środa, 10 marca 2010

Wrrrr...

Oj chce mi się warczeć jak nie wiem...
Od kilku bowiem dni, zważywszy na to, że wkrótce rozpocznie się nabór internetowy do przedszkoli, twardo szukam przedszkola, które chciałoby przyjąć Byśka.
Niestety wciąż bez powodzenia.
Dlaczego?
Dlatego, że jak już wcześniej wspominałam, wojewódzkie miasto Rzeszów (podobno stolica innowacji) nie ma w swoich granicach przedszkola integracyjnego.
Tak jak wspominałam mamy jedną grupę integracyjną, do której naboru w tym roku nie ma. I na dzień dzisiejszy to wszystko.
Ale ja będę walczyła. Z pewnością!

Rozmawiałam ostatnio z panią z Wydziału Edukacji UM, naświetliłam jej mój problem i zapewniła mnie, że spróbuje zorientować się głębiej w temacie. I faktycznie po kilku zaledwie godzinach, kazała mi zgłosić się z Byśkiem w najbliższym nam przedszkolu.
Lokalizacja nam odpowiada, ale to w zasadzie jedyne, co nam odpowiada
Bardzo konkretna, ale i miła pani dyrektor, pokazała mi łazienkę i salę maluszków (myślę, że rozmawiała ze mną głównie dlatego, że dzwonili do niej z wydziału edukacji..) i uprzytomniła mi, że Bysiek raczej tam się nie nadaje.... bo,
- po pierwsze w grupie jest przeciętnie po 25 dzieci i generalnie 1 pani, więc nie możemy być pewni, że w razie gdyby Bysiek akurat potrzebował pomocy, pani będzie mogła mu jej udzielić.
- po drugie, dzieci codziennie (jeśli nie wali żabami z nieba) wychodzą na spacery (faktycznie jak przyszliśmy dzieci wracały ze spaceru) więc skoro on musiałby być wożony, to nie będzie miał kto tego robić, bo pań mało i muszą pilnować reszty.... na moją propozycję, że ewentualnie ja mogę na te spacery chodzić, pani odbiła piłeczkę "ale my o różnych porach chodzimy".
- po trzecie, zabawy maluchów są głównie ruchowe, więc czy będzie brał udział? - odpowiedziałam, że nie wiem, bo nigdy jeszcze nie miał okazji bawić się w grupie.
- po czwarte, jeśli na orzeczeniu z poradni psych-ped. będzie zalecone nauczanie indywidualne, to oni niczego dodatkowego mu nie zapewnią, bo nie mają do tego wykształconej kadry.
- po piąte, nie mają miejsca, żeby zapewnić mi 5 minut intymności, żebym mogła go wycewnikować (a wystarczyłoby tylko chcieć).
- po szóste, on powinien umieć wyrażać własne potrzeby, żeby panie wiedziały czego potrzebuje, albo co mu się w danej chwili dzieje (he he he, Bysiek bowiem nie odzywał się do pani prawie wcale, a mnie ciągną tylko za rękaw skrzecząc "yyyyy" - stwierdziłam, że na dziecko to zawsze można liczyć... zawsze pokaże się od najlepszej strony i to dokładnie wtedy, kiedy nam na czymś zależy ).

Nie pamiętam, czy było jakieś "po... kolejne".
W każdym bądź razie, po raz kolejny w wyrafinowany sposób zasugerowano mi, że raczej nie. Ale tego nie powiedziano, więc śmiało składać papiery mogę.
Problem w tym, że nie wiem czy chcę, składać papiery do przedszkola, w którym Krzysiol nie otrzyma należnej mu opieki. Bo jeśliby pani bardziej przychylna była, to "dla chcącego nic trudnego".
Ja rozumiem doskonale, że głównie chodzi o strach i odpowiedzialność, jaka automatycznie nad nimi by wisiała, ale wiem też, że wiele dzieciaków z orzeczeniami chodzi do "normalnych" przedszkoli.
Dziś zatem wykonałam kolejną porcję telefonów do przedszkoli. Tym razem do tych przedszkoli, w których wcześniej bywały grupy integracyjne, bądź specjalne.

Dzwoniłam dlatego, że pani z wydziału edukacji powiedziała mi, że jeśli będzie taka potrzeba, to kolejny oddział integracyjny po prostu zostanie utworzony. I w jednym z tych przedszkoli pani powiedziała mi, że sprawa takiego rozwiąże się w piątek za tydzień... ona bowiem sama jeszcze nie wie, czy u nich taki oddział powstanie.

Bysiek jak zauważył, że skończyłam rozmowę zapytał: "I co psyjmią mnie?..."
(bo od kilku dni, nie słyszy nic poza tym, że nigdzie go nie przyjmą )

Zastanawiam się w jaki sposób zrobić nagonkę na rodziców dzieci N, żeby wiedzieli, że jest szansa na utworzenie grupy integracyjnej?
Jak nic muszę uderzyć do lokalnej gazety, albo telewizji... a co? Niech się zainteresują sprawą. Tylko czy to dla mediów sprawa wystarczająco ciekawa?
Nie wiem, ale niech ktoś nie myśli, że się poddam.... a przynajmniej nie tak wcześnie .
Bardzo mi bowiem zależy na uspołecznianiu Krzysia. Musi się też trochę usamodzielnić, a na pewno łatwiej to zrobi beze mnie. Tym bardziej, że dziś też zakończyliśmy spotkania z pracownikami poradni psych-ped. (końcem marca mam odebrać orzeczenie) i pani psycholog, u której byliśmy powiedziała, że "bardzo by mu się przydało przedszkole".


Dzisiejsze, jeszcze cieplutkie




Ukochane obecnie "Zyzaki makłiny"




I komplet zygzaków z Bysiem




Tak przy okazji, proszę... trzymajcie kciuki za to przedszkole....

P.S.
Po poprzednim wpisie na bloga, zadzwoniła do mnie Ania z takim tekstem:
"Na mieście mówili, że albę potrzebujecie". A znaczyło to, że inna Ania (też ze szpitala w dodatku) albę ma na zbyciu i możemy ją zobaczyć i zmierzyć.
I jak na razie alba się została, choć nie byłam pewna jak Fasola zareaguje na inną niż upatrzona opcję.... Alba rozmiarowo jest całkiem dobra i jak na razie Oli pasuje (zobaczymy, czy jej się nie odmieni).
W każdym bądź razie serdeczne dzięki obu Aniom

4 komentarze:

Szyszka pisze...

za przedszkole qciuki trzymam!mocno!zygzaki makłiny... ciekawe czy mu sie nie znudza do urodzinek :)) juz mam pomysł :)
czytam czytam :) i mysle sobie...ktoś ma takie hasełko jak ja... coż za zbieg okolicznosci :P

Anonimowy pisze...

Ja też trzymam kicukasy za przedszkole. Swoją drogą brak mi słów do "sympatycznej" Pani Dyrektor cholera.
Ja rozumiem że może się boi ale dla chcącego nic trudnego.
Mam nadzieję że się uda.
buziale
B

KajaS pisze...

O dziewczynki, dzięki za trzymanie kciuków... mam nadzieję, że pomogą ;)
Aniu, o jakie "hasełko" Ci chodzi?

Szyszka pisze...

o to hasełko :"na mieście mówią,że.." :) pozdrówka