Noga Byśkowa jak wiecie w gipsie jest od 23 marca...
Dziś nie liczę ile to już. Dziś smutek mnie ogarnia z powodu tej biednej nogi.
4 sierpnia byliśmy o dr Sneli, tak z przypadku.
Zdjęli mu gips, kazali chodzić w tym lekkim (według mnie badziewnym jak dla Byśka możliwości) ustrojstwie i pokazać się 25-ego na wizycie. Nie doczekaliśmy się.
W ostatni poniedziałek czyli 9-ego noga znowu spuchła, więc we wtorek nie pozwoliłam mu w ogóle chodzić... akurat z tym to nie mamy jakiegoś większego problemu, mimo tego, że Bysiek to wariat w ruszaniu się.
Jeśli chcę, żeby moje dziecię chodziło - zakładam mu na nogi ortezy. Obecnie, ponieważ na jednej nodze gips jest, to tylko jedną ortezę.
No i sytuacja całkowicie odwrotna, jeśli chcę żeby Bysiek był uziemiony i w miarę spokojny - nie zakładam mu tej ortezy. Siedzi wtedy cały dzień na podłodze i ani kroku nie robi.
Tak więc we wtorek chodzenia nie było i już wieczorem noga była troszkę lepsza.
Mimo to, we środę pojechaliśmy po raz kolejny do przychodni ortopedycznej. Pokazałam się doktorowi, wybrałam kartę i ustawiłam w kolejce.
Dostaliśmy skierowanie na zdjęcie RTG, bo dr Snela powiedział, że skoro noga znowu spuchła, to coś tam się musi dziać i nie wie, czy nie robi się tam martwica kości. W szoku byłam.
No więc zdjęcie zrobiliśmy, poprzednie wzięliśmy do porównania i znowu byliśmy w gabinecie.
"Powiem pani, że aż się boję co na tym zdjęciu wyszło...."
Myślałam, że padnę jak to usłyszałam.
Pokazał mi na zdjęciach wyraźne zaciemnienia przy kościach kostki... na zdjęciach sprzed dwóch tygodni były w zasadzie niewidoczne, a teraz są wyraźne i obejmują większą część kości, niż przedtem...
"Proszę popatrzeć. To co zrobiliśmy podczas zabiegu, już się zrasta, jest bardzo dobrze, ale te zaciemnienia, to coś, czego być z całą pewnością nie powinno i nie wiem skąd się u niego wzięło. To złuszczenie kości. Czeka nas teraz gips za gipsem...."
Ze łzami w oczach zapytałam na jak długo? Wzruszył ramionami. Nie wie tego po prostu.
Noga w miejscu, gdzie jest to cholerne złuszczenie nie powinna się ruszać, jest usztywniona i tam nic nie powinno "chodzić". A jednak.
Nie pamiętam kiedy ja płakałam ostatnio w przychodni... ale tym razem nie mogłam się powstrzymać.
Zagipsowali nas więc ponownie, w ten ciężki, ale i twardy (co w przypadku Byśka jest zaletą) gips i powiedzieli, że spotkamy się za tydzień... bo nawet jeśli Bysiek gipsu nie rozwali, to powinien być on za szeroki, bo opuchlizna zejdzie.
Zaproponowałam, że nie dam mu chodzić, bo skoro bez chodzenia noga nie puchnie, to może warto trochę poczekać. Ale nie, przez kilka dni ma leżeć (oj, tego dokonać jest ciężko) jak najwięcej z nogą do góry, a potem chodzić, lub leżeć. Bo, żeby kości dobrze się zrosły po zabiegu i prawidłowo się rozwijały, to on musi chodzić, a nie siedzieć....
Tak więc znowu Bysiek "kąpie się" w misce, znowu kibluje na podłodze i trochę marudzi. Ale tylko troszkę, bo tak na ogół to wygląda, jakby to nie miało dla niego większego znaczenia. Przyzwyczaił się. A mi jest tak strasznie smutno...
Nie znam przyczyny powstania tego... czegoś, ale ponieważ za tydzień znowu tam będziemy, to spróbuję się dowiedzieć czegoś więcej.
Nie mam siły.
Dziś nie liczę ile to już. Dziś smutek mnie ogarnia z powodu tej biednej nogi.
4 sierpnia byliśmy o dr Sneli, tak z przypadku.
Zdjęli mu gips, kazali chodzić w tym lekkim (według mnie badziewnym jak dla Byśka możliwości) ustrojstwie i pokazać się 25-ego na wizycie. Nie doczekaliśmy się.
