czwartek, 8 kwietnia 2010

Nowy sprzęt... i inne dopiski

Zaległości, które mi się nazbierały w ciągu tych kilku dni (jeszcze przedświątecznych) postanowiłam dzisiaj nadrobić, żebyście w miarę na bieżąco wiedzieli co u nas słychać ;)

Jeszcze jak Bysiek był w szpitalu usiłowałam wypożyczyć skądś wózek inwalidzki, który na tych kilka miesięcy zastąpiłby mu nogi.
Niestety... małego wózka w Rzeszowie i okolicy wypożyczyć się nie da (bo nigdzie nie mają), a wypożyczalnia z Warszawy wymagała osobistego przyjazdu do nich w celu podpisania umowy... Ponieważ jednak w dzisiejszej dobie mamy internet, to poprzez aukcję (internetową właśnie) udało mi się używany wózek dziecięcy kupić. Bysiek jest szczęśliwy. Serio.
Nawet w szpitalu próbował jeździć na wózku, dorosłym co prawda, ale jednak i bardzo mu się to spodobało. Teraz dzięki wózkowi sam będzie mógł "spacerować" ;)


Do święcenia pokarmów w Wielką Sobotę zabronił nam wziąć spacerówkę.... (fotkę wrzucę później, jak dostanę od mojego szwagra Tomka, który zdjęcia pstrykał wtedy).

W Wielką Środę byliśmy w przyszpitalnej poradni u neurologa na takiej terminowej kontroli. Pani doktor Byśka z grubsza pooglądała i co najważniejsze stwierdziła, że wszystko jest dobrze i jeśli tak będzie nadal, to mamy się stawić u niej za kolejne pół roku dopiero :)
Dostaliśmy skierowanie na MR (rezonans magnetyczny), który musimy zrobić przed wrześniową wizytą u neurochirurga w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie.
I tu niezła sprawa... rezonans (znaczy się maszyna do wykonania tego badania) jest nieczynny.... bliżej nie wiadomo do kiedy. Ha! Polskie realia ;)
Kazałam zapisać się na sierpień, ale w lipcu na wszelki wypadek zorientuję się, czy maszyna już działa, czy trzeba szukać innego miejsca. Problemem jest to, że Bysiek najprawdopodobniej nie wyleży spokojnie 20 minut na badaniu i trzeba go będzie uśpić na wszelki wypadek. A tego oczywiście nie da się zrobić byle gdzie....

Tego samego dnia byliśmy też na kontroli u ortopedy, który chciał zobaczyć jak będzie się goiła Byśkowa noga. No i podobno wszystko dobrze wyglądało i miałam się nie martwić.
Na tą środę mieliśmy wyznaczony termin do wyjęcia szwów, ale ponieważ dr Sneli nie było, a w przychodni nie było na tyle odważnego lekarza, który podjąłby taką decyzję, to zostaliśmy na kolejny tydzień ze szwami w nodze. Ale nie dziwię im się. Tym bardziej, że ta noga wcale nie wygląda rewelacyjnie... Zobaczymy jak będzie w następną środę ;)

Wspominałam, że Bysiek przeszedł paskudną wysypkę... Strasznie to wyglądało. Bolały go ręce i nóżki, był marudny i osłabiony. Na szczęście leki i maści pomogły i praktycznie już o tym nie pamiętamy.

Święta.... tak szybko nam minęły, że niewiele do pisania o nich jest. Rodzinnie i spokojnie spędzone zostały już tylko wspomnieniem. Ale kilka zdjęć mamy ;)





Najlepsze na śniadanku :




Nawet na podwórku....





Następnym razem napiszę wam, jak rozwija się sprawa przedszkola... :(

2 komentarze:

Szyszka pisze...

jaki on jest łysy na tym zdjeciu z jajkiem niespodzinką!no i zobaczyłam co chciałam-czy dał sie ubrac w koszulke zig zaka:) .
jak ta rana w końcu wygląda? dobrze czy bez szału?doktor nauk przyrodniczych wciska kity i wyglada źle czy ty panike siejesz?

KajaS pisze...

Aniu, w koszulę dał się ubrać, ale na krótko :/
Rana - zdecydowanie bez szału... czekam grzecznie do środy i zobaczymy co i jak ;)