sobota, 17 kwietnia 2010

Narwana Kaja...

Nie wszyscy z Was mnie znają osobiście, więc zdradzę w sekrecie, że miewam szalone pomysły....
Od mamy słyszę, że jestem "narwana". Całkiem możliwe. Ale czasem mam wewnętrzną potrzebę zrobienia czegoś, co innym wydaje się być kompletnie niezrozumiałe i czasem niemądre... ale taka jestem.
To właśnie ja.




Ponieważ (jak zdążyliście zapewne zauważyć) bardzo emocjonalnie odbieram informacje na temat katastrofy pod Smoleńskiem, postanowiłam pojechać do Warszawy, żeby postawić pod Pałacem Prezydenckim świeczkę dla wszystkich 96 ofiar .



Z przyjaciółmi i Markiem pojechaliśmy we wtorek wieczorem do stolicy z nadzieją na pokłonienie głów także przed trumnami prezydenckiej pary.
Niestety nie udało nam się.

Stanęliśmy w kolejce przed północą, ale już po godzinie dotarło do nas, że skoro osoby, które stały tuż przed wejściem do Pałacu ustawiły się w kolejce o 19, to my po prostu nie zdążymy tam wejść. Mieliśmy bardzo ograniczony czas, ponieważ Marek rano musiał być w pracy, a my z Bysiolkiem mieliśmy pojechać do kontroli z nogą (wszystko ok., choć szwów nam nie wyjęli)....




Tak więc zawiedzeni, poszliśmy w kilka miejsc, postawiliśmy znicze i... wróciliśmy do Rzeszówka.








Z całego serca współczuję wszystkim rodzinom osób, które zginęły....





3 komentarze:

Anonimowy pisze...

hmmmm....
a my się właśnie z G.siedząc w domku, przed telewizorem zastanawiamy co za szaleńcy stoją w tej kolejce przez tyle godzin...no i mam odpowiedź
Całusy.
K.

Szyszka pisze...

fajne zdjecia.. zwłaszcza to drugie i 4 z Markiem... co tam szlony pomysł-liczy sie inicjatywa,a ta była dobrą inicjatywą,a takie sie wspiera.. waryjocie :)

KajaS pisze...

Kasiu, dokładnie tak. :) Ci szaleńcy to my.
Aniu, dziękujemy. ;)