W ostatni poniedziałek czyli 9-ego noga znowu spuchła, więc we wtorek nie pozwoliłam mu w ogóle chodzić... akurat z tym to nie mamy jakiegoś większego problemu, mimo tego, że Bysiek to wariat w ruszaniu się.
Jeśli chcę, żeby moje dziecię chodziło - zakładam mu na nogi ortezy. Obecnie, ponieważ na jednej nodze gips jest, to tylko jedną ortezę.
No i sytuacja całkowicie odwrotna, jeśli chcę żeby Bysiek był uziemiony i w miarę spokojny - nie zakładam mu tej ortezy. Siedzi wtedy cały dzień na podłodze i ani kroku nie robi.
Tak więc we wtorek chodzenia nie było i już wieczorem noga była troszkę lepsza.
Mimo to, we środę pojechaliśmy po raz kolejny do przychodni ortopedycznej. Pokazałam się doktorowi, wybrałam kartę i ustawiłam w kolejce.
Dostaliśmy skierowanie na zdjęcie RTG, bo dr Snela powiedział, że skoro noga znowu spuchła, to coś tam się musi dziać i nie wie, czy nie robi się tam martwica kości. W szoku byłam.
No więc zdjęcie zrobiliśmy, poprzednie wzięliśmy do porównania i znowu byliśmy w gabinecie.
"Powiem pani, że aż się boję co na tym zdjęciu wyszło...."
Myślałam, że padnę jak to usłyszałam.
Pokazał mi na zdjęciach wyraźne zaciemnienia przy kościach kostki... na zdjęciach sprzed dwóch tygodni były w zasadzie niewidoczne, a teraz są wyraźne i obejmują większą część kości, niż przedtem...
"Proszę popatrzeć. To co zrobiliśmy podczas zabiegu, już się zrasta, jest bardzo dobrze, ale te zaciemnienia, to coś, czego być z całą pewnością nie powinno i nie wiem skąd się u niego wzięło. To złuszczenie kości. Czeka nas teraz gips za gipsem...."
Ze łzami w oczach zapytałam na jak długo? Wzruszył ramionami. Nie wie tego po prostu.
Noga w miejscu, gdzie jest to cholerne złuszczenie nie powinna się ruszać, jest usztywniona i tam nic nie powinno "chodzić". A jednak.
Nie pamiętam kiedy ja płakałam ostatnio w przychodni... ale tym razem nie mogłam się powstrzymać.
Zagipsowali nas więc ponownie, w ten ciężki, ale i twardy (co w przypadku Byśka jest zaletą) gips i powiedzieli, że spotkamy się za tydzień... bo nawet jeśli Bysiek gipsu nie rozwali, to powinien być on za szeroki, bo opuchlizna zejdzie.
Zaproponowałam, że nie dam mu chodzić, bo skoro bez chodzenia noga nie puchnie, to może warto trochę poczekać. Ale nie, przez kilka dni ma leżeć (oj, tego dokonać jest ciężko) jak najwięcej z nogą do góry, a potem chodzić, lub leżeć. Bo, żeby kości dobrze się zrosły po zabiegu i prawidłowo się rozwijały, to on musi chodzić, a nie siedzieć....
Tak więc znowu Bysiek "kąpie się" w misce, znowu kibluje na podłodze i trochę marudzi. Ale tylko troszkę, bo tak na ogół to wygląda, jakby to nie miało dla niego większego znaczenia. Przyzwyczaił się. A mi jest tak strasznie smutno...
Nie znam przyczyny powstania tego... czegoś, ale ponieważ za tydzień znowu tam będziemy, to spróbuję się dowiedzieć czegoś więcej.
Nie mam siły.
5 komentarzy:
Kaju, bardzo spółczuję. Przytulam i Ciebie i Bysia. Bedzie dobrze, zobaczysz.
Pozdrawiam edyyta
Przykro mi. :(
Trzymam kciuki za to, by ten koszmar rychło się skończył.
Pozdrówka, buziaki,
Marta.
Tak mi przykro :-(
Marzena babcia Oliwki.
a ode mnie to okant powinnaś dostać bo gdybyś smsa napisała,że jest niekorzystnie to przypędziłabym z oddziału chociaż na chwilkę żeby Cie monco uściskać i tego ciężaru na tamtą chwilę od Ciebie zabrać...choć na momencik.
Będzie dobrze!!!Być musi!
konkrety mam nadzieje dostane jakiekolwiek w pon bo zaprzyjaźniony doktor obiecał sie czegokolwiek dowiedzieć:)
Dzięki Wam bardzo...
Prześlij komentarz