... masakra w jakim jest stanie. Po prostu, najkrócej pisząc - Bysiek dał mu radę .
Ale tydzień wytrzymamy. Nie wiem tylko jaki długi i na jak długo założą ten kolejny gipsior...
Nie wiem, czy już pisałam, że dzięki ludziom o wielkich sercach i ich wpłatom na Bysia subkonto w Fundacji i wpłatom z 1% podatku, mogliśmy sobie pozwolić między innymi na zakup elektrostymulatora, który już od przyszłego miesiąca będzie służył do stymulacji Bysiolkowego pęcherza.
Bardzo mnie to cieszy, bo da mu to szansę na większą swobodę w "pieluchowo - cewnikowej" sprawie. Wierzę, że będzie lepiej kontrolował te sprawy.
Wiosna przyszła i choć niestety nie posiadam ogródka, w którym mogłabym podziwiać budzące się ze snu zimowego kwiaty i sadzić kolejne, to i tak bardzo mnie to cieszy.
Coraz cieplejsze powietrze, mniej ciuchów do wdzierania na dzieci i wózek inwalidzki..... to jest to! Bysiek bardzo szczęśliwy, że może samodzielnie szaleć , choć nie da się ukryć, że bardzo często mówi: "sam chcę chodzić, bo nóżka już zdrowa jest....".
Spacerek
taki kwiatuszek standardowy, ale Marek robił (w szoku byłam) więc musiałam wrzucić
i czapkę "zyzakową" mamy
Dowcip miesiąca:
Kaja - "Marek... co będziemy jeść na Komunii?"
Marek - "Co podadzą!"
I może nic śmiesznego w tym by nie było, gdybyśmy w lokalu mieli tą Komunię.... ale mamy ją u rodziców Marka i SAMI wszystko przygotowujemy
A jeśli o Komunii mowa, to.... sama nie wiem jak to wszystko ogarnąć.
Potrzebuję stołów i krzeseł na ogród, ławek, ogromnej dodatkowej lodówki, mniej stresu, dobrej pogody i sama nie wiem czego jeszcze....
Poza tym w domu Marka rodziców wciąż trwa remont, którego końca nie widzę nawet w snach....
Dziś szukałam kwiaciarni, która zrobi wianuszek z żywych kwiatów dla Olesi i cena z nóg mnie zwaliła.
Teraz Komunia to chyba faktycznie jest traktowana jak sprawdzian przed weselem . Ceny w rzeszowskich lokalach są podobnie wysokie i na każdym kroku można znaleźć zachęcających do wydania jeszcze większej ilości pieniędzy.
Tak więc staram się ograniczać bardzo, może nie do absolutnego minimum, ale tak chociażby w granicach rozsądku i możliwości finansowych naszej rodziny .