W zasadzie dzięki antybiotykowi Bysiek czuje się o wiele lepiej...
Nie gorączkuje już wcale, ale katar i kaszel jeszcze mu dokuczają. No niestety, taka to pora roku w dodatku kapryśna bardzo. Śnieg był kilka dni, a teraz deszcze pada Nie ma się co dziwić więc, że wirusy szaleją, zamiast spokojnie spać snem zimowym... Bo gdyby mróz był to pewnie i chorób zdecydowanie mniej by było.
Ale nic to... Wyjdziemy i z grypy.
Przymusowy pobyt w domku dostarcza nam przeróżnych zabaw wymyślanych przez Olkę, w tym także i takich, które do bezpiecznych niekoniecznie należą. Na szczęście takie pomysły Fasola głośno zgłasza, więc mogę je choć trochę kontrolować (a przynajmniej mam taką nadzieję).
Kilka fotek domowych...
mlekopije dwa...
wspólne rysowanie
skoki przez cewniki... (zdecydowanie Fasola jest niewybiegana)
W niedzielę Ola z tatusiem byli na nartach. Podobno super było, mało ludzi, dobrze przygotowany stok i pogoda nie najgorsza, choć słoneczka prawie wcale nie uświadczyli... (ale przecież nie można mieć wszystkiego ). W tym sezonie już po raz kolejny korzystali z wyciągu na Gromadzyniu i po raz kolejny wyjazd bardzo im się udał. O dziwo fotki też im wyszły nie najgorsze, chociaż mamusi na miejscu nie było... :)
Jedyny niemiły akcent tego dnia to drobny wypadek, który zdarzył się podczas pakowania sprzętu do autka.... Wysiadły nam w klapie od bagażnika amortyzatory i Marek oberwał (tą klapą właśnie) w głowę... i to tak nieźle . Rana już w Rzeszówku została zszyta, a na stoku jeszcze opatrzona przez mojego brata, który jest obecnie na stoku jako ratownik GOPR. Zastanawiałam się, czy trzeba będzie jechać po nich, ale na szczęście wrócili do domu bezpiecznie.
Olka tu właściwie bez nart...
"z drogi, bo jadę!"
Co ciekawego, zauważyłam, że Fasola na większości zdjęć z narciarskich harców, jest sfotografowana z jęzorem na brodzie... Ciekawe dlaczego?
Nie gorączkuje już wcale, ale katar i kaszel jeszcze mu dokuczają. No niestety, taka to pora roku w dodatku kapryśna bardzo. Śnieg był kilka dni, a teraz deszcze pada Nie ma się co dziwić więc, że wirusy szaleją, zamiast spokojnie spać snem zimowym... Bo gdyby mróz był to pewnie i chorób zdecydowanie mniej by było.
Ale nic to... Wyjdziemy i z grypy.
Przymusowy pobyt w domku dostarcza nam przeróżnych zabaw wymyślanych przez Olkę, w tym także i takich, które do bezpiecznych niekoniecznie należą. Na szczęście takie pomysły Fasola głośno zgłasza, więc mogę je choć trochę kontrolować (a przynajmniej mam taką nadzieję).
Kilka fotek domowych...
mlekopije dwa...
wspólne rysowanie
skoki przez cewniki... (zdecydowanie Fasola jest niewybiegana)
W niedzielę Ola z tatusiem byli na nartach. Podobno super było, mało ludzi, dobrze przygotowany stok i pogoda nie najgorsza, choć słoneczka prawie wcale nie uświadczyli... (ale przecież nie można mieć wszystkiego ). W tym sezonie już po raz kolejny korzystali z wyciągu na Gromadzyniu i po raz kolejny wyjazd bardzo im się udał. O dziwo fotki też im wyszły nie najgorsze, chociaż mamusi na miejscu nie było... :)
Jedyny niemiły akcent tego dnia to drobny wypadek, który zdarzył się podczas pakowania sprzętu do autka.... Wysiadły nam w klapie od bagażnika amortyzatory i Marek oberwał (tą klapą właśnie) w głowę... i to tak nieźle . Rana już w Rzeszówku została zszyta, a na stoku jeszcze opatrzona przez mojego brata, który jest obecnie na stoku jako ratownik GOPR. Zastanawiałam się, czy trzeba będzie jechać po nich, ale na szczęście wrócili do domu bezpiecznie.
Olka tu właściwie bez nart...
"z drogi, bo jadę!"
Co ciekawego, zauważyłam, że Fasola na większości zdjęć z narciarskich harców, jest sfotografowana z jęzorem na brodzie... Ciekawe dlaczego?
1 komentarz:
:) nd w ogóle fajna była:)
jezyk na brodzie pewnie dlatego..ze dzieci zawsze jezyk na brode wywalaja,kiedy sie na czymś skupic musza..tak twierdzi Aga...jej brat tez jezyk na brode wywala...jak sie przy smiganiu na rolkach skupic musi choc dzieckiem wcale nie jest ;)
Prześlij komentarz