środa, 27 stycznia 2010

Zamknij się!

Niezły tytuł... co nie?
A było to tak.

We wtorek byliśmy na rehabilitacji u pani Basi, która twardo wymaga od Byśka współpracy i tego, żeby po prostu ćwiczył porządnie.
Ale Bysiek ćwiczyć nie lubi. I nie pomaga mu tłumaczenie, że musi, że trzeba, że żeby mógł chodzić i grać w piłkę, to trzeba ćwiczyć.... Nie i już!
I coraz gorzej idą nam ćwiczenia. Krzysiek walczy, ryczy, kładzie się i jak tylko może ucieka z rąk pani Basi. Ja się denerwuję, pani Basia wysila, a on wyje.
Masakra dosłownie.
No i we wtorek tak się wściekał, że aż przyszły do sali dwie inne Byśkowe rehabilitantki... pani Madzia (też od ćwiczeń) i ukochana pani Ania (od zajęć pedagogicznych). Ania jest ukochana, głównie dzięki temu, że u niej nie trzeba ćwiczyć, tylko robić zadania.... ale i dzięki jej podejściu do dzieci.
Obydwie panie usiłowały namówić Krzysia do wykonania ostatniego ćwiczenia, bez krzyku, ale nie udało się. Poszły do siebie, a my wreszcie mogliśmy się ubierać i wyjść na korytarz... bo ja miałam już serdecznie dość całej tej sytuacji.
Na korytarz wysunęła ze swojego gabinetu głowę pani Ania, żeby pokazać Byśkowi jak się puszcza "zajączki" ze słońca.... Podobały się. Śmiał się i oglądał zachwycony. Wreszcie powiedział do mnie:

Bysiek - "Idziemy"
pani Ania - "Krzysiu, do domku już idziesz?"
Bysiek - "Nie! Do Wojtasów!
pani Ania - "Gdzie??" i tu nastąpiła cisza... więc znowu
pani Ania - "Gdzie idziesz Krzysiu?" a na to, mój ukochany, grzeczniutki synek do swojej ulubionej Ani....
Bysiek - "Zamknij się!"

Byłam w szoku. Takim prawdziwym szoku, bo nigdy wcześniej mu się nie zdarzyło coś takiego. Do nikogo. Najpierw myślałam, że się przesłyszałam, ale nie. Niestety nie.

15 minut siedziałam na korytarzu usiłując wymusić na nim, przeprosiny.... Na nic. Wyszłam wściekła i w aucie się poryczałam.
Nie z faktu, że tak powiedział, bo wiem, że miał dość, był zły że musiał ćwiczyć, pewnie zmęczony i w ogóle...
Wściekła byłam na to, że moje dziecko ma problemy z "zaczarowanymi" słowami. Bardzo ciężko przechodzą mu przez usta: "proszę", "dziękuję", "przepraszam" i nawet ciężko jest z "dzień dobry" i "do wodzenia".
Rozpaczam nad tym, bo przechodzę to samo drugi raz.... bo jest to jedna z niewielu cech, która jest wspólna dla moich dzieci. Z Olką miałam i w sumie nadal mam ten sam problem. Ciężko się przeprasza.
Usiłuję tłumaczyć, że nie trzeba się wstydzić przepraszania..... wstydzić się trzeba tego, co się źle zrobiło. Nie przemawia to do nich.

Dziś Bysiek wie, że musi Ani kupić kwiatka i czekoladki (z własnych pieniążków) i musi powiedzieć "przepraszam", ale czy będzie w stanie to zrobić.....? Nie wiem. Ale napiszę Wam końcem tygodnia ;)

No. Wygadałam się i już mi lepiej... a teraz spadam, bo muszę na wywiadówkę Oli iść.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

he he he
Witaj w klubie :)))))
w sumie "zamknij się", to jeszcze nie tak strasznie...miał prawo być wściekły, nie?
Ale co ja się tu "mądrować" będę, w końcu ja i moje dzieci to kiepski przykład do naśladowania "leksykalnego" ;)
Całusy.
K.

Szyszka pisze...

:( Niestety Bysiek ma w Fasoli niezły wzór do naśladowania.
Mam nadzieje,że przeprosi,zorzumie i bedzie ok :)

KajaS pisze...

Katapulto, wściekły mógł być, ale powinien przeprosić i już! Wrrr ;)

Aniu, czy zrozumie... tego pewna nie jestem, ale przeprosił ;)

Anonimowy pisze...

No to Kaju mały krok do przodu:) Wiem co mówię bo też mam małego uparciucha pod bokiem:)
kaja

KajaS pisze...

No tak... same "zdolniachy" ;)

sanitera pisze...

Sporo dzieci ma z tym problem, wiedzą,że magiczne słowa są potrzebne i sprawiają ludziom przyjemność, ale już niekoniecznie chcą je stosować, na szczęście szybko z tego wyrastają. Wytrwałości.